Wpisz i kliknij enter

Hieroglyphic Being – The Moon Dance

Kolejna porcja syntezatorowych modulacji.

Jamal Moss przemknął przez festiwalowy obieg jakieś kilka lat temu – a potem został odstawiony na boczny tor klubowej sceny. Tymczasem wcale to nie oznacza, że chicagowski artysta jest dziś mniej twórczy niż wtedy. Przeciwnie: począwszy od końca pierwszej dekady XXI wieku zasypuje swych fanów nowymi wydawnictwami, które umieszczają w swych katalogach przeróżne wytwórnie, od londyńskiej Soul Jazz, po nowojorski Axis. Mało tego: publikuje również nakładem własnej oficyny Mathematics i wrzuca sporo premierowego materiału na Bandcamp.

Nic w tym dziwnego: szkoląc się pod okiem weteranów chicagowskiego house’u w rodzaju Adonisa czy Rona Hardy’ego, kiedy zaczął realizować własne nagrania, niemal od razu zaprezentował wyrazisty i oryginalny styl. Jego wyznacznikiem była surowość brzmienia, nonszalanckie aranżacje i śmiałe anektowanie wpływów eksperymentalnej elektroniki. Tego rodzaju formuła dała artyście możliwość jej systematycznego rozwijania, stając się również wzorem dla innych producentów spod znaku lo-fi house’u i techno – choćby tych nagrywających dla takich tłoczni, jak L.I.E.S.

Nie inaczej dzieje się na najnowszym albumie Mossa, firmowanym pseudonimem Hieroglyphic Being, tym razem opublikowanym przez hiszpańską firmę Apnea. I tutaj punktem wyjścia jest motoryczna praca najprostszego automatu perkusyjnego. Tak rodzi się klasyczny house’owy podkład, na który chicagowski producent nakłada kolejne warstwy syntezatorowych modulacji („Celestial Poems”). W efekcie powstaje z jednej strony zwarta i taneczna muzyka, ale z drugiej – gęsta, zawiesista i psychodeliczna („Helium Three”), za każdym razem uderzająca jednak wręcz pierwotną energią („Mawu”).

Moss sięga tu również chętnie po Rolanda TB-303 i wtedy jego nagrania pulsują acidowymi efektami („No Matter How Far”), nawet wtedy, kiedy wymykają się klubowym rygorom („When The Earth”). To oldskulowe granie ożywiają samplowe cytaty – a to z jazzu („The Moondance”), a to z muzyki współczesnej („Purple Skies”). Amerykański twórca składa tu również hołd detroitowej tradycji – choćby sięgając po smyczkowe klawisze w stylu Derricka Maya („Lunar Mind”). Wszystko to ma brzmienie lo-fi, choć tym razem nagrania artysty wydają się być bardziej dopracowane („Helium Three”).

Niby „The Moon Dance” potwierdza, że Jamal Moss obraca się ciągle w tej samej estetyce. Ale to nic złego. W tej hipnotycznej i halucynogennej muzyce można się bowiem rozsmakować na dobre. Wtedy chętnie sięga się po kolejne wydawnictwa artysty, nie oczekując, iż któreś z nich przyniesie jakąś kompletną odmianę w jego twórczości. Przeciwnie: z przyjemnością zagłębiamy się w tej muzyce po raz kolejny. To trochę jak kiedyś z Ramones i Motorhead w rocku – i autor „The Moon Dance” nie powinien się za te porównania obrazić.

Apnea 2023

www.facebook.com/Somuchnoise2beheard







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Polecamy