Wpisz i kliknij enter

Eartheater – Phoenix: Flames Are Dew Upon My Skin

W czterech zdaniach.

Przysłuchiwanie się albumowi tylko z powodu okładki byłoby rzeczą chyba dość często spotykaną w dzisiejszym, cyfrowym świecie, gdyż jest to jeden z najłatwiejszych sposobów przyciągania uwagi w kulturze obrazkowej (tu również znakomity przykład tego), ale niekoniecznie od razu należy się zżymać, bo można w ten sposób przegapić album, którego twórczyni znając ten mechanizm próbuje wykorzystać go w słusznym celu – zainteresowaniu muzyką nieoczywistą – jak uczyniła to właśnie Alexandra Drewchin znana szerzej jako Eartheater, o której więcej powinniście przeczytać w tekście Pawła Gzyla.

Płyta „Phoenix: Flames Are Dew Upon My Skin” z pewnością posiada okładkę, by tak zwrócić uwagę na pewien szczegół, ognistą, z tym tylko, że od razu wprowadza w błąd, gdyż Eartheater utkała płytę z powłóczystych, orkiestrowych plam dźwiękowych z dodatkiem mnóstwa akustycznego brzmienia oraz udziwnionego wokalu, którym ochoczo szafuje, a bywa, że zamienia w część dźwięków („Burning Feather”, „Kiss of the Phoenix”), ale żeby nie było za łatwo (i nudno) przeplata fragmenty wysoce eksperymentalne z folkowymi piosenkami, osiągając równowagę.

Interesujące jest odejście od muzyki elektronicznej, a wprowadzenie w to miejsce korzeni akustycznych czym Drewchin z jednej strony zaskakuje, a z drugiej zyskuje: a to za sprawą gości, czyli Marilu Donovana i Adama Markiewicza z LEYA oraz wrzucając na listę płac instrumenty takiej jak harfa, skrzypce czy flet; a to za sprawą łatwo przyswajalnych melodii, którymi dzieli się, aż do przesady tworząc bogate aranżacje o wysokim stopniu natchnienia, a jednocześnie potrafi utrzymać kameralny ton całości – być może izolacja w hiszpańskiej Saragossie miała z tym coś wspólnego.

Inspiracją była geologia więc nie może zaskakiwać, że sporo kwestii dotyczących ziemi, podłoża skalnego, stanów skupienia przenosi się metaforycznie na terytorium opisu życia i relacji międzyludzkich – wszakże w samym środku płyty mamy „Volcano”, z którego Eartheater spogląda na nas, dając jednocześnie (fortepian) upust swej ambicji – odbiciem czego są teksty, z których osobiście podoba mi się najbardziej „Below The Clavicle” z tą nieco znudzoną manierą, popowym uproszczeniem, ale niech to nie wystraszy niezdecydowanych, gdyż zdecydowanie warto poświęcić więcej uwagi tej płycie z powodu kilku naprawdę ciekawych usterek orkiestrowych, które posiada.

PAN | 2020
Bandcamp
FB
FB PAN







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Polecamy