Gitary w Warpie
Gdyby nie fakt, że w katalogu monumentalnego Warp Records można od lat odnaleźć, np. bazujące na gitarowym brzmieniu Battles, włączenie Squid w dyskografię wytwórni kojarzącej się z m.in. z Apex Twinem, BoC czy Oneohtrix Point Never można by odebrać jako spore zaskoczenie. Pomimo, że w twórczości debiutującego longplay’em zespołu z Brighton/Londynu można usłyszeć sporo syntetycznej elektroniki, jazzu, funku czy dubu, to jednak pole position należy do indie/post rocka czy post-punka.
W skład Squid wchodzi piątka dobrze wyedukowanych muzycznie multiinstrumentalistów (Ollie Judge, Louis Borlase, Arthur Leadbetter, Laurie Nankivell i Anton Pearson), którzy przed omawianym albumem wydali w 2019 epkę pt. „Town Centre”. Ukazała się nakładem Speedy Wunderground, czyli labelu należącego do co raz jaśniejszej gwiazdy produkcji Dana Carey’a. On też zajął się brzmieniem „Bright Green Field”.
Na dzień dobry pewną niecodziennością jest, iż rolę wokalisty pełni w tym kwintecie perkusista, czyli Ollie Judge, który potrafi co prawda incydentalnie zabrzmieć jak Zack de la Rocha, ale generalnie przywodzi na myśl wkurzonego Davida Byrne’a. Zresztą Talking Heads to z pewnością pierwsze skojarzenie jakie nasuwa się po zapoznaniu z twórczością Squid, bo poza tym inspiracji na „Bright Green Field” można wyłowić bez mała, np. w „2010” nie sposób nie poczuć podmuchu Radiohead z okresu „In Rainbows”.
Większość dość długich kompozycji cechuje ciekawe połączenie energetycznej piosenki z awangardowymi polami improwizacji, ale umiejętne wyważenie tych dwóch biegunów przyswajalności powoduje, że cały materiał lepi się ze sobą precyzyjnie i wciąga słuchacza niczym dobry kryminał. Poza tym Squid w bogatych aranżacjach bardzo dojrzale korzysta z dobrodziejstw pełnego spektrum dynamiki i głośności, bawiąc się budowaniem i rozluźnianiem napięcia, co najlepiej chyba słychać w „Peel St.”
Niekiedy band kusi się jedynie na jedno drastyczne przełamanie klimatu, jak np. w „Boy Racers”, gdzie po pogodnej, wielościeżkowej gitarowej narracji, w połowie utwór się wycisza tylko po to, by przez dysonansujące zjazdy porazić nas wibrującym dronem w stylu Jóhanna Jóhannssona. Warto wspomnieć, iż akurat w tym nagraniu użyto renesansowego protoplastę fagotu, czyli rackett znanego też pod nazwą Sausage Bassoon (ojciec Arthura Leadbettera specjalizuje się w grze na instrumentach z epoki, stąd prawdopodobnie ten pomysł). Poza standardowymi instrumentami kwintet sięga też po smyki (wiolonczela, skrzypce) i dęciaki (saksofon altowy, trąbka, puzon) i pomimo, że gitary są tu wszechobecne, to jednak pierwszy plan należy do gęstej i napędzającej perkusji o bardzo klarownym brzmieniu.
Nie można nie napomknąć choćby symbolicznym zdaniem o bardzo dobrych tekstach traktujących bardzo nie wprost o ambiwalentnej potrzebie „wylogowania się do życia”, betonowaniu rzeczywistości czy problemie izolacji (czyt. echa Brexitu). Wszystkie podkreślone powyżej czynniki wskazują na to, że „Bright Green Field” to z jeden z najlepszych debiutów tej dekady, którego największym walorem jest niewyhamowujące repeat value.
PS1. Ptaszki ćwierkały o wspólnej trasie Squid i Lonker See, która ponoć miałaby miejsce gdyby nie pandemia.
PS2. Oprawę graficzną jednego z singli poprzedzających debiut stworzyła absolwentka
Polsko-Japońskiej Akademii Technik Komputerowych Wiesława Ruta.
07.05.2021 | Warp
https://squidband.uk/
https://squiduk.bandcamp.com/album/bright-green-field
Rewelacyjny album. Dziękuję!