Wpisz i kliknij enter

Alec Empire – Futurist


Zapoznanie się z nowym albumem Aleca Empire najlepiej rozpocząć od dokładnego obejrzenia okładki. Czarno białe zdjęcie przedstawia byłego lidera Atari Teenage Riot z gitarą na plecach. Niby nic specjalnego, muzyk z gitarą to ograny motyw okładek płyt. Jednak w przypadku człowieka, który zachęcał kiedyś do zamieszek na koncertach, taka prostota może się wydawać podejrzana. Autorem fotografii jest Miron Zownir, wsławiony zdjęciami, które udokumentowały ruch punkowy w Niemczech. Fotki umieszczone na okładce nowej płyty Aleca robione były w zniszczonych rejonach wschodniego Berlina. Klimat zdjęć oddaje nastrój albumu: na postindustrialnych gruzach zjawia się osoba mająca do zagrania parę zaskakująco tradycyjnych rzeczy, jednak w każdym z dźwięków pobrzmiewa chore, toksyczne otoczenie.
„Futurist” to powrót do gitar. Alec odnalazł podobno starego Gibsona SB, dokupił Flyinga V i postanowił nagrać album, który zaskakuje swoim konserwatyzmem. Przy nagraniu płyty wzięła udział Nic Endo, z którą Empire współpracuje już od czasów „60 Second Wipeout” Atari Teenage Riot. Endo była odpowiedzialna za część elektroniczną albumu, choć od razu trzeba dodać, że tej elektroniki nie jest tu zbyt dużo. Jeszcze na poprzednim albumie [„Intelligence & Sacrifice”] Empire nie mógł się zdecydować, czy chce robić muzykę elektroniczną czy gitarową, owocem tych rozterek stał się podwójny album składający się z krążków rockowego i elektronicznego. Na „Futurist” Empire nie zadawał już sobie takich pytań. Gitary wygrały, a płyta jest nadzwyczaj jednorodna, co nie jest w tym przypadku zarzutem.
Rozpoczynający album „Kiss of death” opiera się na niemal popowym riffie. Wszystko podane jest jednak tak, abyśmy ani przez chwilę, nie mieli wątpliwości, że autorem płyty jest twórca klasyków noisu. Empire ani na chwilę nie zwalnia tempa, konsekwentnie atakując słuchacza ścianą dźwięku. Zmieniają się kolejne utwory, co przy pierwszym przesłuchaniu możemy rozpoznać tylko po wykrzykiwanych przez byłego lidera Atari Teenage Riot hasłach ”Night of violence” czy „Make em bleed”. Autor „Futurist” nie stara się zaskoczyć niczym subtelnym. Każdy dźwięk wydaje się ciężki i niebiezpieczny. Jak zawsze u Empira agresja miesza się na przemian z frustracją, czego owocem jest ten pełen energii album.
Jeden z brytyjskich recenzentów napisał, że „choć rewolucja nie może być sfilmowana, to z pewnością ma od teraz swoją ścieżkę dźwiękową”. Dziś, gdy rewolucja i bunt są zwykłym towarem, „Futurist” powala swoją bezkompromisowością. Alec Empire to artysta, który nie główkuje jak tu przypodobać się słuchaczowi – po prostu uderza tak, aby wbić słuchacza w ziemię. Właśnie za to zyskał sobie szacunek sceny alternatywnej i uwielbienie niemałej grupy swoich wyznawców. „Futurist” potwierdza klasę mistrza.
2005







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
QkiZ
QkiZ
18 lat temu

Nie byłbym aż tak surowy w ocenie jak kolega Pentlik. Płyta jest taka sobie, ale podoba mi się i tak. Ale ściężką dźwiękową do rewolucji to ona nie jest. Już wcześniej powstała płyta będąca ściężką dźwiękową do rewolucji. Każdy w temacie wie o jaką płytę chodzi.

k_cza
k_cza
18 lat temu

coz..plytka troszke mnie rozczarowala,ale”night of violence”…jest najlepszym daniem na tym krazku!!!

pentlik
pentlik
18 lat temu

płyta to kompletna pomyłka. po osobie co stworzyła digital hardcore i rozwścieczyła muzykę spodziewać można się czegoś więcej. nowa porcja jest ciężko strawna i nie chodzi mi o odbiór lecz o monotonność. tak nudnego albumu u empaiera ze świecą szukać. po rozpadzie atari, wydał jeszcze kilka płytek, żadna jednak nie była tak niestarwnym daniem, banalnych gitar i perkusji.
potwierdza sie fakt, ze empire lepiej się czuje za syntezatorem niż z gitarą w łapie. tym bardziej, że niektóre riffy z Futurist nie są jego.

pentlik
pentlik
18 lat temu

płyta to kompletna pomyłka. po osobie co stworzyła digital hardcore i rozwścieczyła muzykę spodziewać można się czegoś więcej. nowa porcja jest ciężko strawna i nie chodzi mi o odbiór lecz o monotonność. tak nudnego albumu u empaiera ze świecą szukać. po rozpadzie atari, wydał jeszcze kilka płytek, żadna jednak nie była tak niestarwnym daniem, banalnych gitar i perkusji.
potwierdza sie fakt, ze empire lepiej się czuje za syntezatorem niż z gitarą w łapie. tym bardziej, że niektóre riffy z Futurist nie są jego.

anth
anth
18 lat temu

„Wszystko podane jest jednak tak, abyśmy ani przez chwilę, nie mieli wątpliwości, że autorem płyty jest twórca klasyków noisu.”

Tzn słychać jego głos i dlatego o tym wiemy?

„Zmieniają się kolejne utwory, co przy pierwszym przesłuchaniu możemy rozpoznać tylko po wykrzykiwanych przez byłego lidera Atari Teenage Riot hasłach ”Night of violence” czy „Make em bleed”.”

Bo każdy utwór brzmi tak samo, trzeba zrobić „Futurist Music Maker” , dajesz pan prosty pomysł na riff i tekst, dodajesz perkę, Nic robi co trzeba i włala – kawałek gotowy.

„Jak zawsze u Empira agresja miesza się na przemian z frustracją, czego owocem jest ten pełen energii album. ”
Jak dla mnie „energia” miesza się tu z obrzydliwym lenistwem i ogólnym brakiem pomysłu.

„Jeden z brytyjskich recenzentów napisał, że „choć rewolucja nie może być sfilmowana, to z pewnością ma od teraz swoją ścieżkę dźwiękową”.

Miała być może w 1993, 95, 97, dziś mamy zamiast tego odgrzewany kolet mielony z buraczkami.

„„Futurist” potwierdza klasę mistrza.”

To fakt, klasę ma jaką ma.

Polecamy