Post-punkowa podróż do Maroko.
Jedną z najważniejszych zdobyczy brytyjskiej sceny post-punkowej z przełomu lat 70. i 80. była asymilacja różnych odmian „czarnej” muzyki. Palma pierwszeństwa należy się tu oczywiście reggae, ale niemal równie ważny okazał się funk. Wśród zespołów sięgających po puls zasłyszany w nagraniach Jamesa Browna i George’a Clintona był działający w Nottingam kwintet Medium Medium, który pokazał swe umiejętności na płycie „The Glitterhouse” z 1981 roku, zawierającej jeden z zaangażowanych hymnów tej sceny – „Hungry So Angry”.
Centralną postacią Medium Medium był multiinstrumentalista John Reese Lewis. Kiedy okazało się, że natchniony duchem ówczesnych płyt Talking Heads muzyk chce zwrócić się w stronę jeszcze bardziej egzotycznej muzyki z Afryki i Bliskiego Wschodu, reszta grupy nie była z tego zadowolona. Lewis opuścił więc kolegów i wraz z perkusistą Nigelem Kingstonem Stone’m powołał do życia nową formację – C Cat Trance. Już jej minialbum z 1983 roku pokazał, że muzycy z Nottingham mają całkiem oryginalne pomysły.
Ich rozwinięcie przyniósł wydany dwa lata później pełny album duetu. Mamy tu jeszcze post-punk – ale mocno nasycony psychodelicznym klimatem i jazzowymi inklinacjami („The Old Man”). Lewis świetnie gra na saksofonie, często pogłębiając jego brzmienie nakładkami i pogłosami („Rattling Ghosts”). Jeszcze więcej do powiedzenia ma Stone: słuchać tu nie tylko zwykłą perkusję, ale również liczne plemienne ozdobniki („The New Hassan”). „Screaming To Be With You” przywołuje przebojowy punk-funk Medium Medium, a „Shake The Mind” zaskakuje tribalowym industrialem.
Przed nagraniem „Khamu (She Sleeps Walks)” Lewis wybrał się do Maroko. Dokonał tam nagrań terenowych z lokalnymi muzykami – i echa tej podróży słychać na pierwszej pełnowymiarowej płycie C Cat Trance. Brytyjski muzyk stosuje jednak te sample dosyć oszczędnie, przede wszystkim stawiając na „żywą” grę – swoją i kolegi. To był dobry pomysł: nagrania duetu nie są zbyt gęste, zachowują przestrzenne brzmienie, a warstwa instrumentalna nie przytłacza sugestywnych melodii, niesionych przez natchniony wokal Lewisa.
Klanggalerie 2021