Niemiecka wytwórnia regularnie serwuje płyty z elektroniką, która dla jednych mogłaby być torturą, a innych – doprowadza do ekstazy.
S.I.N.A. „Alte Liebe”
Pod szyldem S.I.N.A. ukrywa się para niemieckich weteranów post-industrialnej sceny – wokalistka Sina Hübner i producent Stefan Böhm. Fani teutońskiego EBM-u znają ich zapewne z tria Pzychobitch, które na początku XXI wieku zaserwowało serię płyt, jakie odbiły się pozytywnym echem w mrocznych klubach dla gotów. S.I.N.A. to projekt poboczny – i ma on na swym koncie już dwa albumy, które zawierały jeszcze mocniejszą muzykę z pogranicza rhythmic noise’u. Teraz niemiecki duet dodaje do swej dyskografii trzeci krążek, wydany jak poprzednie przez wytwórnię Hands.
„Alte Liebe” to tylko pięć premierowych nagrań i trzy remiksy. Hübner i Böhm balansują w nich między różnymi gatunkami klubowej elektroniki o ciężkim brzmieniu. Jest tutaj oczywiście miejsce na mocno ciosany EBM, ale również bardziej piosenkowe formy, ocierające się o post-punk czy nawet synth-pop. Momentami bucha to mocną energią, ale kiedy indziej niestety osuwa się w stronę muzycznego kiczu. W efekcie S.I.N.A. jawi się tu niczym mocniejsza wersja duetu Kittin & The Hacker, z rozkoszą buszująca w schedzie po coraz częściej ostatnio rewitalizowanym electroclashu.
MS Gentur & Sven Phalanx „Larm Bruit Noise”
Muzyczne spotkanie dwóch twórców ekstremalnej elektroniki z okolicy Frankfurtu. Z jednej strony MS Gentur, który nagrał dla Hands dwa albumy z rytmicznym noise’m na początku XX wieku i potem zamilkł. Z drugiej – Sven Phalanx, który jest niezwykle płodny i opublikował niezliczoną ilość płyt, zarówno pod własnym szyldem, jak i w kooperacjach z innymi artystami, sięgając od dark ambientu, przez EBM, do noise’u. Mając różne doświadczenia, wspólnie stworzyli jedenaście oszczędnych i surowych nagrań.
Pierwsza część „Larm Bruit Noise” jest zaskakująco ciekawa. Niemieccy twórcy sięgają po monstrualne basy, połamane rytmy i hałaśliwe efekty, tworząc muzykę balansującą między rhythmic noise’m a breakbeatem czy wręcz dubstepem, w której jest też miejsce na przestrzeń i klimat. Z czasem dociskają jednak pedał gazu do dechy. W efekcie druga część płyty składa się z industrialnego techno o miażdżącym brzmieniu, które dla niewprawionego ucha mogłoby być wręcz dźwiękową torturą. Mimo klubowej rytmiki, nagrania niemieckiego duetu składają się niemal wyłącznie z noise’owych zgrzytów i szumów. Dlatego bardziej spodobają się fanom Ramleh niż Jeffa Millsa.
Eric De Wries „My Battle”
Działający na przełomie XX i XXI wieku duet Winterkälte był jednym z najważniejszych zespołów specjalizujących się w rhythmic noise’ie. Cztery nagrane przezeń albumy, stanowią dziś żelazną klasykę gatunku. W skład duetu wchodził zajmujący się elektroniką Udo Wiessmann oraz odpowiadający za rytmikę Eric De Wries. Pierwszy z nich uruchomił wytwórnię Hands Productions i to jej nakładem ukazały się wszystkie płyty projektu. Ostatnia z nich nosiła tytuł „Disturbance”. Od jej wydania w 2004 roku duet pozostaje w stanie hibernacji.
Tym większą niespodzianką okazała się wydana właśnie debiutancka płyta solowa De Wriesa. „My Battle” zainspirowały dramatyczne przeżycia artysty: w 2023 zdiagnozowano u niego nowotwór mózgu. De Wries zaczął więc walkę o zdrowie, w której towarzyszyła mu muzyka. Siedem nagrań z „My Battle” bucha potężną energią i desperacką żywotnością. Balansują one między industrialnym techno a rhythmic noise’m, wysuwając na pierwszy plan nieustępliwą i mocarną warstwę perkusyjną. Przemysłowe szumy i zgrzyty rozbrzmiewają tu jedynie na drugim planie, uzupełniając bombastyczne bity.
Anarchotech „Origin Stories”
Rob Boyle mieszka w Chicago i jest godnym następcą Ala Jourgensena oraz ekipy z tamtejszego sklepu i wytwórni Wax Trax!. Od 2004 roku organizuje imprezy i gra na nich jako DJ Sprite. Dorobił się nawet własnego cyklu pod cyberpunkową nazwą „Nexus 6”. Jego specjalnością są oczywiście sety z industrialnym techno, które łączą to, co najlepsze w klasyce EBM i nowoczesnej muzyce klubowej. Jako Anarchotech zadebiutował na corocznym festiwalu Forms Of Hands, organizowanym przez Udo Wiessmana. Bo to nakładem jego wytwórni ukazuje się teraz debiutancki album Boyle’a.
„Origin Stories” to zaskakująco przystępna pozycja jak na katalog Hands Productions. Chicagowski didżej gra zdecydowanie do tańca, stąd stawia na prostą rytmikę i wyraziste aranże, w których momentami można się nawet doszukać elementów melodii. Takie podejście sprawia, że utwory z płyty szybko wpadają w ucho i wciągają swą klubową energię. Poza warczącymi przesterami i twardymi bitami, mamy tu metaliczne perkusjonalia i noise’owe efekty. Wszystko to jest jednak wyważone i zgrabnie łączy echa dawnego EBM-u i new beatu z dzisiejszym techno i electro. Dwa dodane remiksy to dodatkowy strzał adrenaliny.
S.K.E.T. „Empires Fall”
Drum’n’bass w katalogu Hands? Jak najbardziej. Mało kto wie, ale niemieccy producenci próbowali miksować połamane rytmy z industrialem już na początku XXI wieku. Należało do nich trio S.K.E.T., które tworzy trzech didżejów, dobrze znanych na niemieckiej scenie klubowej ze świetnego wyczucia do drum’n’bassowych setów, emanujących mocną energią. Nie inaczej rzecz się ma z płytami S.K.E.T.: działając od 2000 roku, do dziś grupa dorobiła się siedmiu albumów, z których większość wydała właśnie wytwórnia Hands.
Już tytułami swych płyt trio komentuje obecną sytuację polityczną w Europie i na świecie. Najpierw był „Capitalism – Continuing Crisis”, a teraz mamy „Empires Fall”. Tym muzycznym opowieściom o globalnej rewolucji i upadku złych imperiów, towarzyszą tu bardzo energetyczne rytmy: zaczyna się od breakbeatu, by potem zahaczyć o dubstep i wreszcie rozpędzić się na maksa w takt mięsistego drum’n’bassu. Industrial pozostaje tu jedynie stylowym ozdobnikiem, bo prym wiodą na albumie przede wszystkim mocno taneczne rytmy i zaskakująco melodyjne partie syntezatorów. Dla fanów połamanych bitów, „Empires Fall” to smakowity kąsek.
Wszystkie informacje: www.handsproductions.com