Wpisz i kliknij enter

signer – New Face of Smiling


Bevan Smith, nagrywający jako Aspen i Signer, ma na swoim koncie kilka znakomitych krążków – wspomnieć choćby „Giving It Up to Feel Effected” czy wydaną dwa lata temu „Low light dreams”, dzięki której stał się jednym z bardziej obiecujących młodych ambienciarzy. Znany dotąd z bardzo wysublimowanych, ciepłych elektronicznych brzmień Smith przygotowując swój kolejny materiał postanowił wszystkich zaskoczyć. W jaki sposób, z jakim skutkiem?
„New Face of Smiling” jest równocześnie „new face of Signer” – artysta zdecydował się bowiem na dość radykalną zmianę brzmienia – przede wszystkim sięgnął po gitarę, której dźwięki przetwarza na tej płycie dość swobodnie i beztrosko. Prócz gry na gitarze artysta zdecydował się zaśpiewać – tworząc w ten sposób muzykę odwołującą się do tradycji labelów Kranky czy Thrill Jockey. „New Face of Smiling” to zbiór eksperymentalnych, post-rockowych piosenek, które wymykają się tradycyjnym kompozytorskim strukturom, odpływając w stronę niekonkretnych przestrzeni i plam – ot gitarowy ambient w stylu Labradford czy Fennesza [szczególnie tego z ostatniej płyty – „Venice”]. Już pierwszy fragment tego materiału opiera się głównie na ścianie dźwięku generowanego przez szarpaną gitarę – coś na wzór Neila Younga z soundtracku do „Dead Man”. Dalej zaczynają pojawiać się kojarzące się z wcześniejszą twórczością Smitha brzmienia analogowych syntezatorów, w przypadku nowej płyty są one jednak zupełnie przytłoczone przez gitarę, a jeśli już uda im się wypłynąć na powierzchnię – rażą chłodem i prostotą. Prócz gitary, czasem pojawi się żywa perkusja, puls tego albumu jest jednak – w większości – wyznaczany przez analogowe automaty bądź różnego rodzaju kliki [choć i tutaj nie brakuje eksperymentów – „That sinking feeling…” jest przecież jednym wielkim eksperymentem rytmicznym]. Smith postanowił stworzyć album pełen typowych dla siebie emocji, sięgając jednak po zupełnie inne środki wyrazu. Jest melancholijnie, jest [w większości utworów] cicho, jednocześnie jest bardzo, bardzo gitarowo. Nie wszystkie utwory są tutaj udane, próba oceny tego albumu budzi dziwne ambiwalentne odczucia – momentami jest tu po prostu zbyt ciężko, gęsto, muzyka Signera już nie lewituje, stara się twardo stąpać po ziemi, czasem zaś wręcz „człapie”.
Bevan Smith chce się rozwijać i chwała mu za to, jednak jeśli dwa lata pracy przynoszą 38 minut tak nierównego materiału – mamy prawo być lekko rozczarowani. Słychać, iż muzyk wciąż stara się szukać nowej dla siebie formy – osiadając co jakiś czas na kompozytorskiej mieliźnie, czasem jednak tworząc muzykę bardzo udaną. Dziwny, niejednoznaczy album. Poczekamy na następny.
2004







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Polecamy