Wpisz i kliknij enter

Enchanted Hunters – Dwunasty Dom

Czasem naprawdę warto czekać. Warto wypatrywać, nawet latami, jeśli tylko cierpliwość nagrodzona ma być w taki sposób.

Od debiutanckiej „Peorii” minęło aż siedem lat. Chyba tylko dla Boards of Canada jest to normalny czas pracy nad kolejnym materiałem. Ale kto wie, być może dobra płyta faktycznie wymaga takiej staranności? Być może w niektórych przypadkach piosenki potrzebują poleżakować, dojrzeć, nabrać charakteru – tak, aby w końcu błysnąć i zachwycić?

Tak było z „Dwunastym Domem”, którego pierwsze pomysły sięgają roku 2013 – tuż po „Peorii”. Potem w życiu Enchanted Hunters nastał czas drgań, rozjazdów, również diametralnej zmiany brzmienia, zapoczątkowanej kupnem niemal zabawkowego syntezatora. Dziś dziewczyny występują m.in. w towarzystwie ikonicznego Rolanda Juno 106, którego niepodrabialne brzmienie w zasadzie determinuje tu wszystko.

W połowie lat ’80 był to jeden z ostatnich wielkich analogowych syntezatorów, ostatnie tchnienie przed nadchodzącą erą cyfry. Na swojej drugiej płycie Gosia i Magda nawiązują brzmieniowo właśnie do tego okresu. I to, w jaki sposób to robią, jest chyba kluczem do sukcesu, z jakim mamy tu do czynienia.

No bo co w zasadzie sprawia, że te piosenki tak się podobają? Wskazałbym na dwie sprawy. Po pierwsze: „Peoria”. Przy całej swojej syntetycznej, modnej produkcji „Dwunasty Dom” ma w sobie mnóstwo z akustycznego, kameralnego debiutu. Wspaniałe „Czekaj dalej”, inaczej zaaranżowane, z powodzeniem można byłoby wydać siedem lat temu. Takich smaczków, wokaliz, harmonii jest na „Dwunastym Domie” więcej.

W tym sensie Enchanted Hunters podróżują co prawda do modnych osiemdziesiątych, ale jednak robią to za pomocą wehikułu własnej, autorskiej roboty. Bez charakteru „Peorii” być może ta podróż nie wyglądałaby tak interesująco.

Po drugie: damn, te kompozycje! „Dwunasty Dom” przypomina mi trochę sytuację z…debiutem Anny Jurksztowicz, kiedy to klasycznie wykształcony Krzesimir Dębski postanowił w połowie ’80 kolejny raz pobawić się w pop. Efektem był zbiór prawdziwych harmonicznych sztosów, błyskotliwych wówczas i błyszczących do dziś (swoją drogą – czy nie macie wrażenia, że „Pretekst” mógłby z powodzeniem znaleźć się na „Dziękuję, nie tańczę”?).

Być może fakt, że Enchanted Hunters swoje kompozycje – jak same mówią – układają niczym sudoku, również zadecydował o sile tego materiału. Bo czy wiedzieliście, że w „Czekaj Dalej” mamy wykorzystaną niejaką figurę basu Albertiego? Albo że „Przyjaciel” oparty jest o tajemniczy dla wielu proces reharmonizacji? Nie wiemy o tym, ale czujemy, że coś tu idzie inaczej. Że to takie zwykłe granie nie jest.

Cieszą nas syntezatorowe aranże (bo przecież to takie fajne), ale pozostaje nieodparte wrażenie, że jest w tym jeszcze jakiś ładunek. Najlepszy przykład: „Burza”, jedna z moich ulubionych na płycie. Końcówka to taneczny kosmiczny parkiet, ale początek? Przecież to partia wykonana z niemal ludowym, etnicznym zaśpiewem. Rewelacja.

Kiedy dodamy do tego decyzję o przejściu na język polski – wszystko nagle zacznie nam się układać. Zdamy sobie sprawę, że choć jest to w gruncie rzeczy „muzyka syntezatorowa”, te piosenki wydają nam się po prostu wyjątkowo bliskie. Co ciekawe – dużo bliższe, niż te z tak udanej przecież „Peorii”.

No dobrze, więc kolejna płyta w 2026? Oby nie! Ale nawet jeśli – przynajmniej wiemy, że warto będzie czekać.

Latarnia Records, 2019







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
2 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
acompanhantes As Procuradas

Oi! Quero manifestar que palato bastante de sua ideia e opinião sobre o tema.
Aprendi bastante com sua forma de explicar.

atomówka
atomówka
4 lat temu

przyjemny album

Polecamy