Wpisz i kliknij enter

Zenobia / Stubbleman / Acid Arab / Ekiti Sound / Band Apart / Juana Molina /

Tym razem belgijska wytwórnia Crammed Discs zabiera nas do Argentyny, Belgii, Francji, Izraela, Nigerii, USA i Wielkiej Brytanii. Go!

Zenobia – „Zenobia” EP (Crammed Discs | kwiecień 2019)

Projekt Zenobia tworzą wokalista Nasser Halahlih i klawiszowiec Isam Elias. Izraelski duet z Hajfy wypłynął na szersze wody w 2018 roku. Panowie zjeździli już kawałek świata, koncertując choćby w Brazylii, Holandii, Niemczech, Korei Południowej czy Francji. I jak można wyczytać w Internecie, Zenobia wiedzie prym na palestyńskiej scenie muzyki elektronicznej. Nazwa ich przedsięwzięcia brzmi jakoś swojsko, ale chodzi tu o odległe czasy, a dokładnie o Septymię Zenobię – żonę króla Palmyry Septimiusa Odenathusa, gdzie po jego śmierci w III w. n. e. przejęła rządy nad Lewantem. Widać, że muzycy nie odcinają się od własnych korzeni, po drugie – tą nazwą podkreślają rosnącą rolę kobiet w swoim kraju.

Debiutancka EPka „Zenobia” pomieściła trzy wyśmienite nagrania pędzące z niezłym impetem w kierunku arabskich syntezatorowych melodii i palestyńsko-syryjskiego dabke, łapiąc po drodze trochę dubu oraz tłustych beatów. Ich utwory zmiksowali członkowie Acid Arab. A jeśli szukacie skojarzeń dotyczących muzyki Zenobii, to oprócz wspomnianego Acid Arab, wskazałbym jeszcze na Ammar 808, Omara Souleymana, wczesnego Maurice’a Louka, Group Doueh czy 47SOUL.

Stubbleman – „Mountains and Plains” (Crammed Discs | kwiecień 2019)

Może jeszcze niewiele wam mówi nazwa Stubbleman, ale już osoba tworząca ten projekt powinna być doskonale znana, chodzi tu o Pascala Gabriela – autora tekstów, producenta i kompozytora. Tak, to on wyprodukował czy zmiksował płyty takich artystów jak Dido, Kylie Minogue, Inspiral Carpets, Can, Bebel Gilberto, Miss Kittin, Wire, Ladyhawke i wielu innych.

Muzyczne początki Gabriela sięgają lat. 70., kiedy to współtworzył w Belgii różne zespoły punkowe. W 1979 roku przeprowadził się do Londynu, gdzie także udzielał się w rozmaitych składach eksperymentalnych. No i tam zaczęła się jego producencka przygoda. Początkowo – i w kolejnych latach – tworzył przeboje bliskie muzyki tanecznej. Teraz po długim czasie wraca niejako do korzeni, wydając debiutancki album jako Stubbleman, gdzie łączy ambient, minimal, lo-fi, muzykę filmową, nagrania terenowe, syntezatory modularne i brzmienie fortepianu.

„Mountains and Plains” jest wynikiem inspiracji jakich doznał Gabriel w czasie podróży po Stanach Zjednoczonych. W jego pamięci zapisały się m.in. podróże koleją, widok bezsennych miast i ogromne przestrzenie, np. pustynie. Pascal na pewno nie odkrywa tu dźwiękowej Ameryki, ale udało mu się stworzyć bardzo miłą retrospektywę spoglądającą np. na elektronikę z lat 70., co ukazuje utwór „Longwood” z brzmieniowymi odniesieniami do Vangelisa. Mnie najbardziej ciągnie do tych fragmentów – i są w znacznej przewadze – gdzie ambient spotyka fortepianowy minimalizm i filmowe obrazy. Dlatego polecam zwrócić szczególną uwagę na wyjątkowy „Moonstone Beach”, „Abiquiú”, „Badlands Train”, „Longwood”, „Taos Twilight”, „Mesa Snow”, „Great River Road”, „Piety Wharf”.

„Mountains and Plains” to taki towarzysz podróży, który nie narzuca jakiegoś rygoru i w zasadzie mało mówi. Nie wiem jak wy, ale ja lubię spędzać z nim czas.

Acid Arab – „Jdid” (Crammed Discs | październik 2019)

Paryska ekipa (Guido Minisky, Hervé Carvalho, Pierrot Casanova, Nicolas Borne) podpisująca się jako Acid Arab, wróciła po trzech latach z nowym studyjnym albumem „Jdid”. Po sporym sukcesie debiutanckiego „Musique De France” i zwiedzenia z tym materiałem dużej części świata (ponad 260 koncertów na czterech kontynentach), jestem przekonany, że wielu fanów – włącznie ze mną – czekało na premierowe nagrania Acid Arab.

Przypomnę, że skład zespołu tworzą nie tylko francuscy didżeje, ponieważ od zawsze grupa rozrasta się i zaprasza do współpracy różnych muzyków. Na pierwszym ich krążku można usłyszeć choćby syntezatory Syryjczyka Rizana Saida, piękne głosy jemeńskich wokalistek A-WA czy grającego na bağlamie Turka Cema Yıldıza. Podobnie dzieje się na „Jdid” (tytuł oznacza w języku arabskim „nowy” lub „świeży”), gdzie mamy różnych algierskich wokalistów takich jak Radii Menel, Sofiane Saidi, Amel Wahby i Cheikha Hadjili, wspomnianego Cema Yildiza oraz Rizana Saida, a także Tunezyjczyka Ammar 808 i panie Les Filles de Illighadad z Nigru. Trzeba podkreślić również rolę klawiszowca Kenziego Bourrasa o algierskich korzeniach, który początkowo występował z Acid Arab tylko na koncertach, ale teraz stał się pełnoprawnym członkiem zespołu. Okazuje się, że na „Jdid” odegrał kluczową rolę w tworzeniu nowych utworów, zazębiając ze sobą retrofuturystykę z wpływami muzyki raï (znaczący gatunek, który rozkwitał w Algierii od lat 20. XX wieku i stał się popularny na całym świecie w latach 80. i 90.).

Acid Arab porwali mnie trzy lata temu „Musique de France”, oczekiwania były duże, ale „Jdid” nie zawodzi, wręcz przeciwnie – funduje lot w jeszcze inne rejony. Po kilku odsłuchasz odnoszę wrażenie, że „Jdid” jest jeszcze bardziej transowym i mrocznym lotem. Potwierdza to otwierający całość i kapitany numer „Staifia” z hipnotycznym głosem Algierki Radii Menel (gdzieś w tle snują się dźwięki fletu gasba), ale sterem, burtą i czymkolwiek jeszcze, pozostaje mięsisty, gęsty i lepki beat!

Przy „Électrique Yarghol (feat. Hasan Minawi)” kłębią się obrazy intymnego tańca w zadymionym klubie – acid house i French Touch poruszane są tu przez tradycyjną palestyńską lutnię yarghola. Basowy puls w „Nassibi” także wymyka się standardowemu brzmieniu. „Club DZ” (DZ to kod kraju na algierskich tablicach rejestracyjnych) swoiste odczytanie muzyki drogi, ale w trakcie nocnego pędzenia ulicami z Oranu do Chicago (techno!). W „Rimitti Dor” futurystyczna elektronika stała się punktem wyjścia do opowieści z elementami muzyki raï; źli chłopcy, alkohol i nieodwzajemniona miłość. „Rajel” z udziałem Ammara 808 pachnie trapem. W znakomitym „Soulan” Acid Arab zanurzają się nigryjskiej poetyce głosów Les Filles de Illighadad. Z kolei house’owe „Was Was” wiedzie nas do „Ejma”, czyli wnętrza wyimaginowanej tureckiej jaskini z majaczącym echem bağlamy Cema Yildiza. W „Ras El Ain” syntezatorowe arpeggia Rizana Saida dodają muzyce Acid Arab dabke’owych rumieńców.

W kończącej płytę kompozycji „Malek Ya Zahriis” porywa do tańca space disco z przełomu lat 70. i 80., ale ozdobione arabską frazą głosu Cheikha Hadjla. Acid Arab w mgnieniu oka wciągają w świat intrygujących dźwięków, ale nie wykrojonych z szablonu, lecz powstałych pod wpływem wybuchu wyobraźni!

Ekiti Sound – „Abeg No Vex” (Crammed Discs | kwiecień 2019)

Tutaj będziemy podróżować między Londynem a Lagosem. To drugie miasto jest rodzinnym miejscem artysty tworzącego jako Ekiti Sound, czyli Leke (aka CHiF) – muzyka, wokalisty i producenta. „Abeg No Vex” jest jego debiutanckim wydawnictwem, dzięki któremu Nigeryjczyk odkrywa na nowo swoje korzenie. – Musiałem zanurzyć się w tę kulturę, aby sprawdzić, czy nie straciłem tożsamości – mówi Leke, dodając: Muzyka pozwoliła mi odkryć, kim naprawdę jestem. „Abeg No Vex” nie jest tak naprawdę wynikiem decyzji, ale poszukiwania, kulturowego upadku i emocjonalnych potrzeb.

Samą nazwą projektu Leke robi ukłon w stronę rodzimych stron. Ekiti to stan w centralnej części Nigerii, w którym urodził się jego ojciec. No i tak się ułożyło, że jego rodzina dzieliła kiedyś życie między Wielką Brytania a Nigerią. Leke nadal tak funkcjonuje, ale już jako dorosły człowiek. Zajmuje się obróbką dźwięku zarówno dla Nollywood, kwitnącego przemysłu filmowego w Nigerii, jak i dla cenionego w Wielkiej Brytanii studia Pinewood. Leke jawi się jako niezwykle znacząca postać na rozkwitającej scenie muzycznej Lagos. Jest również założycielem Lagos Music Conference, instytucji dającej możliwości rozwoju młodym ludziom.

Leke wyrósł m.in. na słuchaniu hip-hopu z lat 90., a także na mashupowych eksperymentach. Nagrywał sam mnóstwo różnych utworów z radia, które później ciął, sklejał itd. Z kolei pod koniec lat 90. odkrył w Londynie scenę rave oraz zachwycił się drum’n’bassem. Nie znaczy to, że kiedy Nigeryjczyk mieszkał na Wyspach nie nasiąkał muzyką Feli Kutiego. Jego muzykę usłyszał po raz pierwszy mając jedenaście lat.

Z jednej strony na „Abeg No Vex” huczą basy wykrojone z kultury brytyjskich soundsystemów, z drugiej – cała masa innych odniesień chociażby do afrobeatu, funku, hip-hopu, drum’n’bassu, dubsepu, r’n’b, kolażu dźwiękowego i house’u w połączeniu z rodzimą kulturą rytmiczną, harmoniczną i języka joruba przeplatanego językiem angielskim. „Abeg No Vex” nie pełni roli nudnego i przewidywalnego zlepu wielu stylistyk, jest raczej płytą skrywającą mnóstwo ciekawych detali oraz niecodziennych połączeń. Podsumowując, świeży powiew.

Band Apart – „Band Apart” (Crammed Discs | 1983 / czerwiec 2019)

Band Apart to jeden z pierwszych zespołów, który dołączył do katalogu oficyny Crammed Discs, wkrótce po jej powstaniu. Dzięki reedycji ich EPki cofamy się do roku 1983. Kto tworzył Band Apart? Amerykanka Jayne Bliss (wokal) i Francuz Medor Mader (wokal, gitara, instrumenty klawiszowe). W 1983 roku duet wydał jedyny w swojej karierze longplay pt. „Marseille” i rozpadli się zaraz po jego opublikowaniu. Na początku lat 80. grali dużo koncertów w Nowym Jorku i Europie, ale jednak nie zostali wówczas docenieni. A ponoć ich muzyka miała znaczący wpływ na kształtowanie się sceny no wave, a także była zapowiedzią gatunku, który święcił triumfy w latach 90., czyli doskonale wszystkim znany shoegaze. Nie wierzycie? To posłuchajcie takich utworów jak „Eve Ryonne” czy „Le Mont des Olives”. Czyż nie słychać w tym tego, co później nagrywali m.in. Slowdive, The Jesus and Mary Chain, Spacemen 3 i nie tylko.

Zremasterowane z oryginalnych taśm „Band Apart” zawiera w całości EPkę (cztery pierwszy nagrania) i pięć kompozycji z „Marseille” oraz dwa bonusy w wersji cyfrowej. Niesamowity „Jaguar” i podobnie „Strainer” wciągają absolutnie tętniącym podskórnie no wave’owym niepokojem. „Marseille” i „Ham Sandwich” też ciągną w rejony no wave’u, ale pokrytego nieco inną kolorystyką. Przy „Lover” mocno poczułem lata 80., z infantylną domieszką new romantic. To „romantyczne” uczucie szybko przegonił kolejny znakomity fragment „As I Watch The Train” (oryginalnie zamykający LP „Marseille”) z wokalnymi i brzmieniowymi skojarzeniami z Talking Heads / Davidem Byrne’em. Świeżością zaskakuje także melancholijny „O My Beautiful Song” bliski jaśniejszym odcieniom This Mortal Coil. Choć obie grupy startowały w tym samym czasie. Na koniec dwa bonusowe utwory: „Clean Sound” i „Dare Devil Lover”, broniące się pod względem brzmienia i formy. W tym drugim jest charakterystyczny temat fortepianowy, który wgryza się w pamięć.

Przy okazji tej reedycji odkryłem muzykę Band Apart. Być może to również wasze pierwsze zetknięcie z ich twórczością. Jadąc klasyczną frazą: pozycja obowiązkowa!

Juana Molina – „Forfun” EP (Crammed Discs | październik 2019)

Na sam koniec zostawiłem smakowity kąsek od Juany Moliny w postaci nowej EPki  – „Forfun”. Historia towarzysząca powstawaniu (czy to jest dobre słowo?) tego materiału idealnie wpisuje się w zadziorny charakter muzyki Moliny. W lipcu 2018 roku Juana przyleciała do Danii dać koncert na festiwalu Roskilde, a jak to bywa nagminnie, wszystkie instrumenty zespołu nie doleciały na miejsce, oprócz gitary Argentynki. I jak przystało na profesjonalistów, wyszli na scenę i zagrali wręcz punkowy koncert. Ponoć widownia była zachwycona.

Po kilku miesiącach od tego wydarzenia Molina postanowiła wydać EPkę z czterema przearanżowanymi kompozycjami na punkową modłę. Pojawiły się „Paraguaya Punk” z”Halo”, „The Punkish Rat” z „Wed 21”, „Un Dia Punk” z „Un Día” czy „Vagos Punk” jako inna wersja bonusowego numeru z płyty „Halo”, podpisanego tam jako „Vagos Lagos”. Świetnie się słucha tej EPki. Jest w tym cały czas Juana Molina – jej ironia, dystans, finezja i nieskazitelna pomysłowość. Pani Juano, poproszę o więcej!

 

Strona Crammed Discs »
Profil na Facebooku »







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
2 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
wodawfirmie
4 lat temu

Naprawdę dobrze napisane. Muszę podziękować za Twoją pracę. Mam nadzieję, że będzie więcej takich wpisów 🙂 Po prostu super. Będę częściej zaglądał.

Polecamy