Piętnaście płyt z tego roku, które najbardziej przypadły mi do gustu.
Regis „Hidden In This Is The Light That You Miss”
Choć brytyjski producent mógł zaserwować na swym pierwszym od niespełna 20 lat albumie typowe dla siebie techno w stylu Birmingham, zwrócił się w stronę bardziej eksperymentalnych brzmień. Łącząc połamane rytmy z niepokojącą elektroniką i wysmakowaną produkcją stworzył zaskakującą i nieoczywistą wizję dźwiękową, która nie miała sobie równych w tym roku. Uzupełnieniem tego albumy jest świetna kompilacja „Tongue Box (Singles 2011 – 2017)”.
Autechre „Sign/Plus”
Kiedy wszyscy byliśmy przygotowani, że na swym nowym wydawnictwie brytyjski duet znów zaatakuje plątaniną matematycznie skonfigurowanych bitów i akordów, tym razem Sean Booth i Rob Brown odsłonili swą bardziej wrażliwą stronę. W efekcie dostaliśmy muzykę uwodzącą tęsknymi melodiami i psychodelicznym klimatem. Nie jest to jednak powtórka z „Incunabuli” czy „Amber”, ale całkowicie współczesna wersja opatentowanego przez Autechre brzmienia.
Terrence Dixon „From The Far Future Part 3”
Choć detroitowy producent jest obecny na elektronicznej scenie prawie 30 lat, dopiero w mijającej dekadzie został w pełni doceniony. Nic dziwnego – prezentuje doprawdy mistrzowską formę. Dowodem tego jego najnowszy album dla Tresora, łączący wysublimowane minimal techno z lodowatym ambientem. Warto również posłuchać drugiej płyty, którą wydał w tym roku – „Galactic Halo” dla Axis.
The Black Dog „Fragments”
Nie tylko Autechre przypomnieli w tym seazonie, że potrafią tworzyć nastrojowy IDM. Podobnym tropem poszło trio z Sheffield. Choć „Fragments” to zestaw luźnych nagrań, w sumie układają się one w wyjątkowo urokliwą i przyjemną do słuchania całość. Tutaj nie ma typowego dla ostatnich dokonań The Black Doga techno – dlatego „Fragments” możemy z powodzeniem postawić obok wczesnych dokonań projektu z lat 90. Podobny wydźwięk ma również nowa płyta Stevena Ruttera z B12 – „Riddle Me Sane”.
Robert Hood „Mirror Man”
Wielkie sukcesy duetu Floorplan sprawiły, że detroitowy producent odpuścił ostatnio solowe dokonania. Cieszy więc, że powraca z nowym materiałem – tym bardziej, że to wysokiej klasy muzyka. Hood żongluje klasycznymi elementami house’u i techno, balansując od typowego dla siebie minimalu do bardziej rozbudowanych form. Skręca przy tym parkietowe sztosy, które eksplodują wyjątkowo pozytywną energią. W równie dobrym stylu powrócił w tym roku Heinrich Miller z Dopplereffekt – w kooperacji z The Exaltics z krążkiem „Dimensional Shifting”.
Dadub „Hypersynchron”
Od techno oddalił się również włoski duet Dadub. Po zmianie składu skoncentrował się na ekstremalnej wersji dubu i ambientu, nurzając go w industrialnych efektach. Co ciekawe – nie przeszkodziło to mu we wprowadzeniu do swej muzyki dyskretnych melodii. Tak powstała wyjątkowo potężna i masywna muzyka, osadzona w kontekście transhumanistycznych wizji rodem z filmów czy literatury sci-fi.
Legowelt „Pancakes With Mist”
Danny Wolfers mnoży swoje pseudonimy i nagrywa niezliczoną ilość płyt, dlatego łatwo przeoczyć kolejny jego krążek. W tym roku udało mu się jednak stworzyć wyjątkowe dzieło. „Pancakes With Mist” przynosi to, co najlepsze w jego twórczości: ezoteryczne electro i techno, silnie nasycone brzmieniami z lat 80. Dlatego więcej tu wokali – dzięki czemu muzyka Holendra zaskakuje popowym sznytem. Bardziej ambientowy ton ma drugi album Legowelta z tego roku – „Tips For Life”.
Cabaret Voltaire „Shadow of Fear”
Choć Richard H. Kirk po rozwiązaniu duetu Cabaret Voltaire na początku lat 90. niestrudzenie tworzył nowe nagrania pod różnymi pseudonimami, powrót do słynnego szyldu sześć lat temu na Atonal Festivalu zelektryzował wszystkich fanów post-punkowej elektroniki. I słusznie: bo pierwszy od długiego czasu nowy album Cabaret Voltaire jest znakomity. Brzmi tak, jakby powstał na progu lat 80. – i dzięki temu idealnie trafia w obecny czas. Spośród nowych wydawnictw industrialnych pionierów, warto również sięgnąć po nową płytę Einsturzende Neubauten – „Alles In Allem”.
Monolake „Archaeopteryx”
Pierwszy od czterech lat nowy album Monolake jest kompilacją nagrań z archiwum Roberta Henke. Wcale nie odbija się to jednak na jakości tego materiału. Muzyka z „Archaeopteryxa” zaskakuje rozmachem, łącząc echa dubowych eksperymentów niemieckiego producenta z początku kariery z późniejszymi wycieczkami w stronę połamanej rytmiki rodem z bass music i onirycznym klimatem wywiedzionym z klasyki IDM-u. W sumie to 90 minut znakomitej muzyki.
Daniel Avery „Love + Light”
Debiutancka płyta brytyjskiego producenta sprzed siedmiu lat nie zawierał nic takiego, co wskazywałoby, że w niedalekiej przyszłości stanie się on jednym z najciekawszych twórców techno i IDM-u. Dopiero „Song For Alpha” objawił w pełni talent swego twórcy. Teraz potwierdza go „Love + Light”, serwując stylową elektronikę o soundtrackowym rozmachu. Świetnie wypadła też w tym roku kooperacja Avery’ego z Alessandro Cortinim na „Illusion Of Time”.
Pole „Fading”
Na okładce nowej płyty Stefana Betke jest zdjęcie obrazu, jaki wyświetlił się niemieckiemu producentowi na ekranie telewizora, krótko po tym, jak uderzył weń piorun. Taka jest też muzyka na „Fading”: niewyraźna, migotliwa, rozmazana. Betke świadomie cytuje na nowej płycie dźwięki ze swoich pierwszych trzech wydawnictw, splatając z nich migotliwą reminiscencję minionego czasu.
Joey Anderson „Rainbow Doll”
Nowojorski producent od początku tej dekady konsekwentnie buduje własną wersję muzyki house. W przeciwieństwie do Moodymana i Theo Parrisha nie koncentruje się jednak na samplach z klasyki „czarnej” muzyki. Zamiast tego stawia na bardziej abstrakcyjne konstrukcje dźwiękowe, w których jest miejsce na niebanalne melodie i odrealniony klimat. „Rainbow Doll” to kolejny świetny album w jego dorobku.
Soela „Genuine Silk”
Działająca w Hamburgu wytwórnia Dial dostarcza nam od lat wysublimowanej wersji deep techno. W tym roku umieściła w swym katalogu wyjątkowo piękną płytę. „Genuine Silk” to dzieło rosyjskiej producentki Eliny Shorokhovej. Sięga ona do tradycji detroitowej elektroniki, uzupełniając ją jednak mocno europejskimi wpływami. Tak rodzi się nostalgiczna muzyka, stawiająca na melodię i nastrój, a nie taneczną energię. Warto też sięgnąć po tegoroczny debiut projektu XDB dla Dial.
E-Saggilla „Corporate Cross”
O ile pierwsze płyty Rity Mikhael eksplodowały wściekłym noise’m, tak ta najnowsza przynosi zupełnie inną muzykę. Niby to IDM – ale podany na świeżą modłę, bo momentami wręcz taneczny. Eteryczna elektronika znajduje tu kontrapunkt w postaci bujających rytmów rodem z dancehallu i trapu. Efekt jest bardzo nośny – a podobne wydawnictwa nagrali w tym roku również DJ Python i Upsammy. Również godne polecenia.
Seltene Erden „Scorched Erden”
Kassem Mosse dał się poznać z abstrakcyjnego deep house’u, który realizuje z powodzeniem od początku tej dekady. Teraz okazuje się, że podobne nastawienie cechuje jego podejście do ambientu. „Scorched Erden” przynosi niecodzienną wizję gatunku, która zaskakuje z utworu na utwór. Choć to mocno eksperymentalna muzyka, chce się do niej wracać, bo ujmuje nietypowym brzmieniem i odrealnionym nastrojem.
mocne zestawienie!
widać, że redaktor wiekowy, bo wiele starych uznanych firm w zestawieniu 🙂 ale większości to solidne płyty w szczególności Monolake
fajne zestawienie , sporo połamanej elektroniki , cóż można by powiedzieć że po prostu historia po raz kolejny zatacza koło , że to już było … było , pewnie … tylko odrobinkę inaczej. Pozdrawiam serdecznie.