Wpisz i kliknij enter

Kim Gordon – No Home Record

Zaskoczenie? Niekoniecznie.

Po 38 latach grania na różnych scenach, ale przede wszystkim jako współzałożycielka zespołu Sonic Youth, Kim Gordon postanowiła wydać swój solowy debiut. Jest w tym posunięciu odwaga, ale i niepewność. Działania Gordon przeważnie cechowała wywrotowość w zakresie popkultury. Z czasem jej zainteresowania wychodziły poza sferę muzyki, co miało swoje odbicie w podstawowej działalności artystki. Kim Gordon na swoim albumie „No Home Record” postanowiła zebrać to wszystko do kupy, przepuścić przez swoją renesansową filozofię i opatrzyć liryką w stylu sloganów reklamowych. Akurat to ostatnie, znawcy i fani jej twórczości, powinni znać dobrze i równie dobrze na to reagować. Producent został również nieprzypadkowo dobrany, a został nim Justin Raisen (m.in.: Angel Olsen, Yves Tumor, John Cale, Charli XCX).

W utworze „Air BnB” Gordon zabiera nas w przejażdżkę po konsumpcyjnym raju z 47-calowym, płaskim telewizorem, gdzie samochód zostawisz na podziemnym garażu, a wszystko będzie przytulne i ciepłe. Wszystko przy dźwiękach posiekanej gitary. Otwierający „Sketch Artist” musiał zaskoczyć, bo elektroniczna muzyka nieczęsto towarzyszyła głosowi wokalistki. Więcej, sam styl wokalny, przywołuje skojarzenia z awangardowym hip-hopem. W wywiadach podkreślała swoje zainteresowanie tą formą sztuki, ale dopiero na „No Home Record” uwolniła się ze swojej konwencji w sposób spektakularny. Słuchanie tej płyty jest jak przeskakiwanie po różnych rozgłośniach radiowych z nagłymi zaskoczeniami w kwestii doboru repertuaru. Takim skokiem, problematycznym dla mnie, jest „Don’t Play It Back”. Formuła krzykliwej poezji przemawia do mnie, ale muzyczne tło, dość proste, już niekoniecznie. Kawałek wyprodukowany przez Jake`a Meginsky`ego opiera się na motoryce techno, którą można byłoby poprowadzić lepiej, bardziej zawile i nieszablonowo.

Już wolę utwór korzystający z japońskich wpływów z domieszką rapowego podkładu i szeptu artystki, jakim jest „Paprika Pony”. Sąsiadujący z nim „Murdered Out” pełen jest nieobliczalności podlanej brutalizmem. Takie oto sprzeczności łączy charyzmatyczna osobowość Kim Gordon.Bliskie związki z rapem artystka wykorzystuje również w „Cookie Butter”, który można potraktować jako rozliczenie z byłym małżonkiem. Fakt, że wokalistka wyraża swoje myśli na tle minimalnego rytmu, tylko potęguję wrażenia. Przed końcem trafimy jeszcze na Stoogesowy „Hungry Baby” oraz Sonic Youth`owy „Earthquake”. Ten drugi jest bardziej kruchy, atonalny, dronowy niemalże i w końcu można w nim usłyszeć charakterystyczny śpiew Gordon. Koniec należy do noise`owego „Get Yr Life Back”, gdzie to co osobiste łączy się z tym co polityczne: „The end of capitalism / Winners and losers”.

Choć niepozbawiona wad, płyta „No Home Record”, jest istotną pozycją, nie tylko w dorobku artystki. To świadome przedstawienie wykrzywionego, a przy tym paradoksalnie bliższemu prawdy, obrazu rzeczywistości. Kim Gordon nikomu nie mierzwi włosów na głowie, ona je stawia do pionu, nie odcina kuponów, a dopisuje kolejny rozdział. Przekłuwając balon z napisem „american dream” zachęca do pozbycia się fałszywej wygody konsumpcjonizmu, sięgając przy tym po brutalne muzyczne chwyty. Czy można nazwać ten album zaskoczeniem? Niekoniecznie. Szczególnie po lekturze „Dziewczyny z zespołu”. To po prostu Kim Gordon w najokazalszym wydaniu.

Matador | 2019
FB
Spotify
FB Matador







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Polecamy

Kedr Livanskiy – nasza rozmowa

Spotkaliśmy się na chwilę przed jej występem w warszawskiej Miłości, by Yana opowiedziała o początkach swojej drogi muzycznej, szczególnych źródłach inspiracji, a także o tym, dlaczego