Ucieczka z planety Ziemia.
Trudno mieć dziś bardziej skomplikowane przez wojnę w Ukrainie dziedzictwo niż to, które stało się udziałem Julii Govor. Przyszła producentka techno urodziła się w 1984 roku w Abchazji, kiedy była ona jeszcze częścią sowieckiego Imperium Zła. Zanim skończyła dziesięć lat, przeprowadziła się wraz z rodzicami na południe Rosji, gdyż w jej rodzinnych stronach wybuchła wojna abchasko-gruzińska.
Wczesne dzieciństwo w komunistycznej szkole za czasów ZSRR miało jeden plus: Julia musiała się uczyć grać na jakimś instrumencie. Wybrała fortepian i zaczęła przyswajać muzykę klasyczną. Do dziś jedną z jej ulubionych kompozytorek jest Galina Ustvolskaya, której mroczne i tęskne kompozycje stworzyły idealny grunt pod jej późniejszą fascynację nowoczesną elektroniką.
Na początku minionej dekady Julia była już raverką pełną gębą. Podczas jednej z imprez na Krymie poznała Kamrana Sadeghi – młodego Irańczyka, mieszkającego w USA, a pasjonującego się sound artem. Zostali parą (dziś już małżeństwem), a ponieważ obojgu było za ciasno w putinowskiej Rosji, zdecydowali się na wspólny wyjazd do Nowego Jorku. Tam zaczęła się muzyczna przygoda Julii.
Zadebiutowała jako producentka techno w 2014 roku i do dzisiaj dorobiła się aż dwunastu EP-ek. Największą sensację wywołały te, które opublikowała nakładem własnej wytwórni Jujuka, gdyż winylowe krążki uzupełniał dowcipny komiks, w którym pojawiały się takie gwiazdy clubbingu, jak Jeff Mills czy Richie Hawtin. Teraz o muzykę Julii upomniała się hiszpańska Semantica, czego owocem jej debiutancki album.
Tworzy go sześć nagrań, układających się w mozaikę różnych odmian techno. Zaczyna się od „Laika Was Here” – psychodelicznego killera w stylu dawnego Stroboscopic Artefacts, łączącego rwane breaki z industrialnymi zgrzytami i chóralnym tłem. W „Cold Shadow Of Jupiter” uderzają tribalowe perkusjonalia, wnosząc ze sobą świdrujący motyw acidowy i epicką ścianę masywnych syntezatorów. „Close To The Sun” ma bardziej hipnotyczny i minimalistyczny ton, przypominając dokonania Donato Dozzy’ego.
„Space Dust, Born Trust” sprawdzi się idealnie na parkiecie w Berghain za sprawą dudniącego bitu i uzupełniających go kosmicznych efektów. „Manovra Di Gravity” podkręca tempo zestawu, odwołując się do europejskiego techno z połowy lat 90. Stąd już krok do gabbera – i dostajemy go w utworze „Ulka Was Here”, który brzmi jak jakiś zapomniany klasyk z katalogu wytwórni Mokum. To zawadiacko szybki bit i chmurne tło, podrasowane jedynie dyskretnie głębszą elektroniką.
Już tytuł płyty przypomina słynnego psa Łajkę, który w 1957 roku został wysłany przez Sowietów na orbitę okołoziemską. Inspirując się smutnym losem niewinnego zwierzęcia, Julia Govor snuje swymi sześcioma nagraniami bajkową opowieść o wyimaginowanej podróży kosmicznej, w której dziewczyna Ulka i jej piesek Laika uciekają z Ziemi, by odszukać planetę, na której nie będzie strachu. I podobnie jak astronauci z „Planety Małp” – ostatecznie wracają tam, skąd uciekły.
Pomysł intrygujący – i choć te sześć nagrań brzmi dobrze, to jednak trochę mało. Brakuje tu jakiegoś klimatycznego wstępu, mocniejsze utwory powinny uzupełniać bardziej klimatyczne kompozycje, a całość nie znajduje sensownej czy zaskakującej puenty. Jeśli więc traktować „Laika And Ulka Was Here” jako album, to wywołuje on uczucie niedosytu. Jeśli natomiast jest to tylko EP-ka – to ocena będzie znacznie wyższa. Kto rozsądzi?
Semantica 2024