Wpisz i kliknij enter

Will Epstein – Wendy

Jak w spojrzeniu.

Skąd znamy Willa Epsteina? Na przykład ze współpracy z Nicolásem Jaarem. Chociaż ja tego nowojorskiego kompozytora, multiinstrumentalistę i songwitera zauważyłem w 2016 roku przy okazji świetnej płyty Port St. Willow „Syncope”, na której pojawił się też Jaar.

Will Epstein, fot. Patrick Addison

Poza działaniami z Jaarem Epstein jest niezwykle rozchwytywaną postacią w świecie filmu, tańca, instalacji (HBO Baby God, The Martha Graham Dance Company, Marilyn Minter, Laurie Simmons). Nagrywa i wydaje też jako High Water. Pod tym alisem oddaje się muzyce elektronicznej. Opublikował – jeśli czegoś nie pomijam – pod tą nazwą dwa albumy: „High Water” (2013) i „Crush” (2016).

Ostatnio intensywniej zrobiło się pod jego własnym nazwiskiem, ponieważ w ubiegłym roku artysta wypuścił płytę „Whims”, a na początku lutego ukazał się kolejny jego solowy krążek pt. „Wendy”. I aż dziwne, że nie słychać o nim w Polsce. Za to rzecz jasna „Pitchfork” odnotował ten fakt, oceniając „Wendy” na 6.7, co uważam za bardzo niską punktację, którą i tak mam w nosie, ale gdyby się nią sugerować to należy uznać bladość tego wydawnictwa, ale wcale tak nie jest! Podobnie mało pochlebną recenzję „Wendy” napisał Zachary Blair na łamach „mxdwn”, deklarując m.in. „(…) przez brak progresywnej pomysłowości album sam w sobie jest dość nużący”. Nie wiem gdzie autor był podczas słuchania tego materiału i czy w ogóle rozumie taki typ „piosenek”?

Zdjęcie Epsteina zdobiące okładkę „Wendy” przypomina mi trochę klimat okładek Rory’ego Gallaghera, a trochę Nicka Drake’a. Stylistycznie bliżej mu zdecydowanie do Drake’a, a także do Sama Gendella, Billa Callahana, wczesnego Bon Ivera i Sama Amidona pod względem zawiłości, palety barw i wybujałych form. Wokalnie z kolei mieszają się tu różne skojarzenie, chociażby ze wspomnianym Drake’em, Winem Butlerem, Jeffem Tweddy’m czy Wayne Coyne’em.

Epstein sam zaaranżował wszystkie kompozycje na „Wendy”, ale nie jest osamotniony w graniu na różnych instrumentach. Zaprosił świetnych muzyków, a wśród nich Shahzad Ismaily (gitara elektryczna, instrumenty perkusyjne), Kenny Wollesen (perkusja), Dave Harrington (gitara elektryczna, bansuri), Joshua Crumbly (kontrabas) i Michael Coleman (perkusja, gitara akustyczna, Wurlitzer, instrumenty perkusyjne).

Powstało dziesięć niezwykłej urody piosenek, które łamią konwencje, ale z ogromną gracją i delikatnością, a czasami z pomocą pociągnięć pazurków. Na styku wielu akustycznych brzmień, nie mogło zabraknąć również tych elektronicznych – i tak w „Suddenly Rain” pląsa sobie syntezatorowy bas, aż do uścisku gitarowych sprzężeń i free jazzowej perkusji Colemana. „Way Down in Stockholm” jest jak mgiełka lo-fi skraplająca się na tle eksperymentalnej, a jednocześnie piosenkowej formy. Aksamitna chrypa w głosie Epsteina otula w „Moving”, a syntezatorowe basy – i inne elektroniczne wygibasy – nie przeszkadzają w prowadzeniu songwriterskiej opowieści: „once again i’m driving out of town heading upstate with the radio loud as i find my way back home (…)”.

„Will the Morning Come” to jedna z najbardziej melancholijnych piosenek, na jaką w tym roku trafiłem, balansująca na pograniczu folkowej nostalgii z okolic Appalachów i ambientu, co przechodzi na „Thunder Dub” z eteryczną partią saksofonu lidera mogącą przypominać frazowanie i etniczność Pharoah Sandersa z lat 70. W „Oyster Bay” czuć kosmiczność zarówno The Flaming Lips, jak i The Notwist. Piękne nagranie na poziomie harmonii i samego wykonastwa (fortepian, saksofon!). Głębia brzmienia fortepianu w „Esker Up” przyjemnie dociska zmysły, w podobnym stylu jak u Toma Waitsa. „Golden” to wsłuchiwanie się w przestrzeń i grzebanie w gitarowym zgiełku z widokiem na daleki wschód, co znamy u Alabastera DePlume’a. A takie „Bug Bite” nieodparcie lgnie mi do niektórych wczesnych piosenek Trupa Trupa. Na domknięcie ballada „Passenger”, jakiej nie powstydziłby się Damon Albarn czy panowie z Radiohead.

„Wendy” wykracza bardzo daleko poza ogniskowe przyśpiewki okraszane pieczoną kiełbaską i tkliwe pseudo songwriterskie wykwity typu Hozier, które pod płaszczykiem „alternatywy” lub „avant” mają żyłkę wypełnioną fałszywą i populistyczną cieczą. Dajcie szansę „Wendy”, a później skonfrontujcie własną opinię z tym, co wypisują w „Pitchforku” czy „mxdwn”. Will Epstein ujął mnie konceptem, wyobraźnią, wrażliwością i autentycznością. Sezonowe narośla niech nadstawią czułka i chłoną!

Fat Possum Records | luty 2023


Strona FB Will Epstein: www.facebook.com/willcrushwater

Strona Fat Possum Record: www.fatpossum.com

FB: www.facebook.com/FatPossumRecords







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Polecamy