Cień wielkiej małpy zawisł nad Europą.
Gernot Bronsert i Sebastian Szary znokautowali dwoma poprzednimi albumami resztę konkurencji i stali się najbardziej rozpoznawalnymi twórcami niemieckiej elektroniki nie tylko na Wyspach Brytyjskich, ale i na kontynencie. Sukces zapewniło im wyraziste odwołanie się do popularnej w Anglii muzyki o mocno zaznaczonych liniach basu. I aż dziw bierze, że wieczny smutas, Thom Yorke, tak zachwycił się stylistyczną żonglerką Modeselektora, że namaścił swym słynnym nazwiskiem ich wcześniejsze i obecne dokonania. Tym razem apetyty były wyjątkowo rozbudzone – zapewne większość konkurencji liczyła z wypiekami na twarzy, że Bronsertowi i Szaremu wreszcie podwinie się noga – ale nic z tego, niemieccy producenci znów nagrali świetny album.
Właściwie recepta jest ta sama – prawie każdy utwór na „Monkeytown” jest zrealizowany według zasad innego gatunku. Zaczyna się od połamanego dubstepu, w którym melodyjnie plumkające klawisze w stylu IDM łączą się ze świdrującym loopem rodem z wczesnego rave`u („Blue Clouds”). Podobna rytmika powraca potem w nagraniu „Grillwalker”. Tym razem dubstepowy kontekst jest okazją dla syntezy 8-bitowych syntezatorów z warczącym basem o nu-rave`owej proweniencji. W sąsiedztwie tych dwóch kompozycji można by umieścić trzecią – „German Clap”. Niemieccy producenci sięgają w tym przypadku po UK garage, wyciskając zeń chmurne pasaże klawiszy skontrastowane z wesołkowatymi efektami zapożyczonymi z happy hard core`a. Można? Można!
Bronsert i Szary nie byliby sobą, gdyby nie ozdobili kilku nagrań wokalami specjalnie zaproszonych gości. Thom Yorke pojawia się tu w dwóch utworach. „Shipwreck” z powodzeniem mógłby się znaleźć na „The King Of Limbs” – dynamiczny rytm o połamanym metrum niesie tutaj zawodzące pasaże IDM-owych syntezatorów, zza których wyłania się natychmiast rozpoznawalny falset wokalisty Radiohead. Słychać tu wyraźną inspirację dokonaniami Actressa – zresztą podobnie, jak na ostatnim albumie Brytyjczyków. Drugi utwór wyśpiewany przez Yorke`a jest zdecydowanie słabszy, kto wie, czy nie najsłabszy z całego zestawu. Dzieje się w nim bowiem wyjątkowo mało, jak na Modeselektor – ewidentnie niemieckiemu duetowi zabrakło pomysłu, jak ozdobić w „This” charakterystyczny wokal angielskiego gwiazdora.
Bez zarzutu wypadają natomiast kompozycje, w których rozbrzmiewają głosy czarnych raperów. „Pretentious Friends” i „Humanized” to soczysty grime, osadzający rymy Bus Drivera i Anti Pop Consortium na rave`owych bitach i basach o przesterowanym tonie. „Berlin” to z kolei zwrot w stronę modnych mutacji R&B w stylu The Weeknd – smoliste rytmy podlane funkowymi klawiszami niosą tu bowiem pomysłowo edytowaną wokalizę Miss Platinium. Jeszcze chwila, a Bronsert i Szary będą produkować Beyoncé.
Jedynym ukłonem ze strony duetu w kierunku rodzimych brzmień jest tutaj „Evil Twin” – siarczyste techno ze starej szkoły, w którym falujące akordy blaszanych syntezatorów wprowadzają chicagowską w stylu nawijkę Otto Von Schiracha. Zaskakujące spotkanie, prawda? Ale jakiego daje kopa! DJ Rush i Green Velvet na pewno będą zazdrośni.
Na koniec Modeselektor zawsze zostawiał jakiś monumentalny IDM (chyba zapożyczył to od Autechre). Tak jest i tym razem – „War Cry” to pulsujący zapętlonym rytmem maszerujących żołnierzy epicki ambient, którego podniosłą atmosferę kreuje syntezatorowe arpeggio podsłuchane w ostatnich dokonaniach Roll The Dice (to chyba niemożliwe – oba duety nagrywały swe ostatnie albumy w tym samym czasie, a jednak!).
Podobnie, jak „Hello Mum!” i „Happy Birthday!”, również „Monkeytown” (dlaczego ta płyta nie ma wykrzyknika w tytule?), podszywa charakterystyczne dla Bronserta i Szarego poczucie humoru. W jakie by bowiem obaj producenci nie uderzali tony, czuć w ich muzyce z jednej strony wielką radochę tworzenia, a z drugiej – niemal autoironiczny dystans. A to sprawia, że słucha się jej z uśmiechem od ucha do ucha. Kto inny w nowej elektronice potrafi wywołać u słuchacza taką reakcję?
Monkeytown 2011
„This” rządzi!!!!! pięknie połamany wokal! chcę się żyć!
Świetny album. Może miejscami słabiej (irytujący lajtmotyw w War Cry) ale kolejny raz Szary i Bronsert zafundowali dopieszczony materiał pełen smaczków. Moim faworytem jest Evil Twin, potem Grillwalker i This. Szkoda tylko że płyta taka krótka. Chciałbym jednak żeby Paweł odszczekał słabość This. Ten numer wcale nie jest słabszy od Shipwreck – dla mnie to „miles away ahead”!!! Acha – nikt lepiej chyba nie skraczuje wokali od MDSLKTR.
ja mam podobne odczucia jak Arek – ciężko mi pojąć jak można się nie zachwycić utworem „This”, będącym elektronicznym majstersztykiem i w moim odczuciu nie tylko najlepszą pozycją w albumie, ale też jedną z lepszych kompozycji niemieckiego duetu (jak wszystkie pozostałe z wokalami Yorka) : )
wszelkie niewydane na albumie tracki z sesji będą trafiały na kolejne single, co do wersji demo itp. to jeszcze nie wiadomo
też jestem (delikatnie mówiąc) zawiedziony wersją „War Cry” zamieszczoną na albumie :/ wersja o której pisał „Arek”, można znaleźć pod linkiem –> http://www.youtube.com/watch?v=pue581AKlJI wg. mnie w/w wersja jest o niebo lepsza !! , Apparat daje mały popis na gitarze i różni się kilkoma poszczególnymi elementami chociaż główny motyw jest oczywiście zachowany, Miejmy nadzieje, że niedługo wyjdzie jakaś edycja z remixami bądź bonusowymi trackami, apropo bonusowych numerów czy ktokolwiek wie coś na temat niewydanego numeru Modeselektora „Take Off Your G-String” ? Grają to na każdym prawie występie a jakielkolwiek informacji ani widu ani słychu.
Mam bardzo głębokie wrażenie, że przeciwnie – numer This jest najlepszym kawałkiem na całym albumie… hipnotyzuje… słucham go na okrągło. A fanem Thoma Yorke’a wcale nie jestem 🙂
29 w Astrze grali Monkeytown release party, gdzie można było zakupić cedeki bądź winyle za 15 ojro. Niesamowite party, super atmosfera. Troszkę zawiódł Siriusmo, choć ludzie bawili się dobrze. Na koniec imprezy do niedogasłych niedobitków wyszedł Szary aby się obściskać i obfotografować – był w kombinezonie roboczym i miał plakietkę: „Szary kennt mich”. I to był dla mnie dowód na ich bezpretensjonalność, luz i zabawę całym tym „gwiazdorstwem” (bo niewątpliwie są dla mnie pierwszoligowcami). Co do koncertu, grali kawałki z nowej płyty, kilka starszych i kilka zupełnie nieznanych. Oczywiście, z mocno podrasowanym basiorem. Poezja.
P.S. Przepraszam za dygresję, to a’propos podsumowania ich występów live.
do komentarza wyzej – no wlasnie to kwestia gustu, bo np. dla mnie „humanized” jeden z lepszych na płycie 🙂
Aha – zapomniałem jeszcze dodać, że nagranie „war cry” jest bardzo stare. Masz wątpliwości, czy nie zostało skądś skopiowane, to je rozwiewam. Już 25.11.2009 w Berlinie na koncercie moderata, który to miał być ostatnim, a jak wiemy wtedy dopiero zespół ten zaczął zbierać przychylne opinie, zagrali go.
Wielki minus jest taki, że wersja koncertowa miała „jaja”. Przez dłużysz czas było tak sobie, smutno. Ale przez chwilę, w środku utworu pojawił się ukochany przeze mnie grzmot. Wizualizacje przedstawiały zdjęcia z całej trasy koncertowej w migawkach. Było to podsumowanie całego, bardzo dobrego, mimo że wśród Niemców (a bawią się dwa razy gorzej niż my) koncertu, a nawet całej trasy. Na płycie niestety zrobili usypiacz.
Na jutubie można gdzieś znaleźć to nagranie. Mam w tej chwili problemy, bo nijak nie umiem go zlokalizować. Tytułu nikt wtedy nie znał. Jakoś jak pamiętam dość kiepska, ale i tak można poczuć co to jest.
Boleję jeszcze nad tym, że w Katowicach na koniec zagrali też coś mi nieznanego, a na płycie tego nie ma. Może to robota apparata i na jego płycie kiedyś będzie, a może pojawi się dopiero wtedy gdy wydadzą kolejną swoją perełkę.
dobra recenzja! ja pozostaję cały czas przy zdaniu, że Modeselektor brzmią najlepiej na żywo 🙂
Wg mnie najlepszy album Modeselektora. Jak umieścili na soundcloud kawałek Pretnetious Friends to juz wiedziałem ze trzeba bedzie sie dokłądnie przyjrzeć temu albumowi i sie nie zawiodłem. Kilka świetnych piosenek, reszta równie dobra 😛
Czy aby na pewno nie pomyliłeś się odnośnie „this”? Moim zdaniem to najlepsze nagranie na płycie. I proszę sobie nie myśleć, że jestem fanem radiohead. Ono po prostu jest idealne. Niestety „humanized” stoi na przeciwległym biegunie (biegunce) kupa całkowita.
Nie wspomniałeś również o green light go – kolejne bardzo dobre nagranie.
A może to kwestia gustu, o którym się nie dyskutuje? Może jednak co innego bawi nas w ich muzyce?