
Eleganckie tkwienie w bezruchu.
Najnowszy krążek Ulli podąża wyjątkową ścieżką wydeptaną choćby poprzez swojego poprzednika, wspaniały album „Tumbling Towards a Wall”. Jak powszechnie wiadomo Ulla to specjalistka o wyjątkowym darze żłobienia w dźwiękowych pejzażach. Całość materiału, co dziwi niespecjalnie, jest subtelna i efemeryczna. Nie ma większych zaskoczeń, ale nie odbiera to płycie ciekawości. Są natomiast poprzesuwane akcenty, trochę więcej żywej tkanki, a nawet wyraźniejsze fragmenty ze zbioru jazzu czy bluesa.
Brak zmian notuję również po stronie uroku. Jest posępny, a jednocześnie bliski słuchaczowi. Nienaganne kompozycje, tematyka związana z miłością jednoznacznie spychają nas w strefę komfortu. Otwierający album „Aware of Something” rozprzestrzenionym echem oddaje nastrój całości. Naturalnie mamy do czynienia z planszą ambientową, na której Ulla ustawia swoje pionki. Gitara akustyczna w „Look or Look Away” wprowadza element serdeczności do muzyki. Ukojenie spływające z tego utworu przechodzi wprost do następnego.
„Both Feelings” można spróbować nazwać duchologiczną piosenką. Podobnie zresztą jak „Shelter”. Gitara jest instrumentem, który zdecydowanie najbardziej się wyróżnia. Słyszymy ją w zaszumionym „Chest of Drawers” oraz w „Clearly the Memory”, gdzie elektroniczne mikrodźwięki robią robotę. Wszystko opiera się na niepowtarzalnym klimacie, aurze niedopowiedzenia. Podejrzewam, że w odbiorze może być ona zero-jedynkowa. Albo się na to łapiesz, albo nie. Chętnym do zbudowania sobie kokonu z tej muzyki polecam szczególnie najdłuższy na płycie „Something Inside My Body”.
Ten album jest jak spełnienie marzeń o wolnym czasie, który można wypełnić czym się chce. Można – jak w doskonałym „Far Away” – usiąść i pograć na saksofonie. No właśnie: siedzieć i grać, trochę bez celu, trochę w próżnię, ale czuć się z tym dobrze i swobodnie. Ulla Straus zaprezentowała album, po którym nie należy się spodziewać prężenia muskułów, ani bycia przygniecionym jego wielkością. To ćwiczenia z powściągliwości i radość z istnienia. Niech będzie, że „Limitless Frame” to eleganckie tkwienie w bezruchu.
Motion Ward | 2021
Bandcamp

Obecnie co drugi mieszkaniec Ziemi pisze książkę albo wydaje album lub co najmniej EPkę. Efektem jest totalny zalew szajsu którego nie da się czytać ani słuchać. I szkoda tylko że w tej powodzi gówna, giną rzeczy dobre. Powyższa płyta jest właśnie takim nic nie wnoszącym zapychaczem łącz i serwerów.
@Łukasz, totalnie się z Tobą zgadzam. Dzisiejsze konsumowanie muzyki przechodzi pojęcie. Pisze się aby pisać, nie próbując pokopać głębiej, wyszukać coś oryginalnego, a raczej odklepać, napisać parę śmiesznych akapitów i dalej, dalej. LOL