Porcja osobliwych dźwięków od warszawskiego tria Slalom.
Nie zawsze jesteśmy świadkami dalszego rozwoju projektów tworzonych przez artystów udzielający się w kilku innych przedsięwzięciach. Po prostu niekiedy moce przerobowe dają o sobie znać. Całe szczęście dwa lata po wydaniu debiutanckiego krążka „Slalom” (nasza recenzja), doczekaliśmy się nowego wydawnictwa, pt. „Wunderkamera”.
Nazwa płyty Slalomu nawiązuje do tzw. gabinetów osobliwości (wunderkamera lub kunstkamera), które były najbardziej popularne w XVI-XVIII w. Tworzyli je ówcześni władcy i arystokraci, gromadząc w swoich zbiorach przeróżne obiekty związane z nauką, przyrodą, historią etc. W XVIII w. dynasta Habsburgów mogła pochwalić jedną z najbardziej potężnych kolekcji. Podsumowując: wunderkamera to nic innego, jak początki muzealnictwa.
Przytoczę tylko jeden przykład, ale za to znakomicie pokazujący, jak ważną rolę odegrała wunderkamera w rozwoju myślenia, które w konsekwencji doprowadziło do powstania instytucji, jaką jest muzeum. Jak pamiętamy, August Strindberg był nie tylko wspaniałym szwedzkim dramaturgiem, ale także eksperymentującym fotografem. Pod koniec XIX w. starał się uwiecznić widok nieba nocą, nie używając do tego aparatu. Kładł kliszę, czy to na parapecie czy na ziemi i tym samym wystawiał ją na działanie blasku księżyca. Powstałe obrazy zapisywał na płytkach zwanych Celestographs’ami.
Z całą pewności Strindberg był prekursorem sztuki eksperymentalnej (surrealista?). Dopiero z biegiem lat artysta zbudował kilka prostych kamer wykonanych np. z pudełek po cygarach. Zachowane prace Szweda można było podziwiać choćby w Tate Modern. Gdyby nie pasja zbierania, przechowywania zapoczątkowana kilka wieków temu, to pewnie nikt z obecnie żyjących nie dowiedziałby się o niezwykłych pracach Augusta Strindberga.
Członkowie grupy Slalom – Bartosz Weber (sampler, syntezator, bas), Bartłomiej Tyciński (gitara, lap steel guitar, syntezator), Hubert Zemler (perkusja), wchodzą w rolę współczesnych archiwizatorów. Tyle, że interesują ich dźwięki a nie przedmioty. Muzycy, jak przystało na wyśmienicie zorientowanych fachowców, doskonale wiedzą, co w trawie piszczy też na innych kontynentach. Otwierający całość utwór „Animalium Partes in Ut Maior” mógłby spokojnie powstać w Bogocie, ale narodził się w Warszawie.
Dzisiejsza multikulturowość artystów, tak naprawdę przybiera na sile z każdym kolejnym rokiem, bowiem nieraz człowiek zachodzi w głowę, czy aby na pewno słucha zespołu z Polski… Tak właśnie mam zarówno z Slalomem, jak i Baabą, Mitch & Mitch, Zebrami a Mitem, Paristetris, Alte Zachen – oczywiście Weber, Tyciński i Zemler udzielają się w tych projektach.
W kompozycji „The Dance of Mr. Turkish” pokazali, że potrafią pisać świetne solówki gitarowe, łamać podziały rytmiczne na wszelkie sposoby, być jedną nogą w latach 70., a drugą blisko współczesnego myślenia o eksperymentowaniu z formami, czego możemy doświadczyć w „Hippo’s Early Comeback” (dodają psychodelicznego rumieńca avant-country’owi) i „Delphinne” (lepią fascynujące dźwięki bazując na syntezatorowym pulsie, afrykańsko-latynoskiej sekcji rytmicznej i głosie Joanny Halszki Sokołowskiej).
Z kolei fragmenty „The Murmansk Dragon” i „Psy Core Key” przypomniały mi o dobrych latach 90., a szczególnie spod znaku Tortoise. Iście kosmiczne nagranie „Waterpecker” (okolice Battles – spokojnie, nie pomyliłem się, i nie chodziło mi o The Beatles) wiedzie nas do równie znakomitego „Sad SAD sad”, gdzie podskórny trans w postaci dźwięków gitary, syntezatorów i perkusji przenika do naszego krwiobiegu.
Mam nadzieję, że uzbroicie się w odpowiedni osprzęt (wolny czas, skupienie) i puścicie się w wir muzycznego Slalomu wraz z płytą „Wunderkamera”. Byłaby to wielka strata, gdybyście ominęli jeden z najciekawszych polskich albumów tego roku.
14.10.2015 | Lado ABC
Strona Facebook Slalomu »
Profil na BandCamp »
Strona Lado ABC »
Profil na Facebooku »