Plemienne eksperymenty.
Kiedy w 2017 roku ukazał się debiutancki album azjatyckiego producenta, był to idealny moment na prezentowaną przezeń muzykę. Nowa fala industrialnego techno opadała – i media szukały histerycznie nowych trendów na klubowej scenie. Tzusing podrzucił im idealny zestaw, który z jednej strony był jeszcze zakorzeniony w post-punkowych brzmieniach, ale wymodelowany na odmienną modłę, śmiało wykorzystując zarówno dalekowschodnie dźwięki, jak i efekty rodem z deconstructed club music. W efekcie ten trwający niewiele ponad pół godziny zestaw stał się jedną z ważniejszych płyt drugiej połowy minionej dekady. Kim był jej autor?
Tzusing urodził się w Malezji, wychował w Singapurze i na Tajwanie, a studia zaliczył w Chicago. Ta multikulturowa przeszłość zadziałała na jego korzyść: kiedy zaczął didżejować w szanghajskim klubie Shelter w ramach wymyślonego przez siebie cyklu „Stockholm Syndrome”, jego sety szybko uznano za rewelację. Ich autor zaskakiwał bowiem śmiałymi zestawieniami, wrzucając między industrialne techno i marszową EBM przeboje rodem z koreańskiego popu i sample azjatyckiego etno. Nic dziwnego, że zainteresował się nim Ron Morelli – i w 2014 roku opublikował mu nakładem L.I.E.S. pierwsze nagrania.
Sukces wydanego trzy lata później debiutanckiego albumu Tzusinga nie wzmógł jego fonograficznej aktywności. Azjatycki artysta to przede wszystkim didżej – dlatego firmowane przezeń nowe utwory trafiły jedynie na dwie EP-ki, opublikowane pod koniec minionej dekady przez Bedouin i PAN. Dzięki temu drugiemu wydawnictwu Tzusing zaprzyjaźnił się z Billem Kouligasem, w efekcie czego po sześciu latach oczekiwania jego drugi album dostajemy właśnie nakładem tejże berlińskiej tłoczni.
Dwanaście nagrań z „Green Hat” ma bardziej eksperymentalny sznyt niż te z debiutu. Zaczyna się od zdekonstruowanego new beatu – „Take Advantage” i „Idol Baggage” pulsują bowiem wolnym rytmem, który oplatają zamienione w niepokojące loopy ludzkie głosy i śpiewy. Tzusing lubi plemienne perkusjonalia – i trafiamy na nie w „Musical Theology”, a wspomagają je drażniąco popiskujące klawisze i dzikie okrzyki. Klubowym hitem będzie „Fidial Endure Ruthless” – zwalisty EBM ozdobiony hip-hopowymi skreczami. Taneczny nastrój podtrzymuje „Balkanize”, lokując się w formule podłamanego techno, wypełnionego symfonicznymi syntezatorami.
„Clout Tunnel” oznacza powrót do EBM za sprawą zbasowanych akordów. Kontrapunktem są tu jednak dla nich perkusyjne breaki i rave’owe klawisze. Jeszcze mocniejszą energią uderza „Exascale”, bo to sprężysty gabber, zanurzony w gąszczu przetworzonych głosów. „Gait” w ciekawy sposób łączy tribal z EBM-em, tworząc mocno halucynacyjny klimat. W „Wear Green Hat” rozbrzmiewają industrialne perkusjonalia rodem z nagrań Test Dept. czy Het Zweet. Całość wieńczy jednak taneczna petarda: galopujące techno podrasowane rockowym basem, hiphopowymi skreczami i orkiestrowymi klawiszami w „Residual Stress”.
Tak naprawdę debiutancki album Tzusinga zawierał dosyć prostą muzykę. „Green Hat” to ewidentny progres. Tym razem azjatycki producent świadomie wzbogaca brzmienie swych nagrań, przetwarzając tym samym poszczególne ich elementy na bardziej odjechaną modłę. Co ciekawe nie pozbawia je to tanecznej energii. Nie są to oczywiście utwory zrealizowane z myślą o klubach na Ibizie, ale kilka z nich z pewnością sprawdzi się w bardziej awangardowych miejscach. Wszystko to podporządkowane jest wspólnej myśli: porównaniu współczesnego patriarchatu w amerykańskim wydaniu ze starożytnym patriarchatem w Chinach. Jak się to ma do muzyki – zostawiamy do samodzielnego rozszyfrowania słuchaczom tego albumu.
PAN 2023