
Jeśli posłuchamy pierwszych nagrań tria The Black Dog dokładnie sprzed dwóch dekad, to zauważymy, że spotykają się w nich elementy brytyjskiego breakbeatu z detroitowym techno.
Potem formacja skręciła w stronę bardziej rozbudowanej elektroniki, stając się pionierami IDM, czego świadectwem były legendarne już albumy „Temple Of Transparent Balls” czy „Spanners”. Kiedy jednak Ed Handley i Andy Turner opuścili Kena Downie, aby założyć Plaid, a ten rozpoczął chwilę później współpracę z braćmi Dust, Martinem i Richardem, wpływy techno znów powróciły do muzyki projektu. Tak było na płycie „Silenced”, a także dwóch późniejszych arcydziełach – „Radio Scarecrow” i „Further Vexations” – gdzie łączyły się perfekcyjnie z elementami innych gatunków.
Dwa ostatnie wydawnictwa Kena Downie i braci Dust – „Music For Real Airports” i zrealizowany wspólnie z członkami Psychic Warriors Of Gaia projekt Dadavistic Orchestra – dedykowane były jednak muzyce ambient i drone. Nic więc dziwnego, że po tym wyciszeniu producenci postanowili dać upust nagromadzonej w sobie energii. W ten sposób narodził się najpierw cykl trzech dwunastocalówek – „Liber Kult”, „Liber Temple” i „Liber Nox” – a teraz nowy album The Black Doga – „Liber Dogma”.
Płyta rozpoczyna się powoli od mechanicznego electro – połamane bity i mruczące basy niosą melodyjnie popiskujące klawisze otoczone perlistymi efektami („Dark Wave Creeping” i „The Death Ov The Black Sun”). Z czasem muzyka nabiera mocy – pojawia się twardy puls techno uzupełniony industrialnymi ozdobnikami i warczącymi loopami („Steam Caliphate” i „Drop Kick Kali”). Atmosfera się zagęszcza, napięcie rośnie, dźwięki stają się coraz bardziej mroczne.
Eksplozja następuje w „Single Light Focus” – niczym w dawnych nagraniach z tresorowego katalogu angielscy producenci ruszają tętniącym galopem, sięgając po klasyczne rozwiązania brzmieniowe: żrące akordy toksycznych syntezatorów, plemienne partie metalicznych perkusjonaliów, świdrujące pętle i przemysłowe pogłosy („Silent Escape” i „Bird Seen”). Wyżyny producenckiej maestrii osiągają w „Hype Knot 7” – na ciężkim podkładzie rytmicznym pojawia się tutaj detroitowy pasaż szeroko rozlanych klawiszy, by w finale wystrzelić w przestrzeń nagrania euforycznym pochodem basu o porażającej mocy. Aż żal, że utwory te trwają tak krótko – zanim udaje się nasycić pierwszym, już płynnie przechodzi on w drugi i trzeci.
Ale brytyjscy producenci wiedzą, co robią – wszak od ponad pięciu lat ich didżejskie sety wypełnia właśnie taka muzyka. I dlatego po najbardziej energetycznym fragmencie albumu, lekko zwalniają, sięgając po electro – wypełnione nostalgicznym motywem fortepianu rzuconego na ambientowe tło („Feeder Rub Out”). A potem znów dosypują węgla do pieca – „Worship: The Drum” i „カークラッシュ魔術” to sprężyste techno wypełnione zwartymi loopami nadającymi całości lekko psychodeliczny posmak. I to koniec – choć płyta trwała niemal równo godzinę, wydaje się, że czas ten minął wprost niezauważalnie.
„Liber Dogma” objawia w ten sposób prawdziwe mistrzostwo swych autorów w tworzeniu muzyki klubowej – pomimo mrocznego klimatu i ciężkiego brzmienia muzyka z płyty wcale nie przytłacza ani nie dołuje. Wprost przeciwnie – wyzwala pozytywne emocje, ładuje radosną ekspresją i porywa do euforycznego tańca. Choćby dlatego album ten można postawić w jednym rzędzie z najbardziej energetycznymi dokonaniami twórców techno w historii gatunku.
Soma Quality Recordings 2011

Swietny materiał i swietna recenzja 🙂
Single wychodziły na 12 calach 🙂
Recenzja sprawiła, że jeszcze mocniej nie mogę się doczekać, aż dotrze do mnie ten album.
Swietna plyta! Juz te siodemki narobily mi smaka, a Liber Dogma to jak dla mnie must have.
Świetna recenzja 🙂