Malownicza forma życia.
Zespół Ljerke to bardzo interesujące przedsięwzięcie. W skład wchodzą twórcy wywodzący się z Holandii i Norwegii. Sama nazwa wzięta jest z Fryzyjskiego krajobrazu. Debiut wydali we francuskim labelu Eilean rec., a to do czegoś zobowiązuje. Nie geograficzne względy czynią z „Ljerke” płytę godną uwagi. Chodzi o styk muzyki, poezji i filmu. Główną siłą magnetyczną jest Jan Kleefstra. Odpowiada on za głos na płycie. Słowa, które wypowiada, są w języku fryzyjskim. Tym właśnie zabiegiem zespół określa główny nastrój całości. Jest on nieco ponury. Wycieczek poza granice naszej atmosfery tu nie ma. Wręcz przeciwnie, muzycy odpowiadają za utrzymywanie wszystkiego przy gruncie. Jedynie co miesza w głowie to nieodparte wrażenie fantasmagorii, które towarzyszy przez cały czas.
eilean rec. 36 : Ljerke (01.08.18) from M.V / EILEAN REC. on Vimeo.
Lepszego początku niż „Muurv” być nie mogło. Budujące nastrój efekty otaczają z każdej strony. Łatwą kategoryzację utrudniają recytowane fragmenty poezji. Gdybym chciał jakoś określić tę muzykę, to nie dam rady. Właściwie to zbiór różnej maści urywanych fragmentów, słów, odgłosów, dźwięków kontrabasu, struny gitary, które w jakiś, niejasny dla mnie, sposób łączą się w spójną całość. I tylko końcowe podniesienie napięcia daje się jakoś sensownie opisać. Głównym składnikiem jest muzyka improwizowana. Dookreślić można też instrumentarium: gitara, perkusja, kontrabas, efekty elektroniczne, trąbka i głos.
„Skiermunk” wywodzi się z mocniejszych rewirów. Z elektronicznej chmury wyswobadzają się pojedyncze, rwane dźwięki trąbki i kontrabasu. Bardzo plastyczny moment, który za chwilę zostaje poddany wibrującej obróbce. Przypomina to nieco sen wariata, który nie wiedzieć czemu, przeistacza się w delikatne, jazzowe jamowanie. Innej natury jest „Waarbekkasin”. To rzecz najwyraźniej ambientowa. Wietrzne tło pozwala na dosztukowanie iskrzących efektów dla wywołania kontrastu. Opętanie następuje w drugiej części, gdzie instrumenty, niczym fala, wzbierają i wwiercają się w uszy słuchacza.
Całość wieńczy przejmujący „Skjeggfugl”, gdzie wydłużone partie na wysokich tonach rozciągają się przez cały utwór. Są też momenty łatwiejsze w odbiorze jak „Tsjilland”. Pustynny krajobraz tworzony głównie przez przeciągłe frazy trąbki nałożone na plamy dźwięku w tle. Kontrabas w umiejętnych rękach Michaela Francisa Ducha stawia wyraźne akcenty. Elektroniczne wtręty dobrze korespondują z fragmentami tekstu. Po czasie i tak wracamy do tej metody barwnego kolażu, który ma odurzać swą mnogością. Zachwyt podsyca informacja, że „Ljerke” jest rezultatem swobodnych improwizacji granych na żywo. Podskórnie wyczuć można w tym jakiś mistycyzm, który podbudowany jest stroną wizualną całego przedsięwzięcia. Ljerke serwuje muzykę osobliwą, urzekającą swoją malowniczością. Pod pewnym względem może przypominać żywy organizm.
Eilean rec. | 2018