Wpisz i kliknij enter

Anders Ilar – Elva

Ilar ma jednak własny charakter pisma.

Ten działający od początku minionej dekady szwedzki producent jest wyjątkowo płodny. Nie dość, że ma na swym koncie kilkanaście dwunastocalówek, to udało mu się zrealizować również aż dziesięć albumów. Nie gardzi żadnym formatem – jego płyty ukazywały się na winylu i kompaktach, ale też na kasetach i w wersji cyfrowej. Chociaż zadebiutował w barwach berlińskiej wytwórni Shitkatapult, potem nagrywał dla tłoczni rozsianych po całym świecie. W końcu niczym syn marnotrawny wrócił do Marco Haasa i Saschy Ringa, aby ich nakładem opublikować swój jedenasty album.

„Elva” to przegląd przez wszystkie ulubione estetyki szwedzkiego artysty – uzupełniony o świeże spojrzenie i kilka nowinek. Jak pamiętamy z jego wcześniejszych wydawnictw, z upodobaniem sięgał on po klasyczny IDM. Tak jest i tutaj – przesterowane uderzenia twardych breaków wsparte falującym pochodem basu i oplecione zimnymi pasażami metalicznych syntezatorów otwierają album w utworze „The Iron Door”. Podobne dźwięki wypełniają potem „No Evasion” – z tym, że tym razem Ilar zanurza je w gąszczu splecionych głosów, szumów i trzasków.

Wszyscy wiemy, że IDM wywodzi się w prostej linii z electro. Nic więc dziwnego, że szwedzki producent sięga i po tą estetykę – nadając jej jednak zdecydowanie indywidualny sznyt. Bo najpierw dostajemy „Escape” – z nerwowo podkręconym rytmem, a potem „Red  Stones” – o spowolnionym pulsie, łączącym złowrogie pomruki mrocznego basu z przyjemnie nostalgicznymi tonami klawiszy. Skoro już jesteśmy w latach 80., to Ilar nie potrafi sobie odmówić zmierzenia się z modnym znowu stylem minimal wave. Ale oczywiście robi to na swój sposób. „Stone Circle Maze” mieści się w tym gatunku, bo słychać w nim szorstkie uderzenia automatu perkusyjnego i kroczący bas o post-punkowej barwie, ale z drugiej strony puls utworu ma niemal hip-hopowe metrum, a ubarwia go melodyjny pasaż współczesnych syntezatorów. Bardziej purystycznie Ilar podchodzi do EBM – bo zrealizowany w tej konwencji hipnotyczny „Chronovision” z powodzeniem mógłby się znaleźć na którejś z wczesnych płyt The Klinik.


A potem szybki skok – i jesteśmy w obecnych czasach. Świadectwem tego są dwa utwory kojarzące się z balearycznym dub-housem. Najpierw dostajemy „Mystery Ride” urzekający onirycznym klimatem tworzonym przez spowolnione bity i pastelowe partie klawiszy, a potem „Wheels Of Time” – zaskakujący wpisaniem rytmu walczyka w melodramatycznie brzmiącą elektronikę o soundtrackowym rozmachu. Jakby tego było mało – dostajemy od szwedzkiego producenta również dubstep. To zwalisty „Shadowplay” – łączący połamany puls z industrialnym tłem.

Jest tu również miejsce na tak lubiany przez Ilara ambient. Najpierw przybiera on zaskakującą formą ekscentrycznego eksperymentu w skoncentrowanym na preparowanych dźwiękach piano „The Inner Workings”. Zdecydowanie bardziej klasyczny ton ma finałowy „Spiral” – bo pięknie płynie dostojnym rytmem tworzonym przez nieoczywiste dźwięki skorodowanych klawiszy oplecione metalicznymi efektami.

Urok szwedzkiego artysty polega na tym, że za jaką estetykę się nie weźmie, potrafi na niej wyraźnie odcisnąć swe indywidualne piętno. Tak jest również na tej płycie – która mieni się rożnymi barwami starej i nowej elektroniki. Ilar ma jednak własny charakter pisma – dlatego wszystkie utwory łączy ta sama wrażliwość i podobny wybór dźwięków. Dzięki temu nie sposób pomylić tego twórcę z kimś innym.

Shitkatapult 2012

www.shitkatapult.com

www.facebook.com/shitkatapult.label

www.pinesky.com

www.facebook.com/pages/Anders-Ilar







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
1 Komentarz
Inline Feedbacks
View all comments
keisuke
keisuke
11 lat temu

Od dnia premiery LP Everdom uważałem debiut Ilara za jego dzieło życia. Aż do momentu, gdy usłyszałem numer Iron Door… Facet bezlitośnie miażdży membrany „atakując nas nową ścianą dźwięków”, jak kiedyś zapowiedział jeden prezenter kawałek Rollercoaster grupy The Grid 😀

Polecamy