Wpisz i kliknij enter

James Blake – Friends That Break Your Heart

Bez wyściubiania nosa.

Musiałem przegapić moment kiedy James Blake przeszedł zmianę i z muzycznego postępowca zmienił się w hasającego na bosaka Stinga. Dokonania brytyjskiego muzyka są nierówne. Osobiście pamiętam go najlepiej z finezyjnej płyty „Overgrown”, ale ta powstała w 2013 roku. Od tej płyty minęło sporo czasu, a Blake w międzyczasie zyskiwał środowiskową sławę i stał za sporą liczbą produkcji muzycznych z różnych gatunków muzycznych, z czego najbardziej słyszalne były jego kolaboracje ze światem hip hopu. Przyszedł jednak czas na kolejną solową płytę.

I oto światło dzienne ujrzał „Friends That Break Your Heart”. Na pewno jest to płyta dobrze brzmiąca, dobrze wyprodukowana, ale to absolutne minimum, które Blake`owi należałoby postawić. Po stronie plusów zapisałbym również dawno nie widzianą prostotę. W tej dziedzinie przoduje początek albumu w postaci „Famous Last Words” oraz „Life Is Not The Same”. Startujemy z dwoma lekkostrawnymi utworami ubranymi w szaty elektronicznego popu z niewielkim dodatkiem muzycznych dziwactw lub zakrętów. Niestety dalej jest już gorzej.

Odbiór psuje już utwór numer trzy „Coming Back” z gościnnym udziały SZA. Jest to utwór całkowicie pozbawiony oryginalności i ginie w zalewie muzyki przeciętnej. Podobnie mogę napisać o „Frozen”, gdzie pojawiają się JID i SwaVay. Jeśli miałbym wskazać ciekawszą kolaborację to byłby to utwór „Show Me” z Monicą Martin, ale tu z kolei trudno uwierzyć w zaprogramowany dramatyzm. Utrzymywanie całości w powolnym tempie skazuje płytę na monotonność, miejscami wręcz nudę, a nawet niestrawną manieryczność („Lost Angel Nights”).

Doprawdy jedynym określeniem, które ciśnie się na usta jest nijakość. Nawet jak utwór wydaje się dobrze zaczynać, mieć w sobie jakieś punkty zaczepienia, to i tak skręca w stronę manifestacyjnego banału („Foot Forward”). Do lepszych momentów należy utwór „Funeral”, ale tak wątła kompozycja nie jest w stanie uratować całości. Siedzenie w tej smętnej krainie nasunęło mi myśl, że Blake błądzi. Grzęźnie w wygodnym nurcie kołyszących melodii i nadmiernie lubi słuchać swojego głosu. Mając papiery na bycie innowatorem postanowił nie wyściubiać nosa ze swojej banieczki. Szkoda.

Polydor | 2021
Spotify
FB
FB Polydor







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
2 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Lidia
Lidia
2 lat temu

Oj nie, nie ta płyta jest piękna ale o gustach się podobno nie dyskutuje. Jakoś mi się tu jednak nie klei „Na pewno jest to płyta dobrze brzmiąca, dobrze wyprodukowana, ale to absolutne minimum, które Blake`owi należałoby postawić. Po stronie plusów zapisałbym również dawno nie widzianą prostotę.” z „Doprawdy jedynym określeniem, które ciśnie się na usta jest nijakość.” to jak w końcu jest proszę autora „dobrze brzmiąca” czy „nijakość”, bo nijaki nijak się nie ma do dobrego brzmienia przynajmniej w moim odczuciu. Ja sobie cenię tę płytę za piękne kompozycje, melodyjność, bo czemu to miałaby być jakaś wada i oczywiście za produkcję a po 3 tygodniach nie jestem znudzona.
pozdrawiam autora

Polecamy