
Nowy nabytek berlińskiej wytwórni jest na najlepszej drodze, aby zamienić taneczny house w melodyjny pop.
Już wcześniejsze płyty firmowane przez Suol wskazywały, że właścicielom tłoczni najbliższa jest estetyka radiowej wersji muzyki tanecznej, opatentowanej głównie przez Brytyjczyków w połowie lat 90. Takie podejście do brzmień rodem z Detroit i Chicago ma tyle samo zwolenników, co przeciwników. Ci pierwsi chwalą komercyjny house za silne nasycenie melodiami, a drudzy – ganią za odarcie go z transowego charakteru.
Szefowie berlińskiej tłoczni konsekwentnie realizują jednak swą wizję, z każda płytą zbliżając się do wytyczonego wzorca. Najnowszy album opublikowany przez Suol lokuje się na najdalej wysuniętym w stronę popowej estetyki biegunie współczesnej muzyki klubowej. To debiutancki krążek duetu Tender Games, założonego przez dwóch niemieckich muzyków – Ulricha Harrisona i Marlona Hoffstadta.
Celowo w powyższym zdaniu znalazło się określenie „muzycy”, a nie „producenci”, ponieważ obaj artyści w wyjątkowo silnym stopniu inkorporują do swej twórczości element „żywych” brzmień. Stąd w większości nagrań wyraziste partie wokalne, zarówno w wykonaniu Harrisona, jak i zaproszonych gości – funkcjonujących głównie na klubowej scenie mało znanych wokalistów, w rodzaju Miss NatNat czy Yvy Coe.
W efekcie większość nagrań z „Tender Games” to ładnie skrojone piosenki. Najbardziej słyszalne jest to w „Too Late” i „City Lighs”, gdzie jedynie house’owe podkłady rytmiczne chronią obie kompozycje przed osunięciem się w stronę melancholijnego synth-popu. Harrison i Hoffstadt nie obawiają się zatrzymać na moment tanecznego bitu – i wtedy dostajemy bluesową balladę w „In Her Bed”, czy wystylizowany na dokonania Jamesa Blake’a pościelowe R&B w „Tonight”. Nie obywa się bez przywołania radiowych wzorców z Wielkiej Brytanii – o czym przekonuje „A Million Times”, przypominający dawne hity Adevy.
Bardziej w stronę klubowych brzmień niemieccy muzycy zwracają się w „Your Perception” i „In A Mess” – tym razem sięgają bowiem po modny UK garage, zestawiając połamaną rytmikę z soulowymi samplami i rhodesowymi pasażami. Echa klasycznego garage house’u z Nowego Jorku pojawiają się z kolei w „Want It All” – ze względu na skontrastowanie klawiszowego crescendo szurającymi bitami. Mimo zwolnienia tempa w „Lost” i „Freak In The Sheets”, obie kompozycje nie tracą house’owego groove’u. Najsłabiej wypada w tym towarzystwie „Make Believe”, przekraczający tę niewyraźną granicę między klubową przystępnością o popowym kiczem.
Nieprzypadkowo „Tender Games” ukazuje się w środku lata. Takiej muzyki słucha się bowiem najlepiej z radia ustawionego na rozpalonej słońcem plaży. Potentaci na krajowym rynku fonografii pewnie nie sięgną po ten zestaw – ale chyba nie mielibyśmy nic przeciwko temu, gdyby zamiast ogranych do bólu przebojów z minionych lat, w polskim eterze pojawiły się przyjemne dźwięki „Your Perception” czy „Tonight”.
Suol 2014

może trzeba pić więcej łiski i jeść pączki [ te podnoszą poziom cukru i szczęścia choć na chwile 😉 ]
Dokladnie tak robie (przynajmniej to drugie). 😉
tak jest , dlatego to co w piwnicy zostaje w niej a to co w radiu to w radiu ….. lecz już wolę w radyjku suol niż to co zapodaje eska na przykład to koszmar … gorszy niż ten koszmar z elm street !
Racja – jednak muzyka klubowa, tak jak „czarna” muzyka, nigdy nie zagoszczą w wiekszej ilosci w polskich rozgłosniach. Taki klimat. 😉