Forma opery z definicji przyjmuje zaangażowanie umysłowe słuchacza. Może właśnie dlatego „Dr Dee” lepiej wpasowuje się w te ramy, będace tu portalem do historii renesansowego myśliciela, aniżeli w pop-rockowe aranżacje, którymi Damon Albarn zwojował tak wiele. A jest o czym opowiadać i czego słuchać, gdyż John Dee z równym zaangażowaniem zgłębiał tajniki matematyki i astronomii, co magii i okultyzmu, jako osobisty doradca sącząc swą wiedzę w uszy Królowej Elżbiety I.
Nie jest to pierwsze spotkanie Albarna ze światem muzyki operowej – „Monkey: Journey to the West”, nosząca wyraźne znamiona rozwiązań kompozycyjnych oraz przede wszystkim brzmieniowych znanych z płyt Gorillaz, jest tworem mało przystępnym, tracącym zapewne niemało w oderwaniu od obrazu. W przypadku „Doktora Dee” problemu takiego nie ma – instrumentarium charakterystyczne dla epoki, wzbogacone sekcją smyczków oraz chóralnymi zaśpiewami, wraz z cicho akompaniującą gitarą Albarna pozwalają traktować ten album jako dzieło niezależne, przekazujące treść także poza deskami opery.
http://www.youtube.com/watch?v=lGzQgTK7ocM
„Dr Dee” ma także jedną, ogromną zaletę – Albarn jako kompozytor nigdy nie otrzymał klasycznego wykształcenia. Dlatego też nieograniczony ramami narzucanymi przez system edukcji muzycznej, ale wspierany nieustannie przez kompozytora pomagającego mu w przelewaniu myśli na zapis nutowy, stworzył obraz Anglii epoki Elżbietańskiej posługując się talentem, doświadczeniem i wyczuciem. A to, że swój kraj potrafi przedstawić w sposób frapujący i magiczny udowodnił już wiele razy – zarówno pod banderą Blur (chociażby „Essex Dogs”), jak i projektem „The Good, The Bad & The Queen”, który PJ Harvey przed nagrywaniem „Let England Shake” słuchała zapewne nierzadko.
http://www.youtube.com/watch?v=F0PFZ06YYgI
Albarn w paru słowach potrafił wyrazić nienazwaną tęsknotę i ludzką ciekawość dotyczącą ciał niebieskich („Saturn”) oraz ubrać w muzykę spotkanie Johna Dee z aniołami (eteryczne zakończenie utworu „The Moon Exalted”). Sceny z jego życia, poprzetykane krótkimi przerywnikami, stanowiącymi zapewne większą wartość dla aktorów na scenie, niż dla słuchaczy w domu, ożywają w kameralnie zaaranżowanych utworach, w których lekko zachrypiały głos Damona przybliża życiorys człowieka nieprzeciętnie inteligentnego, naukowego pioniera, rozerwanego mentalnie pomiędzy wiedzą zdobytą w sposób empiryczny, a marzeniami o kontakcie ze światem pozaziemskim i mocami nadprzyrodzonymi. „Dr Dee” to okazja, by zostać biernym świadkiem tego konfliktu i warto z tej okazji skorzystać. Muzyka wymagająca, jednak o rzadko spotykanej urodzie.
Parlaphone | 2012
Kicz