Mniej znaczy więcej?
W październiku minęły trzy lata od premiery ostatniego longplay’a w dyskografii amerykańskiego producenta. Po tej dość długiej (jak na niego) ciszy Nosaj Thing uraczył nas zaskakująco spokojną epką, odmienną nawet od dynamicznego, ale w sumie nierobiącego większego wrażania singla For The Light, który otrzymaliśmy nieco wcześniej, bo pod koniec sierpnia. „No Mind” składa się z czterech utworów trwających w sumie jedenaście minut. Twórca podpowiada w notce pod wydawnictwem, że najnowszy materiał ma za zadanie skierować naszą uwagę w stronę siły uważności i obecności, czyli robiącej coraz większą karierę również w Polsce idei mindfullness. Faktycznie nie sposób odmówić spójności w założeniach artysty i finalnym efekcie jego pracy.
Płytę otwiera dwuminutowy „Opal”, czyli ambientowa płaszczyzna głaskana przez charakterystyczne dla Jasona Chunga przyćmione, kobiece miniwokalizy, szepty oraz kojące szmery podkręcone w środkowej części samotnym jungle’owym breakiem. W następnej z kolei miniaturze „Mountain” pojawiają się najpierw tworzące bazę cztery akordy padów, po których prześlizgują się kolejne odprężające elektroniczne smugi, przedzielane spokojnym bitem. Dopiero w „Pressure Points” już od wejścia stery przejmuje napierająca rytmika o technicznej proweniencji, zostaje jednak z miejsca roztopiona w przytulających harmoniach, skręcających w drugim wrażeniu w lekko dysonujące i psychodeliczne rewiry. W końcówce Nosaj dorzuca jeszcze do bezkompromisowo kroczącej perkusji clapwerbel oraz talerz potęgując wrażenie, że zmieniliśmy materiał źródłowy ze spokojnych triphopowych bitów do jakich nas przyzwyczaił na techno z podziemnego klubu.
Na sam koniec mistrz z Kalifornii serwuje nam tytułowe nagranie wywołujące intrygujący dualizm odczuć. Z jednej strony okala nas rozprężająca dawka bezperkusyjnych, przestrzennych i falujących doznań, z drugiej podskórnie jednak odczuwamy tu „lękową” niepewność wzbudzaną przez niepokojące detale i wibrujący basowy pad, o niejednoznacznej harmonii.
Przeglądając nawet pobieżnie całą dyskografię Nosaj Thing można odnieść wrażenie, że najnowsza epka to skręt w nico inną stronę. Czuć, że Amerykanin dąży do rozwijania swoich umiejętności i do rozpoznawalnych dla jego twórczości elementów dorzuca tu figury z mniej znanych pól, nade wszystko jednak twórca określił dla tej pozycji jasny cel, jakim ma być wspomożenie działań nazwijmy tu paramedytacyjnych, stąd pewnie większa samokontrola w rozbudowywaniu polifonicznych wrażeń i oszczędność w używaniu być może rozpraszających detali. Mniej znaczy więcej. W tym wypadku lapidarna forma powoduje więcej zapętleń, by się w nią wgłębić z należytą uwagą.
21.10.2020 | LuckyMe
nosajthing.com
https://nosajthing.bandcamp.com/
https://www.facebook.com/nosajthing/