
Erupcje na głos i wiolonczelę.
Czytając materiały promocyjne na temat najnowszego albumu Karoliny Rec ostrzyłem sobie apetyt i zastanawiałem się: „co, u licha, z takim zestawem gości może pójść nie tak”? Po odpaleniu nośnika CD na specjalnie skompilowanym zestawie odsłuchowym, gdzie „zlampizowany” tor audio był nastawiony na „średnicę” – zrozumiałem, co i w jaki sposób kompozytorka chce słuchaczom przekazać oraz dlaczego, akurat takie, a nie inne środki wyrazu artystycznego wybrała.
Wspomniana przeze mnie plejada gości to między innymi: gdański Chór 441 Hz, Magdalena Gajdzica, Mateusz Rychlicki i Michał Fojcik. Do wyciągnięcia podskórnego, misternie utkanego mroku – artystka zaprosiła Daniela Rejmera – uznanego w półświatku elektronicznym producenta i inżyniera dźwięku. Suma składowych elementów złożyła się na album, który niechętnie można skategoryzować jako Modern/Classical, ale raczej dla ludzi, którzy z muzyką klasyczną zbyt często nie obcują, co jest plusem tego materiału.
Otwierający album „Mercury Immersion” to powolne zanurzanie się w gęstej warstwie głosów z zaświatów.
W „Horse Tail” dokładnie „odmierzone” wstawki na chór, bębny i przeszkadzajki wprowadzają alarmującą atmosferę niepokoju.
Odrobinę lodowatego ukojenia przynosi utwór „Darwin’s Finches”, gdzie chrzęszczący pod stopami śnieg (podobnie jak leitmotif na „Chiastic Slide” Autechre) miesza się ze stylową hybrydą Etno-Ambientu, troszeczkę przypominającego dokonania Lisy Gerard z dwóch pierwszych solówek (minus patos).
Z każdym kolejnym utworem, utwierdzałem się w przekonaniu, że daleko artystce
do sakralnych uniesień, glosolalii i religijnej choroby świętego Wita. Użycie ludzkiego głosu, wedle jej zamysłu, to metafora oddania go tym, którzy w przestrzeni publicznej go nie mają. Stąd, zapewne, przewrotny tytuł albumu.
„A Crooked God” to podszyta perkusjonaliami wariacja na temat muzyki bliskowschodniej z posypką marszowej rytmiki. „Recall” to ponowne zanurzenie w gęstej, wokalnej zawiesinie.
Pierwsza myśl, jaka naszła mnie po przesłuchaniu longplaya to: o ile ciekawiej brzmiałaby soundtrack do „You Were Never Really Here” gdyby powierzyć go Resinie.
Przepiękny, podniosły, tajemniczy i niebezpieczny świat, w który , drodzy czytelnicy, zanurzacie się na własną odpowiedzialność.
P.S. Wersja bandcampowa bogatsza o dwa bonusowe tracki.
2021, 130701, FatCat Records
Profil na Facebooku »Profil na BandCamp »
