Szattan glitchującego IDM-u.
To już pięć lat odkąd poznaliśmy „Bloom”, czyli bardzo udany drugi album Łukasza Palkiewicza, szerzej znanego jako Szatt, czyli m.in. 1/3 tria Kroki. Jak bardzo ewoluował ten twórca na trzecim, solowym longplay’u..? Otóż nie, aż tak mocno.
Nadal usłyszymy dźwięki mogące nasuwać skojarzenia z twórczością Bonobo, wczesnego Lapaluxa czy Jona Hopkinsa, a i mocno glitchujące zacięcie producenta pochodzącego z Raciborza nie daje o sobie zapomnieć. Niemniej jednak spotkamy tu znaczące różnice, bo „Gonna Be Fine” to płyta przede wszystkim instrumentalna, nie sięgająca po gości i choć zdarzają się tu wokale, to jednak są one krótko wysamplowane (, np. „Sorrow” czy „Umajena”) i pełnią bardziej rolę dodatkowego dźwięku, niż nośnika treści.
Mamy tu też generalnie bardziej odważne podejście do materii, chociażby dlatego, że Szatt jest tu silnie labilny w kreowaniu temp i nastrojów. Umiejętnie przelewa ambientowe, minorowe i minimalistyczne flauty w wielowarstwowe, IDM-owe rozskakane szkwały. Potrafi sięgać po wiele narzędzi aranżacyjnych, nie nadużywając ich, więc jeśli stosuje arpeggio, to z cwanym spowolnieniem (juke’ujące w końcówce „Anxiety”!), a gdy sięga po mocne pitchowanie syntezatora, to tylko raz w apogeum budowanego napięcia („Self-Struggle”).
Pomimo, pierwszego odczucia, „Gonna Be Fine” nie jest bynajmniej muzyką tła, którą można puścić, np. spokojnie gotując obiad. W tej muzyce za wiele się dzieje na poziomie emocji, co wypływa w najbardziej dla krążka charakterystycznym zmienianiu jego temperatury. Ten album potrzebuje uwagi i dobrych słuchawek, a odwdzięczy się sporą ilością refleksji.
22.05.2020 | Dig a Pony Records
https://www.facebook.com/szatt/
https://www.facebook.com/digaponyrecords