Wpisz i kliknij enter

Pruski – Black Birds

Wyszlifowany onyks.

Rok temu Paweł Pruski wydał swój debiutancki album „Sleeping Places”. Kto jeszcze go nie słyszał niech w tej chwili nadrabia zaległości. Kto zaś słuchał może przypomnieć sobie refleksyjną recenzję Ani Pietrzak. Od tego czasu trochę się pozmieniało. Przede wszystkim nie wiem na jakim sprzęcie twórca nagrał nowy krążek, gdyż takich informacji na profilu w serwisie Bandcamp nie zamieścił (a w przypadku debiutu tak). Piszę o tym w kontekście całego albumu, ponieważ sądzę, że Pruski być może nie chciał nas odciągać detalami technicznymi od tego co przygotował.

Główna zmiana na „Black Birds” polega na tym, że wszelka radość została odessana. Radość, dodam, reprezentowana przez melodie lub lżejsze dźwięki. Otóż na niniejszym albumie rzeczą najważniejszą jest brzmienie. Porozciągane, zapętlone, brudne i mocno dronowe. Zaprzeczę sobie teraz koncertowo, bo zacznę od wyjątku, którym jest „Swoon”. Ten delikatny utwór, napędzany syntezatorem, został umieszczony w środku, że robić za pomysłowy kontrapunkt. Bo już, następujący po nim, „Between” bardzo mocno i wolno osadza się w słuchaczu. Jego wyróżnikiem są pełne partie smyczków.

Uwagę przykuwa również „Illumination”, którego kręgosłupem jest dźwięk przepływającego prądu i stosowne do tego buczenie. Ma również znakomity początek i koniec. W finale płyty docieramy do jej zasadniczego celu, którym jest pustka. Pomimo szczątkowego ambientu w „Freeing up” to właśnie pustka i rozchodzące się w tle echo robią tu robotę. Bardzo dobrze komponuje się to z samym… początkiem płyty „Beyond nothing”. Wpadłem na to jak słuchałem tego materiału w zapętleniu. Nie wiem czy taki był zamysł Pruskiego, ale fajnie to wyszło.

Dla tych, którym senność poprzedniczki nie pozwalała się od niej oderwać, proponuję wziąć głęboki oddech i zanurzyć się w cenny utwór „Mesosphere”. Moim numerem jeden od samego początku zostaje „Floating”. Ponury jak czarna dziura, z której w pewnym momencie powstaje ciepła barwa. Muzyk świetnie posłużył się tu grą w „ciepło, zimno”. Paru rzeczy mi brakuje na „Black Birds”, ale są to głównie, nazwijmy to, indywidualne preferencje. Otóż pasowałoby wpuścić trochę szaleństwa do tego wyszlifowanego onyksu. Z pewnością pójście w stronę minimalizmu to dobry ruch. Rezultat pracy Pruskiego jest zadowalający, a miejscami porywający.

Four Tapes Records | 2019
Bandcamp
FB







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Polecamy