Wpisz i kliknij enter

Craven Faults – Erratics & Unconformities

Syntezator modularny poszedł na wędrówkę.

W dobie szerokiej transparentności, pokazywania wszystkiego wszystkim, łącznie z tym, co aktualnie znajduje się na naszym talerzu (ciekawe kiedy nastanie moda na pokazywanie tego, co z pokarmem dzieje się później?), zachowanie anonimowości można potraktować jako manifest niezgody na współczesne trendy dyktowane zgodnie z interesem cyfrowych korporacji. Za zasłoną tajemniczości skrył się muzyk elektroniczny, który pozostawił nam jedynie swój pseudonim artystyczny Craven Faults. Źródła podają, że pochodzi z Anglii, ale nie sądzę, aby jego muzyka zajmowała rodzinę Windsorów obecnie. Nas jednak powinna.

Po trzech EP`kach przyszedł czas na pełnometrażowy debiut. „Erratics & Unconformities” to zestaw sześciu utworów o silnie zrytmizowanej naturze i sięgających po inspirację z pionierskich czasów elektroniki. Właściwie każdy z nich stanowi osobną pętlę (a tych nie brakuje na albumie). Kołujące powtórzenia są nieznacznie zniekształcane. Można przyjąć, że jesteśmy świadkami „rozmowy” dwóch maszyn, w którą człowiek od czasu do czasu delikatnie ingeruje. Najpełniejsze zrozumienie mojej przenośni oddaje dziesięciominutowy „Hangingstones”, który swoją monotonię jest w stanie zahipnotyzować.

Początek płyty należy to lśniących syntezatorów. Migające arpeggia zajmują całe miejsce w „Vacca Wall”. Jedynie niewielkie dźgnięcia wprowadzają zamęt, ale bez wpływu na rytmikę całości. Choć, w tym przypadku, jeszcze bym podkreślił niebanalne tony basowe. Opis z portalu Bandcamp wskazuje, iż mamy do czynienia z wędrówką po postindustrialnych obszarach północnej Wielkiej Brytanii. Jednak w muzyce industrialu nie ma za wiele, a za to jest bogactwo detali i nieprzesadnie staroświecka delikatność. „Deipkier” brzmi jakby syntezator modularny poszedł właśnie na taką wędrówkę, nie informując o tym człowieka.

Fani Kraftwerk powinni przysłuchać się utworowi „Cupola Smelt Mill”. Natomiast ja szczególnym uwielbieniem darzę „Slack Sley & Temple”. To już nie tylko chodzi o nieopisaną mroczność samego utworu, ale o jego maestrię. Poprzez własną powolność, nieuchronną rytmikę, akcenty wyższej tonacji i barwę przybiera dostojną formę. Jak utwory niejakiego Pana Wolfganga Voigta. Szczegóły mają tu kolosalne znaczenie, ale najcenniejsze są momenty, w których zostaje praktycznie nagi szkielet muzyczny. Album jest spajają monotonne powtórzenia. Jeden utwór przechodzi płynnie w drugi dając efekt stopu metalu. Fascynujące.

Leaf  | 2020
Bandcamp
FB
FB Leaf







Jest nas ponad 16 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Polecamy