Dyskotekowy moment graniczny wyznaczający koniec. W tym przypadku – całe szczęście.
Przy okazji ogłoszenia, że dziesiąty studyjny album GusGus ukaże się 23 lutego, islandzki duet (tak, już duet) opublikował rozszerzoną wersję EP-ki „Featherlight”. Pierwotnie ukazała się ona w ubiegłe lato. Obecna wersja zawiera dodatkowy singiel z nadchodzącego albumu GusGus pt. „Lies Are More Flexible”. Otóż poza utworem tytułowym, który występuje na EP-ce w trzech wersjach (radiowa, instrumentalna i remiks oznaczony jako „BiggiVeira@ThePool Mix”) znajdziecie na „Featherlight” jeszcze utwór „Spiraling”.
Wspomniany dziesiąty album GusGus „Lies Are More Flexible” ukaże się nakładem własnej wytwórni GusGus – Oroom. I szczerze, to raczej będzie spektakularny upadek. Zapowiada to właśnie EP-ka „Featherlight”. Jedynym jej „znośnym” momentem jest dwuminutowe transowe przejście, którym kończy się „Featherlight” w remiksie „BiggiVeira@ThePool Mix”. Rytmicznie pulsujące synthy wypełniające ten fragment są nawet intrygujące. Co z tego? Trwają raptem dwie minuty z dwudziestominutowej EP-ki, która jest naprawdę kiepska. Nie ma mowy o jakimkolwiek nawet zbliżeniu się do poziomu „Mexico” z 2014 r., nie mówiąc już o którymkolwiek z wcześniejszych albumów.
Zarówno „Featherlight” jak i „Spiraling” to dziwne dyskotekowe hybrydy, trącające muzycznym klimatem lokali, które swoje nazwy zaczerpnęły z nazewnictwa państw Ameryki Południowej. Kompletnie nie wiem co Daniel Ágúst Haraldsson i Birgir Þórarinsson, którzy ostali się w składzie GusGus, chcieli tymi utworami przekazać. Nie mają one w sobie ani radości, ani nostalgii, wreszcie są niezwykle męczące. Momentami wręcz skrajnie nieznośnie jak np. „Spiraling”, który pomimo zacnej idei, do której odwołuje tytuł, stał się siedmiominutową pętlą otępiającego beatu. Niemniej zły jest „Featherlight”. Jego mdląca linia zestawiona w nużącymi wokalami przypomina tzw. samotne momenty złych imprez, po których nie ma już nic. Jakież to symboliczne!
W tym wszystkim jest niewątpliwie jeden plus. Nawet wielokrotne wysłuchanie obu utworów nie powoduje, że jakkolwiek zapadają one w pamięć. Dodatkowo, cudownie podkreślają piękno ciszy.
Jednego tylko nie mogę pojąć. Jak to możliwe, że za „Featherlight” odpowiadają ludzie, którzy byli częścią czegoś tak dobrego jak album „Polydistortion” wydany w 1997 r., przypominanego przez NM w ramach zestawienia „Ten wspaniały rok 1997” ? Ale to już temat na zupełnie inny tekst.
Rok po artykule dalej sold-outy, do zobaczenia w Londynie na koncercie, peace !
Otóż to , iż GusGus jest obecnie duetem nie znaczy, że się kończą. Wiele razy już mieli słabsze momenty i zmieniał się ich skład, schodzą w dół , żeby się odbić, możliwe że to będzie początek czegoś nowego, przecież pojawią się na tej płycie goście , którzy może kiedyś dołączą do zespołu. Proszę po jednym singlu nie wieszczyć końca zespołu, z Depeche Mode też odszedł Vice Clarke czy Alan Wilder i nadal potrafią tworzyć muzykę na poziomie.
Czekam z niecierpliwoscia na plyte nawet mimo mizernej reklamy jaka serwuje autorka. Podpisuje sie rowniez pod komentarzami poprzednikow i ubelewam, ze portal , ktory tak bardzo podziwiam i szanuje za caloksztalt tworczosci ,ogromny profesjonalizm przede wszystkim oraz ogolny wklad w ksztaltowanie moich muzycznych gustow przez ostatnie kilka lat staje sie dzieki Pani Pietrzak czyms zupelnie nie do zniesienia… czyms w rodzaju ; zobacze co napisala ,ale i tak wiem,ze sie wkurze… I jest tak prawie zawsze, wkurzam sie , bo pech chcial, ze przewaznie pisze Pani o rzeczach ktore lubie.
Nowy GusGus to będzie muzyczne porno. Czy porno jest słabe? To każdy odpowie sobie sam. Koncert w radiu KEXP Iceland sprzed 2 tygodni daje nadzieję że porno będzie dobre, nie takie jak z Hognim i Urdur – z epickim Mexico!, ale dobre, solidne porno muzyczne. Dla mnie gasnące światła w knajpie i odpadające cekiny nie są miarą porażki. Lies are more flexible – chcę być dalej przez nich okłamywany. Jak w porno.
Trzeba miec naprawde niezly tupet i mniemanie o sobie, zeby wieszczyc „koniec” artysty. Za sto lat GusGus nadal bedzie pamietane i sluchane… A pani Pietrzak i jej wypociny? Przemina z wiatrem!
Bardzo dobra ep-ka, choć BiggiVeira Remix należy do słabszych. Kwestia gustu, pani Aniu.
Poniekąd na pewno kwestia gustu – w końcu mówimy o muzyce a nie o czymś co jest weryfikowalne w ramach wartości logicznych prawda / fałsz. Niemniej jednak będę utrzymywać, że poziom tej EP-ki jest kiepski – z przyczyn opisanych w tekście. Zobaczymy jaka będzie nowa płyta. Wierzę, że się zaskoczę pozytywnie 🙂 Pozdrawiam.
podzielam zdanie mojego poprzednika. jakie właściwie są argumenty za tym że to jest zła płyta? bo zwykłe „mnie się nie podoba” to nie jest krytyka tylko krytykanctwo. boże co się dzieje z tym portalem?
Quo vadis Nowamuzyko? Quo vadis Polsko? Quo vadis Europo!? 😉
A na serio – w tekście są podane argumenty dlaczego EP-ka jest w mojej ocenie kiepska. Polecam czytać ze zrozumieniem.
„polecam czytać ze zrozumieniem” to typowy pseudoargument kiedy innych argumentów nie ma. pani najwyraźniej nie ma też pojęcia czym jest prawdziwa krytyka. otóż na swoje krytykanctwo poświęciła pani jeden akapit (trzeci) w którym nie wyszła poza frazesy typu „nie ma radości ani nostalgii” a całość jest „skrajnie nieznośna”. nie wiedziałem że zawartość radości i nostalgii to miara oceny sztuki. a jeśli coś jest nieznośne to pani niewzruszona wiara we własne umiejętności (bardzo wątłe na polu dziennikarskim) i jakikolwiek opór przed krytyką. no to proszę przyjąć do wiadomości że krytykanci też mogą zostać poddani krytyce co niniejszym czynię. „czytać ze zrozumieniem”? to nie jest praca doktorska ani tekst naukowy tylko recenzja i na dodatek bardzo słaba
No teraz to już jestem zaciekawiona – a to ze zrozumieniem należy czytać tylko prace doktorskie lub teksty naukowe?! Ja swoje argumenty na temat tej EP-ki napisałam w tekście i poświęciłam im tyle ile w mojej ocenie – jako autorki tekstu – uważałam za stosowne (litości, rzecz dotyczy dwóch utworów!). I wcale nie jestem „niewzruszona na krytykę” – o ile ta jest konstruktywna. Za taką nie uważam pańskiej, bo w mojej ocenie to pusta anonimowa polemika nastawiona na zdyskredytowanie mnie. Coś takiego w gruncie rzeczy można w sposób uniwersalny stosować do wszystkiego i do każdego. Prawda jest taka, że trudno by każdy piszący spotykał się z jednym rodzajem odbioru. Pan nie lubi moich tekstów, a ktoś inny lubi. I to jest wszystko w tym temacie.
kolejny pseudoargument o „konstruktywnej krytyce”. jaka byłaby konstruktywna? ja w przeciwieństwie do pani konkretnie wykazałem co w powyższym tekście kuleje nie uciekając się do jakiś pretensjonalnych kawałków o nostalgii i radości. pani ograniczyła się do „czytania ze zrozumieniem” co jest kpiną. proszę się zresztą rozejrzeć po komentarzach (również tych na facebook’u), nie tylko ja odnoszę się krytycznie do pani miernych tekstów. dziwne że pod tekstami Gzyla, Komły czy Kaczmarskiego nikt takich rzeczy nie wypisuje. wie pani dlaczego? bo oni znają się na swojej robocie a pani zwyczajnie nie. pani naprawdę ma tupet nie z tej ziemi.
ps. a dyskredytuje się pani sama bez niczyjej pomocy, takimi „recenzjami” i takimi „polemikami”
bzdury pani pisze. bzdury! i przesłuchała raz tej epki chyba…