Oto pięć najważniejszych wydarzeń, przez które zapamiętamy tegoroczną edycję krakowskiego festiwalu.
Od kilku lat Unsound to o wiele więcej niż festiwal muzyczny. Poprzez liczne spotkania, dyskusje, warsztaty i projekcje jego organizatorzy próbują wpływać na sposób postrzegania świata (w większości) młodych ludzi, uczestniczących tłumnie w imprezie. Tych tłumów na Unsoundzie nie byłoby jednak, gdyby nie muzyka. Dlatego podsumowujemy tegoroczną edycję festiwalu wybierając pięć muzycznych wydarzeń, przez które ją zapamiętamy.
Robert Henke „CBM 8032”
Niemiecki producent jest stałym gościem na krakowskim festiwalu. Najpierw pojawił się tu jako Monolake, a potem przywoził kolejne swoje solowe widowiska. Tym razem na Unsoundzie odbyła się premiera jego najnowszego programu – „CBM 8032”. Henke zaprezentował w jego ramach muzykę stworzoną na archaicznych komputerach Commodore CBM 8032. Praca nad tym materiałem trwała aż trzy lata – i ograniczenie się artysty do staroświeckiego instrumentarium przyniosło oszałamiające rezultaty. W muzyce stworzonej przez niemieckiego artystę na Commodore CBM 8032 było wszystko, co znamy z jego płyt: przestrzenny ambient, zdubowane techno, precyzyjny minimal. Wszystko to jednak brzmiało zupełnie inaczej i w jedyny dla siebie sposób. Show miało też swoją wizualną stronę – również stworzoną na Commodorach – i zachwycało swą bezpretensjonalnością.
Hildur Guðnadóttir „Czarnobyl”
Również i islandzka kompozytorka nie była nowicjuszką na Unsoundzie. Tym razem przywiozła wyjątkowy projekt – nagrodzoną statuetką Emmy oprawę muzyczną do serialu „Czarnobyl”. W Krakowie usłyszeliśmy ją w wyjątkowej scenerii opuszczonej hali fabrycznej. Przestrzeń ta została pomysłowo wykorzystana – i to zarówno jej oświetlenie, jak i znajdujący się w niej poprzemysłowy złom. Guðnadóttir zagrała z pomocą Chrisa Watsona i Sama Slatera – i jej elektroniczne pejzaże uzupełniły dźwięki otoczenie zarejestrowane na terenie elektrowni Ignalina na Litwie. Dronowe smugi miksowałyły się idealnie z bardziej melodyjnymi fragmentami soundtracku, tworząc porywające widowisko będące znacznie czymś więcej niż tradycyjny koncert.
Sote „Parallel Persia”
Nie raz oglądaliśmy na Unsoundzie kooperacje elektronicznych artystów z twórcami muzyki etnicznej. I często te dwa światy nie kleiły się ze sobą. Podczas koncertu irackiego producenta i jego dwóch kolegów grających na egzotycznych instrumentach było zupełnie inaczej: elektroniczne dźwięki koegzystowały z akustycznymi partiami odpalanymi z laptopa w zaskakująco bezkonfliktowy sposób. Początkowo może trochę słychać było, że Sote dominuje nad dwoma muzykami – ale z czasem proporcje te wyrównały się, tworząc brzmieniowo nieoczywistą całość, balansującą między abstrakcyjną elektroniką i świeżym IDM-em, a transowym folkiem.
Terrence Dixon presents Population One
Detroitowi weterani coraz rzadziej docierają ostatnio na Unsound – tym bardziej ucieszył w tym roku występ Terrence’a Dixona. Mistrz minimalowego techno zaprezentował utwory swego projektu Population One. Początek był mocno abstrakcyjny – muzyka rozwijała się powoli od niemal ambientowych form w stronę bardziej detroitowych brzmień. W końcu uderzył jednak sprężysty bit techno i wypełniona po brzegi sala w Hotelu Forum poddała się bez reszty rytmicznej pulsacji, na którą Dixon nakładał raz za razem to coraz inne partie syntezatorów. Trochę to przypominało pamiętny występ Roberta Hooda na festiwalu kilka lat temu – z tym, że muzyka Dixona miała jeszcze bardziej funkowy groove.
Holly Herdnon „Proto”
Brytyjska producentka jest pieszczoszkiem mediów i festiwalowych kuratorów z elektronicznej sceny od swego pierwszego wydawnictwa. Tylu peanów na jej cześć, co przy okazji wydania tegorocznego albumu artystki, nigdy wcześniej jednak jeszcze nie słyszeliśmy. Z tym większą ciekawością uczestnicy festiwalu czekali na koncertową prezentację „Proto”. Efekt okazał się zadziwiająco nośny: Herdnon odpaliła z komputera podkłady rytmiczne do swych nowych utworów, a sama wraz z towarzyszącym jej chórkiem oddała się wyśpiewaniu kolejnych piosenek. I właśnie ta żywiołowość i naturalność sprawiła, że jej show zamieniło się w radosną celebrację, ujmującą pozytywną energią niczym z koncertu gospel.
Foto: M. Stolarska, P. Zanio, F. Preis, H. Majewska.
Panie Komła, nie jesteśmy na „ty” więc prosiłbym o zachowanie elementarnych zasad kultury i dobrego wychowania, nawet (albo i zwłaszcza) w Internecie. To, że czytam Chacińskiego (i nie tylko jego, jak widać), nie oznacza jeszcze, że jestem jego „psychofanem”. Oczywiście każdy ma prawo do komentowania, ale też musi liczyć się z tym, że w przestrzeni publicznej jego/jej słowa spotkają się z odzewem. I niech mi Pan tu nie wyjeżdża z subiektywizmem i rozsądkiem; Pan bardzo często używa podobnych ocen w swoich tekstach. Vide określanie Unsoundu mianem „słabiutkiego”. To jest, jak rozumiem, obiektywne i rozsądne?
Proszę Pana / Pani, dlatego zajmuje się krytyką, która wymaga subiektywnego spojrzenia, nie są to komentarze pod postami / wpisami innych autorów, więc nie rozumiem tego oburzenia co do używania subiektywizmu. Proszę czytać w takim razie innych autorów, np. Chacińskiego, który jak rozumiem nie stosuje subiektywizmu, tak :)? Mam prawo ocenić Unsound – jak każdy inny festiwal – tak samo jak każdy inny, w taki sposób jak to widzę i słyszę.
Panie Komła, przecież to Pan wyjechał z tematem subiektywizmu, a teraz cofa się Pan jak rak. I niech Pan już zostawi w spokoju tego biednego Chacińskiego, nie on jest tu przedmiotem rozmowy. A o tym, kogo będę czytał, pozwoli Pan łaskawie, sam zadecyduję. Ułatwię dyskusję i zadam proste pytanie zamknięte, proszę odpowiedzieć „tak” lub „nie”: był Pan na tegorocznym Unsound?
Szkoda, że bez nawiązania do tego, co niedawno pokazał Robert Henke na Up To Date, tutaj pisaliśmy: https://www.nowamuzyka.pl/2019/09/13/up-to-date-festival-2019-relacja/. A ogólnie to słabiutko Unsound, kiedy tylko pięć – obszerny line-up – oddaje ducha festiwalu.
Panie Komła, ja rozumiem że ma pan palącą potrzebę wtryniania się wszędzie (komentarze u Chacińskiego zachwalające i promujące własne teksty), ale świat nie kręci się wokół pańskiego pisania. To po pierwsze. A po drugie, Unsound jest obecnie najlepszym i najbardziej poszukującym festiwalem w Polsce, a powyższy tekst jest esencja tego, co się działo. Jestem niemal pewien, że pana na tegorocznej edycji nie było. Ale ponarzekać w starym polskim stylu zawsze można, prawda?
@UM, jakbyś dokładnie doczytał / doczytała relację z Up To Date, to set Roberta Henke opisała koleżanka redakcyjna, Ania Pietrzak ;). Mam takie samo prawo skomentować, jak Ty UM. Czyżby kolejny psychofan / fanka Chacińskiego :), który rozlicza kto i gdzie ma prawo komentować? Określanie czegoś na podstawie subiektywnej oceny jako „najlepszy” jak mało rozsądne. Pozdrawiam!