Wpisz i kliknij enter

GusGus – DanceOrama

„DanceOrama” 35 lat temu sprawdziłaby się na parkiecie pewnie tak samo dobrze jak kawałki Laserdance czy Laszlo Benckera.

Swoją burzliwą działalność GusGus rozpoczynali jeszcze w pierwszej połowie lat 90, kiedy zakończoną kilka lat wcześniej synth-popową dekadę traktowano jako coś, do czego lepiej już nie zaglądać.

W takim duchu utrzymane były pierwsze albumy projektu – narkotyczne, eksperymentalne „Polydistortion” i „This Is Normal” stawiały GusGus w szeregu najciekawszych trip-hopowych projektów – wszystko tu robione było niemal w kontrze do lat 80.

Podczas koncertów wokalista Daniel August zachowywał się i brzmiał, jakby chciał oczyścić się z odium „sympatycznego” występu na Eurowizji w roku 1989 (swoją drogą szkoda, że GusGus nigdy nie zdecydowali się na cover tego kawałka – teraz byłby na to idealny moment). Wokalistka Hafids Huld, dziś grająca słodkie „islandzkie country”, popisywała się narkotycznymi pląsami, Magnús Jónsson, kolejny z grupy, stał na scenie niczym zepsuty post-kraftwerkowy robot. Taki to był zespół.

Minęły ponad dwie dekady, GusGus z przedsięwzięcia 10-osobowego stał się w zasadzie solowym projektem Biggiego Veiry. Ten wyjątkowy twórca przeżył w międzyczasie swoją osobistą artystyczną rewolucję: na przełomie lat 90/00 odkrył syntezatorowe systemy modularne Doepfera. Ich specyficzne, syntentyczne brzmienie było od tej pory znakiem rozpocznawczym GusGus.

Na kolejnych płytach trip-hopowy dym powoli ulatywał odsłaniając taneczny parkiet. Veira wskoczył na niego już w roku 2002 („Attention”) i z krótkimi przerwami bawi się na nim do dziś – choć nigdy nie robił tego z taką radością i konsekwencją jak teraz.

Na „DanceOramie” GusGus czerpie więc twórczą energię z okresu, wobec którego na początku swojej działalności się buntował. Mamy tu bezpośrednią wycieczkę w stronę drugiej połowy lat 80, bez żadnych niepotrzebnych przesiadek. Otwierający całość „The Terras” spokojnie zmieściłby się w katalogu wytwórni ZYX – najważniejszej dla Italo Disco.

I chyba właśnie ten nurt był tutaj główną inspiracją. Tytułowa „DanceOrama” 35 lat temu sprawdziłaby się na parkiecie pewnie tak samo dobrze jak sprawdzały się kawałki Laserdance czy Laszlo Benckera.

Bo siła tego albumu tkwi w jego skuteczności. Podczas gdy dwa poprzednie krążki GusGus trochę denerwowały nierównością, „DanceOrama” stanowi spójny, wyraźny koncept. Biggi, Daniel i Margrét stawiają na to, co sprawdza się podczas koncertów – zapraszają do tańca. To pewnie dlatego jest tu aż tyle instrumentalnych numerów. Dyskoteka na pełnej.

Które fragmenty warto jeszcze wyróżnić? Na pewno „Rivals”, gdzie słychać odległe echa pierwszych nagrań GusGus (jeden z najlepszych numerów Biggiego w ostatnich latach), na pewno również „Breaking Down”, banger grany od 10 lat na koncertach, zarejestrowany jeszcze w czasie sesji nagraniowej do „Mexico”.

Na dobrą sprawę mamy więc na „DanceOramie” tylko trzy zupełnie premierowe piosenki, ale w niczym to nie przeszkadza. I choć nie jest to płyta plasująca się w czołówce katalogu GusGus, to zapewnia fantastyczną rozrywkę niezwykle skutecznie. Przydałyby się teraz wersje „Extended” tych numerów – Bernhard Mikulski z ZYX Records wiedziałby, co z nimi zrobić.

Oroom | 2024


Bandcamp: https://gusgusiceland.bandcamp.com/album/danceorama
FB GusGus: https://www.facebook.com/GusGusOfficial








Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Polecamy