Wpisz i kliknij enter

Pod igłą #20: nthng – I’d Love To Fly

No Contest!

Od dłuższego czasu kupuję coraz mniej winyli. Czasem skuszę się na jakieś LP do kolekcji, głównie z ulubionych labeli bądź gdy chodzi o reedycję jakiegoś „klasyka”, ale EP-ki czy single w istocie wypadły z mojej strefy zainteresowań. Po pierwsze ani specjalnie nic ciekawego na tych formatach się nie ukazuje, po drugie – nie chcę uzależniać się od winylowego konsumpcjonizmu, w którym pierwszeństwo w tłoczniach mają krótkie wydania, sztucznie pompujące rynek i – zupełnie bezpodstawnie – ceny!

Zdarzają się jednak wyjątki – EP-ki, których pominąć nie mogę i które obowiązkowo zasilają moją kolekcję. W takich przypadkach zaskakująco – bo niemal zawsze – okazuje się, że faktorem decydującym jest Autor. Piszę wielką literą, bo lista tychże jest krótka, a w istocie samotnym liderem w metaforycznej żółtej koszulce jest holenderski producent i DJ Jurriaan Terpstra czyli nthng.

Zaskakujący zbieg okoliczności, że to akurat producent, którego pseudonim oznacza dosłownie „nic” / „nic nowego”, od kilku lat regularnie wydaje absolutnie oryginalne i bezkompromisowe nagrania, zostawiając innych producentów miękkiej elektroniki, w której mieszają się techno, house, breakbeat i ambient, daleko, a nawet bardzo daleko za sobą. Nie inaczej jest w przypadku najnowszej EP-ki nthnga zat. „I’d Love To Fly”, która ukazała się 30 maja br. i została wydana przez Holendra własnym sumptem (katalog labelu 0000 stanowi póki co wyłącznie opisywana EP-ka).

„I’d Love To Fly” wypełniają cztery nagrania utrzymane w konwencji wspomnianej mieszanki stylistyk, którą ntnhg wybitnie zaprezentował wcześniej na swoim ostatnim długogrającym albumie „There Is A Place For Me”, o którym wspominałam w moim Podsumowaniu roku 2023 (link).

Całość otwiera blisko 9-minutowy „And On” – chyba najpiękniejszy, a na pewno najcieplejszy numer z całej EP-ki. Idealny na start chilloutowych setów o zachodzie słońca, choć ja słyszę go też jak perfekcyjnie zamyka rankiem jakiś open-airowy set, po wielu godzinach nocnych tańców. Tytułowy „I’d Love To Fly” przenosi nas w marzycielskie obrazy niczym z okładki EP-ki, które kołyszą się do padowych fraz. W ich trakcie pojawiają się też przesamplowane wokale, nałożone na miarowy, nieco zabrudzony beat. Podobnie kojący, trochę jak klasyki downtempo np. „All I Need” Air czy spokojniejsze nagrania Massive Attack, 8-minutowy „In The City” trzyma poziom poprzedników ale przy tym zabiera słuchacza w coraz bardziej nostalgiczne rejony. To wszystko po to, aby mogło dojść do delikatnego, a jednak przejmującego zamknięcia w krótkim, bo niespełna 3-minutowym utworze „Tuned To A Dead Channel”.

Wybitna jest to EP-ka, naprawdę. Podobnie jak niemal wszystko, co nthng wydał dotychczas w trakcie swojej 10-letniej kariery producenckiej. Nie ma znaczenia, czy są to longplaye czy EP-ki – zawsze dostajemy materiał na najwyższym poziomie, elektronikę z duszą, a nie tylko do chemicznie napędzanego tupania. Zresztą patrzenie na dyskografię nthnga ma sens tylko całościowo, zestawiając poszczególne płyty czy EP-ki klimatem zawartych na nich nagrań, a nie formą wydawnictwa. Przecież „I’d Love To Fly” śmiało może stanowić dopełnienie wspominanej płyty „There Is A Place For Me”, a wcześniejsze EP-ki nthnga „Earthseed” i „Sub-Sonar”, które ukazały się w 2022 r. – mogą tworzyć symbolicznie jeden album. Dlatego też, no contest panie nthng, no contest! I jak zawsze – hungry for more, hungry for new 🙂







Jest nas ponad 16 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Polecamy