Powrót do źródeł.
Kiedy na początku lat 90. nastąpił boom na muzykę ambient, tworzący ją młodzi producenci z klubowej sceny wykazywali się wyjątkową kreatywnością. W efekcie formuła minimalistycznej, wyciszonej i statycznej muzyki, wymyślona niemal dwie dekady wcześniej przez Briana Eno, była uzupełniana różnymi wpływami: najpierw przede wszystkim dubu i techno, a potem kosmische musik czy neoklasyki. Dopiero na początku XX wieku za sprawą mody na drony, ambient powrócił do swych źródeł i stał się w wielu przypadkach skrajnie oszczędną muzyką tła. Przykładem tego twórczość amerykańskiego producenta działającego jako zaké.
Naprawdę nazywa się Zachary B. Frizzell i mieszka w Indianapolis. Zaczynał jako bębniarz, nagrywając grindcore z grupą Anapparatus i post-rock z zespołem Pillars. Dźwiękowe poszukiwania nieoczywistych brzmień z tą drugą formacją natchnęły go do zainteresowania się ambientem. W efekcie w 2018 roku założył blog Past Inside The Present, który z czasem przekształcił się w wytwórnię płytową, mającą dziś aż siedem pododdziałów. Ich katalogi zawierają niezliczoną wprost ilość cyfrowych i winylowych wydawnictw, zarówno takich tuzów, jak ASC, Bvdub, James Bernard, Will Bolton czy Benoit Pioulard, jak i kompletnie anonimowych twórców.
Dwie z tych tłoczni wydają wyłącznie muzykę zaké. Pierwsza płyta firmowana tym pseudonimem ukazała się w 2019 roku. Do dzisiaj amerykański producent opublikował w ten sposób kilkadziesiąt albumów, z których każdy zawiera jego autorski materiał lub muzykę tworzoną z innymi artystami. Jednym z bardziej znanych producentów mających w dorobku kooperację z zaké jest lubiany u nas Joachim Spieth. Najpierw jego nagrania trafiły do katalogu Past Inside The Present, a teraz sytuacja się odwróciła: amerykański producent debiutuje w barwach firmy Affin, prowadzonej przez Spietha.
Album zawiera dwie ponad półgodzinne kompozycje. „Dolera” to spokojnie czy wręcz majestatycznie płynące fale onirycznego dźwięku, jedynie dyskretnie podszyte analogowym szumem i odgłosami otoczenia. Wbrew tytułowi kompozycja niesie ukojenie, wynikające z łagodnego brzmienia, jak i z hipnotycznej powtarzalności, dającej poczucia wyjścia poza czas. „Dolere” wypada zupełnie inaczej. Tym razem eteryczna elektronika zostaje podszyta mrocznym dronem, który z minuty na minutę nabiera coraz większej mocy, wnosząc ze sobą niepokój czy wręcz poczucie bezsilności wobec nieuchronnie nadciągającej katastrofy.
Ktoś, kto nie rozumie estetyki ambientu, mógłby nie zdzierżyć przesłuchania „Dolere”. Aby w pełni zanurzyć się w muzykę z płyty, trzeba nie tylko znać reguły rządzące tym gatunkiem, ale też czerpać z kontaktu z nim przyjemność. Do tego potrzebna jest jeszcze cierpliwość i ponad godzina wolnego czasu. Potem najlepiej otworzyć okno, włączyć „Dolere” i zacząć spokojnie oddychać w rytm kompozycji z płyty. Wtedy muzyka zaké tworzy przed nami swe ukryte piękno. Tak działa ambient zrealizowany według koncepcji Briana Eno – ale nagrany pół wieku później.
Affin 2024