Kolejny pojedynek na gitary oraz głos, lecz tym razem bliżej post-punka i rocka. USA vs. Holandia!
Feral Kizzy – „Slick Little Girl” (26.06.2015 | eliterecords)
Po dobrze przyjętych singlach, amerykańska grupa z Long Beach w stanie Kalifornia wydała swój pierwszy długogrający album – „Slick Little Girl”. To, co od razu rzuca się w uszy, to bardzo ciekawy głos wokalistki Kizzy Kirk (blisko PJ Harvey z płyty „Rid of Me”), który ładnie koresponduje z warstwą muzyczną generowaną przez Brende Carsey, Johnna Lima, Mike’a Meza i Kevina Gonzaleza. Niektóre ich nagraniach można umieścić tuż obok Concrete Blonde i The Yeah Yeah Yeahs. Choć taki fragment jak „Lament” zmierza w nieco inną stronę, gdzie mamy lata 80., syntezatory oraz brzmienie gitar na styku Sonic Youth i The Cure z okresu „Disintegration”. Czasem bliżej im do glamowego grania spod znaku Bowiego. Jak przystało na porządnych post-punkowców potrafią wycisnąć ze swoich gitar sporo mocy i dobrej energii („Lapdog Apparition”). W „The Skin Is Thick” powiało nowąfalą. Z kolei takiego kawałka jak „Not My Mind” nie powstydziłaby się sama Patti Smith.
Strona Feral Kizzy »
Profil na Facebooku »
Profil na BandCamp »
Labasheeda – „Changing Lights May” (18.05.2015 | Presto Chango Records)
Zespół z Amsterdamu Labasheeda działa już od 2004 roku i ma na koncie kilka płyt. Tegoroczny longplay „Changing Lights May” to ich czwarte wydawnictwo. W holenderskiej grupie też mamy wokalistkę, a jest nią Saskia van der Giessen, która oprócz tego gra na gitarze i skrzypcach. Na drugiej gitarze, syntezatorach i basie mamy Arne Wolfswinkela, a na perkusji Bas Snabilie. Głos van der Giessen zdecydowanie wyróżnia się na tle innych wokalistek (mogłyby tworzyć ciekawy duet z Kizzy Kirk). Z jednej strony gitarowe partie zostały w miły sposób utopione w brudnym/garażowym brzmieniu, a z drugiej – ich drapieżny riffy nawiązują m.in. do Sonic Youth czy Dinosaur Jr („My Instincts”, „Wasteland”, „Circles”). Niekiedy wkrada się też melancholijna nuta („Changing Lights”, „Cold Water”), zaś dobrze prowadzony slide po gryfie zawsze robi duże wrażenie („Tightrope”). Niebanalnie wkomponowane partie skrzypiec pojawiły się w lekko post-rockowym fragmencie „Leave of Absence”. W „Fifty-Nine” zapachniało z kolei PJ Harvey z lat 90. Poziom obu tych wydawnictw zmusił mnie do przyznania remisu.
Strona Labasheeda »
Profil na Facebooku »
Profil na BandCamp »