Wpisz i kliknij enter

Jeff Mills, Kali Malone oraz Félicia Atkinson

Gra na długość.

Wbrew tytułowi tego cyklu, dzisiejsza jego odsłona dotyczyć będzie płyt długogrających. Chodzi o albumy, które dosłownie trwają bardzo długo i zawierają również długie utwory. Tym bardziej naszła mnie ochota, żeby je jakoś zgrabnie zebrać w jedną całość i pokrótce opisać. Niekoniecznie wszystko na nich mi się podoba, a to za sprawą czasu trwania również, gdyż takie długie słuchanie daje możliwość wyłapania mielizn, na które trafili niektórzy z wymienionych niżej artystów.

Zacznijmy od doświadczonego muzyka (lepiej tak pisać niż o weteranie na przykład), jakim jest Jeff Mills. Postanowił celebrować 50. rocznicę lądowania człowieka na Księżycu. Tym samym wybrał się do świata futurystycznego chcąc jednocześnie dźwiękami zobrazować wpływ bliskiego nam ciała niebieskiego na naszą planetę. Legendarny twórca muzyki techno ma na swoim koncie współpracę z NASA, więc jego muzyczny wkład w interpretację kosmosu wydaje się być całkiem na miejscu. Zresztą nagraniem z pokoju kontrolnego zaczyna się ten album. Teoretycznie wszystko powinno być okej, ale nie jest. Grzechem głównym albumu „Moon: The Area of Influence” jest jego oczywistość. Dla przykładu wskaże na utwór „Sleep-Wake Cycles”, który wprost odnosi się rytmów dobowych księżyca, prezentując dość chaotyczną strukturę. W „Lunar Power” dominują dość wątłe faktury, nieco wyblakły rytm i denerwujące, analogowe popiskiwania. Płyta jest nazbyt rozwleczona przez co gubi najlepsze, pod względem jakości, kawałki. „Decoding the Lunar Sunrise” dysponuje pięknymi partiami syntezatorów, a „Theia” hipnotyzuje pulsującym rytmem. Myślę, że fani powinni być zadowoleni, ale tak naprawdę ten album niczego szczególnego w twórczości artysty nie wnosi. Brzmi dobrze, ale temu akurat nie ma się co dziwić. Mnie bardziej uśpił niż rozbudził.
Jeff Mills – Moon: The Area of Influence | Axis 2019
FB
FB Axis

No to teraz szykujcie się na prawdziwą płytę długogrającą. Prawie dwugodzinna uczta dla fanów muzyki powolnej, medytacyjnej z organami w roli głównej. Za sterami tego przedsięwzięcia zasiada Kali Malone. Muszę przyznać, że podjąłem rękawicę, którą rzuciła szwedzka kompozytorka, tworząc tak długą płytę i jednokrotnie udało mi się przesłuchać ją w całości, a wygospodarowanie takiego czasu, nie było rzeczą łatwą. Dalsze odsłuchiwanie byłem zmuszony dzielić na części. Tytuł „The Sacrificial Code” dobrze oddaje to czego w dzisiejszym świecie trzeba dokonać, żeby w pełni rozkoszować się muzyką Malone. A jest czym. Wszystko tu jest spowolnione aż do przesady. Frazy się powtarzają, a zmian utworów, czasami trudno wyłapać. Co ciekawe na etapie miksowania materiału wycięto cały pogłos organów. Nie tylko tego. Kali Malone z wprawą chirurga wycięła ze swoich kompozycji również: zrywność, dynamiczne zmiany czy ekspresyjność. Domyślam się, że celem ostatecznym było stworzenie warunków całkowitej wolności, czyli oderwania się od tego co robimy, łącznie z procesem myślowym. Album ma jednak wadę, a nawet dwie, które nie pozwalają w pełni nim się rozkoszować. Pierwsza dotyczy jego akademickości. Zamiar istotnie oszałamia, ale rezultat brzmi jakby został stworzony w wyniku uniwersyteckiego konsensusu, a nie porywem twórczym artysty. Drugi to czas trwania, który praktycznie uniemożliwia częstszego słuchania, a co za tym idzie, sprawia, że niepostrzeżenie nuda wkrada się w te utwory.
Kali Malone – The Sacrifical Code | Ideal 2019
Bandcamp
Strona oficjalna
FB
FB Ideal
Standardowo na koniec zostawiłem sobie płytę, która najbardziej przypadła mi do gustu. Jest nią najnowszy krążek Félicii Atkinson „The Flower and the Vessel”. Wykorzystuje ona motyw ASMR, którym w Polsce posługuje się Zaumne. W przypadku Francuski to również działa. Na swojej najnowszej płycie połączyła szepty z abstrakcyjną muzyką. Owszem trafiają się klarowne partie fortepianu (jak w „Moderato Cantabile”), ale zawsze występują w parze z syntetycznymi ozdobnikami. Miejscami przywołuje ducha elegancji znanego z twórczości Ryuichi Sakamoto. Nad całością góruje nieuchwytny czar poezji. Esencją jego stan zamyślenia. Bywa i tak, że uwaga zostaje poświęcona drobiazgom, co znajduje odzwierciedlenie w sferze dźwięków („Linguistics Of Atoms”). Atkinson nie zapomniała również o eksperymentalnej stronie swojego przedsięwzięcia. Na szczególne wyróżnienie zasługuje „You Have To Have Eyes”, który robi wrażenie w trakcie słuchania na słuchawkach. Intrygująco wypada też operowanie przestrzenią i ciszą w „Open / Ouvre”. Rozbrajająca jest również enigmatyczność jej muzyki („Joan”). Najlepsze zostawiła na koniec. Osiemnastominutowy utwór „Des Pierres” nagrany razem ze Stephenem O`Malleyem z Sunn O))), składający się głównie z szeptów, gitary i dronów. Idealny koniec bardzo dobrej płyty.
Félicia Atkinson – The Flower and the Vessel | Shelter Press 2019
Bandcamp
FB
FB Shelter Press







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Polecamy