Wpisz i kliknij enter

Emika – DVA

Emika swoim drugim albumem próbuje awansować do ekstraklasy światowej alternatywy. Do przerwy prowadzi 1:0 i gra bardzo pewnie.

Debiutem, wydanym dwa lata temu, zaintrygowała. „DVA” to nadal świeża sprawa (wyd. 10 czerwca br. w barwach Ninja Tune), ale już można powiedzieć, że osiągnie z nim wiele. Tysiące nowych fanów, dziesiątki pozytywnych recenzji. Czego takiego dokonała Czeszka urodzona w Wielkiej Brytanii, aktualnie mieszkająca i tworząca w Berlinie?

Począwszy od orkiestrowej uwertury „Hush” nagranej z gościnnym udziałem Michaeli Šrůmovej (diva praskiej Opery Narodowej) wprowadza nas w swój własny, nieco hermetyczny, nieco pokręcony świat. Dęciaki w „Young Minds” mają w sobie coś z piosenki dworskiej, gdyby nie fakt, że po kilku sekundach atakują nas mocny bit i przesterowany bas. I już wiemy, że „DVA” będzie trudnym, depresyjnym, ale i zaskakującym albumem.

Emika to zwalnia, to przyspiesza, obracając się jednak w molowych tonacjach, okraszonych dubstepową perkusją i basem, sporą dawką efektów tworzących dodatkowo klimat i swoim własnym, rozmarzonym acz smutnym głosem. O ile „She Beats” utrzymuje klimat „Young Minds”, o tyle „Filters” to już doskonałym chilloutem. Smutniej robi się w „After the Fall”. Emika na „DVA” nie szuka prostych rozwiązań, pięknych harmonii, oczywistych finałów. Bawi się formą, czasami rozciąga coś, powtarza po kilka razy – poniekąd stoi na krawędzi, jednak w tym szaleństwie jest metoda.

Z każdym kolejnym utworem poszerza nam się spektrum muzycznych poszukiwań Czeszki, ale wszystko jest wyważone, przemyślane i sensowne. Z porządku wyłania się chaos, z chaosu porządek, ze smutnego spokoju wyziewa żal, ale i złość. Minimalistyczna okładka z burzącym ład czerwonym paskiem oddaje charakter album we właściwy sposób. Przepiękny, niemal filmowy (mógłby to nagrać też Moby) „Dem Worlds” to doskonała chwila wytchnienia po niełatwej i niespokojnej pierwszej części albumu.

Jest w „DVA” coś teatralnego. Jest w tym jakiś koncept (choć bardzo w swojej prostocie rozbudowany – ach, te paradoksy). Do drugiego albumu Emiki można by napisać sztukę, co prawda byłby to spektakl smutny, zimny i awangardowy; scenografia byłaby raczej postindustrialna, a na aktorów padałby deszcz ze śniegiem. Nie sposób też nie zauważyć pewnego podobieństwa do Björk. I nie chodzi tylko o podobieństwo muzycze, ale również o wrażliwość, ową teatralność i żonglowanie formami.

Klaustrofobia w ogromnych, pustych przestrzeniach, fortepiany i smyczki przemieszane z dubstepem, „Sleep With My Enemies” jak najbardziej na plus. „Primary Colours” wzrusza. Emika czasami pięknie śpiewa, a czasami tylko sennie melorecytuje. Wtedy przypomina Beth Gibbons z Portishead. A ze wszystkiego wyziewa przysłowiowy bristolski smutek. „Wicked Game”, którym kilka miesięcy temu Czeszka zapowiedziała swój album, jest teraz tylko wisienką na torcie bez świeczek. Singlowe „Searching” czy „Centuries” to doskonały łącznik pomiędzy niespokojnym albumem i podniosłym finałem w postaci pięknego „Criminal Gift” (i tutaj naprawdę jest duch Beth Gibbons!).

Emika upiekła chleb wieloziarnisty. Dubstep, neoklasyka, synthpop, trip-hop, muzyka filmowa, połączyła bardzo płynnie. Przy całym swoim minimalizmie, wycisnęła z dźwięków nawet więcej niż się dało. „DVA” to przepustka. Podczas gdy Björk od kilku lat zjada własny ogon, Emika może za niedługo zająć jej miejsce. Zasłużona piątka.

PS. 22.09 Emika wystąpi na finałowym koncercie Sacrum Profanum (gdzie wraz z kolegami zmierzy się z twórczością Lutosławskiego), ponadto zaprezentuje własny materiał w Warszawie i Wrocławiu. Kto żyw – niech idzie!

Profil na Facebooku »

Słuchaj na Soundcloud »

Szczegóły na Discogs »







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Polecamy