
„Do zobaczenia za 25 lat”
W taki sposób mogli pożegnać się z nagranym w 1995 roku materiałem Peter Kruder i Richard Dorfmeister, kryjąc je skrzętnie w formie kaset DAT. Ich cała wspólna kariera zogniskowała się do wydawnictw z zapisem setów didżejskich, EPek, remiksów, live actów, ale nie… albumów studyjnych. Tym samym mamy tegoroczny, debiutancki LP zatytułowany po prostu „1995”. Nie zapominajmy jednak, że połowa duetu – Dorfmeister – pod kątem wydawania regularnych LP realizował się intensywniej w ramach zespołu Tosca, w ramach którego współpracował z Rupertem Huberem.
Połowa lat dziewięćdziesiątych to legendarny wręcz czas dla tego, co w obrębie downtempa, trip hopu ważne, klasyczne i pierwsze. Materiał K+D wpisuje się idealnie brzmieniowo w tę mitologię. „1995” to pogodny, oparty na dubowym rytmie zestaw instrumentalnych kawałków, w większości których rządzi niepodzielnie rygor 80 bitów na minutę.
Muzyce K+D raczej bliżej do tego rodzaju downtempa, w którym dominuje silnie zarysowany rytm, aniżeli bezbarwność kojarzona z windą lub kanapą. Mamy tutaj lekkość i repetytywność Thievery Corporation i coś komiksowego jak u Herbalisera (szczególnie przy samplach z dęciakami).
Singlowy, otwierający album „Johnson” ma w sobie pierwiastek „cinematic”, jest gęsty, nasączony wokalnymi samplami. Zaczyna się zapętlonym, przytłumionym, wręcz low-fy’owym, kruchym loopem perkusyjnym, który z czasem przekształca się w dyscyplinowany, harmonijny, czysty (niestety trochę przewidywalny) numer, który w oczywisty sposób przywołuje skojarzenia z wiedeńskim vibe’em.
Słowem, które bardzo pasuje to tego albumu jest „klasyka”. Dostajemy bowiem w 2020 klasyczny, nie tyle nawiązujący do złotej ery trip hopu i downtempa, lecz dosłownie z niego wyciągnięty, gdyż materiał (podkreślam) został nagrany właśnie wtedy.
Na uwagę zasługuje kawałek „One break”. Ten 13-minutowy numer rozwija się bardzo powoli, a jego przyciszone, zapętlające się delikatne sample dominują, wychodząc na pierwszy plan w pierwszej części, żeby potem ustąpić miejsca wyrazistej perkusji.
„1995” ładnie płynie, momentami diabelsko emanuje zmysłowością. Włączcie np. „Ambiente”. Jakieś skojarzenia? Moje to „Audrey’s Dance” z legendarnego soundtracku z Twin Peaks.
13.11.2020 | G-Stone Recordings
