Oto one. Płyty z 2020 roku, do których warto wracać. Bez konkretnych podziałów na style czy kraj pochodzenia.
Alva Noto – Xerrox Vol. 4
Mniej pola dla eksperymentu, a więcej dla rozległych przestrzeni, kosmicznej harmonii, a momentami wręcz do neo-classicalu. Przykład znakomitego połączenia świeżej, wybitnej, nietanecznej elektroniki z całym zapleczem doświadczenia, wiedzy i długoletniego producenckiego dossier. Pełna recenzja
Moodymann – Taken Away
House’owa persona z Detroit na swoim ostatnim albumie bardziej uwydatnia pulsacyjny funk i neo soul. Gęsta, rozwibrowana atmosfera fantastycznie łączy korzenie czarnej muzyki z najnowszymi trendami producenckimi. Pełna recenzja
Nathan Micay – The World I’m Going to Hell For
IDM i elementy bass music ale zdecydowanie z tych stron „cinematic”. Do tego przestrzenne, ambientowe połacie zagospodarowane to tu to tam smykami i ciekawymi synthami.
Baasch – Noc
Wyraziste, nie tylko przez warstwę muzyczną, tegoroczne dzieło Baascha, pierwsze zaśpiewane w pełni po polsku. Z jednej strony dowodzi, że mamy do czynienia nadal z tym samym gościem, a z drugiej, że zadziało się coś niespodziewanego. W końcu to 2020. Pełna recenzja
Shinichi Atobe – Yes
Piąty album japońskiego muzyka Shinichi Atobe to elektronika z rejonów deep house i dub techno, która zawiera pierwiastek kruchej delikatności, wyważenia, chillowego słońca. Całość buduje pozytywną, taneczną atmosferę. Oczywiście w wyważonych proporcjach.
Pantha Du Prince – Conference of Trees
Aksamitne techno wzbogacone drewnianą perkusją, wiolonczelą, ksylofonem i charakterystycznymi dla Pantha Du Prince dzwonkami. Całość brzmi bardzo świeżo, delikatnie z zachowaniem harmonijnego vibe’u.
EABS – Discipline of Sun Ra
Wrocławski EABS sięgnął tym razem po legendarne afrofuturystyczne bóstwo, jakim jest muzyka Sun Ra. Kosmiczny, spirytualny jazz został poddany autorskiej dekonstrukcji, która wzbogacona elektronicznymi rozwiązaniami stanowi przyzwoitą, współczesną interpretację klasyki. Pełna recenzja
William Basinski – Lamentations
Gorzkie i przejmujące kompozycje, które emanują smutkiem. Smutkiem głębokim i złowrogim, ogranym na półcieniach i oszczędnych środkach. Dodatkowo mamy do czynienia z samplami z partiami wokalnymi wziętymi z muzyki poważnej. Więcej w recenzji Jarka Szczęsnego.
Sevdaliza – Shabrang
Drugi album pochodzącej z Iranu Savdalizy to genialne kompozycje, które buzują tajemnicą, kobiecością i mrokiem. Z „Sade na kwasie” wyewoluowała nietuzinkowa artystka, która jeszcze bardziej niż na płytach czaruje na koncertach. Różnorodność i wielobarwność melodii sprawia, że obcowanie z „Shabrang” jest niesamowitą przyjemnością.
Błoto – Kwiatostan
Oryginalne, świeże, wymagające uwagi dzieło Cancera G, Księcia Saxonii, Latarnika i Wuja HZG to ważna pozycja w polskim, alternatywnym jazzie. Efemeryczność i nieoczywista struktura perkusji (bardzo ważnej w muzyce Błota) sprawia, że w „Kwiatostanie” jest coś więcej niż połączenie fusion jazzu i instrumentalnego hip-hopu. Pełna recenzja