Z półprzymkniętymi oczami.
W chwilach większego natężenia spraw do załatwienia, obowiązków rodzicielskich, a także zwiększenia intensywności obowiązków służbowych, należy za wszelką cenę szukać wytchnienia. Jeśli niemożliwe jest zatrzymanie się w miejscu i oddanie lekturze porządnej książki to trzeba ratować się czymś, co może się przemieszczać razem z nami. Naturalnym wyborem jest muzyka. Dobrze, żeby była rzemieślniczo w porządku, a szczęście potęgować będzie, jeśli dorzuci od siebie jeszcze jakiś autorski krój. Studio Barnhus przychodzi z odsieczą przysyłając debiutancki krążek Belli Boo.
Debiutantka pochodzi ze Szwecji, a naprawdę nazywa się Gabriella Borbély. Jej album „Once Upon a Passion” zawiera dziewięć kompozycji o charakterze łatwym i przyjemnym. Nic lepszego na czas zabiegania nie znalazłem ostatnio. Pierwszy z listy „Can’t Leave You Like This” idealnie wprowadza w klimat o nieco sennej aurze. Jednak jest to tylko pozorny stan, ponieważ w tle skrywają się perkusyjne przejścia oraz taneczna płynność. Analogowy posmak „Stars” wypada równie ciekawie. Delikatne syntezatory, zapętlona melodia i strzępki wokalu. Nic nowego, ale działa.
Niejednostajność płyty jest jej zaletą. „She`s Back!” skutecznie rozpręża atmosferę przyspieszeniami i beatem. Niemniej całość i tak osnuta jest w tonie melancholijnym, ale nie depresyjnym. Więc można powiedzieć, że jeśli to taniec to z półprzymkniętymi oczami. Momenty jak „Hotel Europa” wymagałby poprawy, ale że nie mówię tu o sprawach śmiertelnie poważnych, więc nie ma co przesadzać z krytyką, skoro można „przeskoczyć” ten kawałek i trafić na piosenkę „Your Girlfriend”. Zaskakującą o tyle, że jest to klasyczna popowa propozycja o zabarwieniu łóżkowym w stylu nordyckim.
Bella Boo z rozmysłem kołysze nastrojem słuchacza. Sięga po śladowe ilości soulu i jazzu w „Tuesday” albo korzysta z taneczno-klawiszowego potencjału („Flightmode”). Mnie najbardziej koi „Do The Right Thing”, gdzie słyszymy trąbkę Nilsa Jansona w towarzystwie pulsującego basu i Axela Bomana. I tu, po raz kolejny, Borbély nie przegrzewa atmosfery. Również w „Way Chill” z gościnnym udziałem Def Sound udaje się uniknąć łatwego przejścia w stan nadmiernej ekscytacji. Podoba mi się tak programowo ustawiony dystans. Czuć północny chłód, dzięki któremu Belli Boo udało się nagrać bardzo zgrabną płytę, która w przedświątecznym chaosie może uratować wasze nerwy.
Studio Barnhus | 2019
Bandcamp
FB Studio Barnhus