Nomada z laptopem.
To już 6 studyjny album w 16-letniej karierze Simona Greena. Producenta, któremu jak dotąd nie powinęła się noga i którego cała twórczość nie opuszcza ustalonego już na debiucie wysokiego poziomu. Do najnowszego krążka również trudno się przyczepić. Bonobo po raz kolejny melanżuje żywe instrumenty (flugerhorn, klarnet, puzon, Rhodes, trąbka, pianino, saksofon tenorowy, melotron, flet, gitara) z samplingiem i VSTi, meandrując przy tym wokół niejako zarezerwowanych dla siebie ciepłych harmonii i brzmień, ale podobnie jak na kolejnych wydawnictwach dodaje do nich trochę nowych elementów, jak chociażby w najciekawszym z całego zestawu 12 utworów prawie 8-minutowym „Outlier”. Rozpoczyna go bit przypominający pod kątem konstrukcji i brzmienia rytmiczne szkielety Moderata, ale jego charakter uspokajają kołysankowe melodie na które znowuż spadają kolejne lekko sprzężone electro-fale. W połowie numeru następuje spowolnienie i wygaszenie poszczególnych ścieżek, tylko po to by z odległych planów coraz wyraźniej wyłaniała się hipnotyczna syntezatorowa pętla zmieniająca osobowość kawałka z wyraźnie refleksyjnego na niejednoznacznie taneczny.
Bonobo – „Outlier”
Generalny wydźwięk krążka jest sentymentalno-smutny (sporo smyczków, np. w niemal ambientowym „Second Sun”) i nawet w momentach, gdzie bit podkręca się breakbeatowo czy house’owo wydźwięk pozostaje ten sam. Jest tak na przykład w singlowym „Kerala” gdzie został użyty sampel z hitu roku 94′ („Baby” autorstwa Brandy) czy też w „7th Sevens”. Tradycyjnie na krążkach 40-letniego Anglika pojawiają się wokaliści. Tym razem Bonobo do współpracy zaprosił Australijczyka Nicka „Chata Fakera” Murphy’ego (“No Reason”), Kanadyjczyka Michaela Milosha z duetu Rhye (stworzony podczas lotu z Miami do Los Angeles “Break Apart”), amerykańską wokalistkę Nicole Migilis z Hundred Waters (“Surface”) oraz marokański zespół Innov Gnawa (“Bambro Koyo Ganda”).
Bonobo – „Kerala”
Patrząc przez pryzmat sytuacji geopolitycznej na świecie Green nazywając swój album „Migaration” nacechował swoje dzieło politycznie i jest to coś zupełnie nowego dla jego niezaangażowanej dotychczas twórczości. Jest to też pierwszy longplay, który powstawał na przestrzeni 3 ostatnich lat nie w studiu, a głównie na Abletonie – w przypadkowych warunkach okołoziemskiej podróży (na płycie są np. dźwięki windy, suszarki czy deszczu). Sam dobór gości z różnych zakątków globu również może wskazywać na to, że Bonobo opowiada się za zniesieniem sztucznych barier dla ludzkiego przemieszczania się, metaforycznym podkreśleniem, że człowiek podobnie jak muzyka nie powinien mieć przed sobą granic – tak jak to było u początku jego egzystencji.
Spójna z tym przekazem wydaje się być również warstwa wizualna (autorstwa Neila Kruga) towarzysząca albumowi. Piękne zdjęcia natury (z pustyni Mojave odwiedzanej przez Bonobo w celu przesłuchania kolejnych tracków), w którą ingerują sztuczne wybuchy, światła lub kojarzący się z wydobywaniem paliw ogień mogą sugerować, że pomimo zdolności do tworzenia piękna w postaci chociażby albumu „Migaration”, zaprzepaściliśmy jako gatunek potencjał pierwotnej dziewiczości i otwartości świata.
13.01.17 | Ninja Tune
http://bonobomusic.com/
https://bonobo.lnk.to/profile/facebook
https://bonobo.lnk.to/profile/soundcloud
powinęła
To posłuchaj jeszcze raz. najlepiej na winylu.
Miałeś rację. Jest kilka perełek. Tym razem jednak górę biorą instrumentale. z wokalami kiepsko.
Nie podoba mi się ten album. Brzmi jak odrzuty. Smutno mi 🙁