Wpisz i kliknij enter

Mity, które można wskrzesić – rozmowa z Januszem Jurgą

Duchy Rogowca, transowe techno i przepiękne lasy.

Janusz Jurga to jedna druga składu Vysoké Čelo, z którym rozmawiałam w maju zeszłego roku, kiedy to nasza dyskusja skupiona była wokół „natury i kosmicznej aury”. O inspiracjach folklorem, przy okazji premiery albumu „Duchy Rogowca”, opowiadał mi niedawno również sam Janusz, jednak wskazując na te elementy, które łączą folklor ze spowitym dymem techno.

Emilia Stachowska: Do tematu „Duchów Rogowca” przejdziemy za chwilę, ale najpierw opowiedz trochę o samym Rogowcu. Co to za miejscowość? Czym cię tak zafascynowała?

Janusz Jurga: Rogowiec to przede wszystkim moja rodzinna wieś. Na pozór nie ma w niej nic charakterystycznego i szczególnego. Typowy obraz polskiej wsi, odciętej od cywilizacji, gdzie w domach do kolacji podaje się szklanicę bimbru. Powiedziałem – na pozór. Wszystko dlatego, że zawsze, gdy gościliśmy w Rogowcu, mogliśmy nasłuchać się różnorakich legend i mitów o mrocznych zjawach, które pojawiały się w tejże wsi. Rogowiec znajduje się w pobliżu trasy z Częstochowy do Piotrkowa i do Łęczycy – przy tej samej drodze, którą przemierzali nasi pradziadowie, a którą chodzili niegdyś Boruta i Rokita, udając się na syto zakrapiane biesiady! Co do drugiej części pytania, to właśnie ta bliskość wiejskiego folkloru najbardziej mnie intrygowała. Rogowiec był szczególny też z tego względu, że od dziecka kojarzył mi się z „innym światem”. Inny rodzaj życia, inna kultura, inne zwyczaje. To ten sam rodzaj fascynacji, gdy europejski podróżnik opuszcza kontynent i smakuje czegoś nowego. No a oprócz tego, były te wszystkie mity i legendy, które nieodłącznie kojarzą mi się z tym miejscem.

A jak wyglądają tereny wokół Rogowca? Zdaje się, że tamtejszy klimat mocno wpłynął na to, jak brzmi twoje najnowsze wydawnictwo.

Owszem, wpłynął. Głównie dlatego, że tereny wokół tej wsi to przede wszystkim lasy. Zapoznając się z „Duchami Rogowca” można usłyszeć, że przez cały czas podróży mijamy drzewostany. Rogowiec to odludzie, domów nie napotkamy tu zbyt wiele, a jeżeli już – są to raczej opuszczone chałupy. Wszystko to przypomina osiemnastowieczny skansen, ale może to tylko impresja człowieka, który na co dzień nie ma takich krajobrazów na wyciągnięcie ręki. Może to fantomowy Rogowiec, który zapisał się w mojej pamięci; w każdym razie tak go widzę. Dlatego też otoczenie i rogowieckie pejzaże świetnie kooperują z mitami o duchach!

Właśnie, co to za mity?

Mity o duchach, zjawach i diabłach, które upijają się piwem w opuszczonych domostwach. Te historie łączą mrok i okultyzm z przaśną swojskością. Są niepokojące, a momentami rubaszne. Koniec końców, są też niezwykle tajemnicze. Wiążą się one przeważnie z jednym charakterystycznym drzewem, które wśród mieszkańców nosi nazwę Chojak (nie chodzi tutaj o rodzaj świerka, dla mieszkańców Rogowca „Chojak” to właśnie to konkretne drzewo), a znane jest ono także pod mroczną nazwą „Drzewo Wisielców”. To drzewo jest o tyle istotnym miejscem, iż pełni rolę czegoś w rodzaju obiektu kultu. Tradycyjnie wisi tam niewielka kapliczka, a miejscowi, gdy je mijają, wykonują gest krzyża. To mi się kojarzy nieco z rytuałami lokalnej wiary. Podczas sesji nagraniowych, gdy wróciłem znów na tydzień do Rogowca, stałem przy tym samym drzewie i czytałem dość chaotyczne zapiski starego wuja o wspomnianych duchach. Może to przypadek, że w słuchawkach wtedy leciała muzyka Gasa oraz Roberta Richa… Nie wiem, ale w skrócie, to właśnie skrywają mity, które spróbowałem wskrzesić.

Potrafisz przywołać, co było w tych zapiskach? Co czułeś, kiedy je czytałeś?

Tak, jak wspomniałem, zapiski były dość chaotyczne. Ciężko byłoby mi teraz przytoczyć wszystko, co się tam znalazło. Pierwsza ich część związana była z bardziej ogólnymi legendami, gdzie pojawiały się bardziej znane postaci, takie jak Boruta czy Rokita. Druga przedstawiała zaś perypetie rodzimej wsi. To właśnie ta druga partia zdawała się być najbardziej intrygująca. Jedną z historii była legenda snująca się po pokoleniach, którą prawdopodobnie spisał dopiero wuj Roman, a jej autorem był prawdopodobnie jego pradziad, opowiadający o swoim konflikcie z księdzem z parafii z pobliskiej wsi. Ksiądz nie mógł zaakceptować hulaszczego trybu życia wujka, mimo że to on płacił największe „daniny”. Ksiądz pouczał wuja i rugał go za każdym razem, gdy tylko usłyszał o jego występku, ale co ciekawe – nikt nie miał pojęcia, skąd duchowny to wszystko wie. Ostatecznie, podczas jednej z zakrapianych imprez, wujo postanowił obserwować swoich gości, ale nie dostrzegł niczego podejrzanego. W pewnym momencie jednak usłyszał dziwne krzyki, jakby odgłosy zwierzyny, a za oknem pojawiło się lekkie światło. Wujo, choć szybko zareagował, zobaczył płonącą stodołę i znikające w lesie światło. Postanowił wypuścić psy, zaś sam z gośćmi zajął się płonącą stodołą. Pożar udało się ogarnąć nazajutrz i również nazajutrz wróciły psy, które w swych paszczach miały zakrwawioną podartą sutannę. Ciała nigdy nie znaleziono, ale jak twierdził wujo, ksiądz często nachodził jego posiadłość jako strzyga, co niejednokrotnie potwierdzali jego goście na kolejnych biesiadach! Czytając te zapiski oraz zbierając te wszystkie legendy w jakąś składną całość, miałem poczucie, że obcuję z czymś niezwykłym. Intryguje mnie to, że duża część mieszkańców Rogowca, w tym członkowie mojej rodziny, w jakiś sposób potwierdza tę opowieść. Oczywiście, jest to naznaczone upływem czasu i tylko niektóre elementy są wspólne, ale wszyscy zdają się w mniejszym lub większym stopniu wierzyć w te zdarzenia. Z drugiej strony, czemu mieliby nie wierzyć? Zresztą, pominę sprawę samej wiary, bo ona moim zdaniem nie ma nic do tego. Chodzi o znaczenie tych legend, tego typu wiejskie gusła są moim zdaniem nieodłącznym elementem folkloru, w który starałem się zagłębić. Obcując więc z tą kulturą, czułem ogromną radość z faktu, że choć na moment mogę stać się członkiem tego lokalnego kościoła.

A co z pięcioma duchami, do których nawiązujesz na „Duchach Rogowca”? Gdzie jest ich miejsce w tej historii?

To pytanie sam sobie zadawałem i nie ukrywam, że spędzało mi ono sen z powiek. Między innymi dlatego, że stary wuj, który był jednym z bohaterów powyższej historii, rzekomo odmówił księdzu sakramentów na łożu śmierci i wyszeptał wówczas: „Nie wierzę w waszego boga, ale wiem, że będę jednym z pięciu duchów Rogowca!”. Liczba pięć pojawiła się wtedy pierwszy i zarazem ostatni raz. Nie wiem i nikt nie wie, o co mogło chodzić, kim są pozostałe cztery duchy, zresztą większość rodziny nie zna lub nie wierzy tej historii. Miejscowi, gdy indagowani byli przeze mnie o ten fragment, wzruszali ramionami albo komentowali w stylu ” to pewnie jakiś schizofrenik/alkoholik”,. Mnie natomiast zaintrygowało to do tego stopnia, iż postanowiłem z tej enigmatycznej opowieści zrobić przewodni motyw mojego solowego albumu. A historia, którą skleciłem, nie bez przyczyny ma być pełna niedopowiedzeń.

Dlaczego zdecydowałeś się opowiedzieć o tej historii, o tej wsi, właśnie za pomocą lekko przytłumionego, transowego techno?

Rodzinny folklor intrygował mnie od zawsze. Do tego stopnia, że zainspirował mnie do stworzenia własnej interpretacji legend o Duchach Rogowca. A dlaczego akurat pod dźwiękami rogowieckich lasów kryje się transowe techno? Po pierwsze: bardzo lubię zabieg zwany synkretyzmem, kiedy łączą się ze sobą jakieś dwa światy, których pozornie nie dałoby się złączyć w całość. Po drugie, ten synkretyzm nie jest aż tak oczywisty, ponieważ w „Duchach Rogowca” mamy wciąż silne wpływy natury. W końcu obraz takiej opuszczonej wsi kojarzy się przede wszystkim z naturą, a połączenie leśnego ambientu z pulsującym techno mamy chociażby u Gasa. Zresztą, nie ukrywam, że to była jedna z moich większych inspiracji muzycznych. Wydaje mi się, że to słychać. Dla przykładu: gdy siedziałem ostatnio w Warszawie, mój dobry znajomy Maciek, w momencie otwierania kolejnej butelki z piwem (a w tle leciał puszczony przeze mnie „Oktember”) stwierdził, że Duch Trzydziesty Szósty z singla brzmi bardzo „Gas-owo”. Tak bardzo, że nie zna niczego bardziej Gas-owego od tego kawałka. No a po trzecie, to wszystko o czym opowiadam, te legendy, mity, te zjawy i duchy są dla mnie szalenie tajemnicze. A nie znam bardziej tajemniczego gatunku od ambient techno. No chyba, że black metal…

Czyli w muzyce, której słuchasz, szukasz tajemniczości? Gdzie jeszcze zawędrowałeś, szukając inspiracji?

Nie tylko. Szukam przede wszystkim klimatu – takiego klimatu, którego nie do końca umiałbym opisać. Tajemniczość to jeden z elementów. Black metal jest tajemniczy, ponieważ porusza specyficzny rodzaj wątków, a środki, które tam znajdziemy, jak najbardziej wpisują się w archetyp tajemniczości. Z ambient techno jest podobnie. Słuchając takiego Gasa, czuję się, jakbym przemierzał tereny nieznane, niebezpieczne, może nawet nie mające końca. Nie wiem. czy umiem opisywać swoje odczucia, towarzyszące mi podczas słuchania, więc może ta synestezja jest nieco ułomna. Nie zmienia to jednak faktu, że zarówno Gas – „Oktember”, jak Burzum – „Filosofem” to apoteoza tajemniczości.

Co jeszcze łączy ambient, techno i black metal?

Repetycja i przestrzeń. A także – czasami – oszczędność faktury. Oczywiście, w zależności od wykonawców, to wszystko może wyglądać inaczej. Niemniej, w utworach Gasa nie ma miejsca na zbyt dużą progresję, wszystko jest raczej w duchu minimalizmu i głębokiego ambientu. Black metale widzę podobnie. Zostawmy na chwilę Burzum, bo to, jak powoli rozwija się „Filosofem”, wie pewnie każdy fan gatunku. W głowie mam płytę Yhdarl – „Loss”; tam również wszystko rozwija się w powolnym tempie. Oszczędność w budowaniu klimatu i eksponowanie do bólu motywów to coś, co bardzo cenię w sztuce dźwiękowej. Wrócę jednak do Burzum i podeprę swój wywód przykładem – „Rundgang Um Die Transzendentale Säule Der Singularität”; albo utwór „Winterreise” autorstwa ColdWorld. Wystarczy tego posłuchać, aby odnaleźć się w tym, co opisuję.

Często mówisz o klimacie Rogowca – w jednej z przedpremierowych recenzji znalazłam natomiast określenie, że „Duchy Rogowca” to „leśne rave’y”. Z czym to hasło ci się kojarzy? Jakie obrazy przywołuje?

Wizja leśnego rave’u brzmi dosyć interesująco, trochę jak zderzenie dwóch różnych światów, ale tej muzyce zawsze towarzyszyła taneczność i nawet, jeśli bardziej się skupiam na transowości, rytualności, to nie widzę tu żadnej sprzeczności. Gdybym miał więc opisać jak to sobie wyobrażam – powiedziałbym, że przywołuje to u mnie obrazy, które spowijają mroczny klimat, towarzyszący mi podczas oglądania klipu do ostatniego utworu z płyty „Narkopop”, połączone z wizją biesiad, zwartych w „Gawędach” Wójcickiego.

Wróćmy teraz do folkloru. Wątki folklorystyczne pojawiają się też na albumach twojego drugiego projektu, Vysoké Čelo. Skąd fascynacja kulturą ludową, naturą i połączonym z nimi oniryzmem?

Nie potrafiłbym wskazać jakiegoś charakterystycznego checkpointu w moim życiu, w którym takie zainteresowanie się pojawiło. Właściwie od zawsze kultura ludowa intrygowała mnie w stopniu szczególnym. Fascynowała mnie elastyczność i ogrom pojęcia „folklor”. Podobnie było z motywem natury. Lubię wędrówki po lasach, tak jak i lubię leśne krajobrazy. Od zawsze je lubiłem. Odnajduję te motywy w black metalach i ambientach. Staram się więc te właśnie obrazy zaadaptować do swojej twórczości.

Na EPce Vysoké Čelo nawiązujecie na przykład do Lema, w solowym materiale opowiadasz legendy i mity rodzinnej wsi. Jakie historie chciałbyś jeszcze poruszyć?

Czas pokaże. Pomysłów mi nie brakuje, ale one potrafią przyjść nagle. Mogę natomiast powiedzieć, że pewne historie już spisujemy i pojawią się one na najnowszym materiale Vysoké Čelo. Nie wiem jednak, czy powinienem zdradzać, czego będą one dotyczyć. Jeśli chodzi o motyw ogólny, nie będzie niespodzianki, bo Vysoké Čelo wciąż nie wróciło na ziemię po ostatniej kosmicznej ekspedycji. Mogę natomiast zapowiedzieć, że pewną część z tego materiału, usłyszeć będzie można podczas naszego koncertu, 24 lutego, który odbędzie w słynnym K4 w Szczecinie.


Są jakieś inne teksty kultury, po które planujesz sięgnąć, które chcesz zreinterpretować?

Mam w głowie parę tekstów i na pewno chciałbym w przyszłości do części z nich się odnieść. Mam jednak małą obawę przed tym podawaniem konkretów; bo naprawdę nie wiem, jak się potoczy moja przyszłość twórcza. [uśmiech]

Obecnie działasz w kolektywie Opus Elefantum. Opowiedz o nim coś więcej. Kiedy rozmawialiśmy w maju zeszłego roku, projekt był w przygotowaniach – teraz ma już w katalogu kilka wydawnictw.

Opus Elefantum to projekt, który cały czas się rozwija. Za to należą się podziękowania Maciejowi z Vysoké Čelo, który jest mózgiem Opus Elefantum. Podziękowania należą się także pozostałym gościom na mojej solowej płycie, którzy dołożyli cegiełkę do „Duchów Rogowca”. Przede wszystkim Tomaszowi Turskiemu, który aktywnie działa w naszym kolektywie i zadbał o wokale na płycie. Podzięki lecą także do Ja’akova, Laurentyna P. oraz Damiana Wolskiego. A co do naszego kolektywu, to z każdym kolejnym wydawnictwem idziemy do przodu. Mogę śmiało powiedzieć, że ten rok będzie rokiem Opus Elefantum! Nie chcę zapowiadać premier, które dopiero są w drodze, ale powiem tak – o Opusie jeszcze w tym roku wszyscy usłyszą.

Skoro nie chcesz zdradzać szczegółów przyszłych wydawnictw – mógłbyś opisać te, które już zasilają wasz katalog?

W tej chwili nasz katalog zawiera cztery pozycje. Z Vysoké Čelo mamy dwie płyty – „Űrutazás” sprzed roku i „Liście na Księżycu” sprzed dwóch lat. Oprócz tego, mamy martialowo-dark ambientową Zgubę, stworzoną przez naszego przyjaciela z Bułgarii. Tego samego, który współtworzył Widziadło. To właśnie płyta „Void” do tej pory była ostatnim wydawnictwem naszego netlebelu. Teraz dochodzi piąta cegiełka, w postaci „Duchów Rogowca”. Wszystkie materiały łączy pewnego rodzaju enigmatyczność oraz wysoka jakość, a także swoista świeżość. Są one w jakimś stopniu są nietypowe, niepowtarzalne i są czymś nowym. Nas natomiast łączą więzy przyjacielsko-rodzinne. Co nie znaczy, że Opus Elefantum jest zamkniętą grupą. Wręcz przeciwnie!

Jakich rodzimych artystów chcielibyście zaprosić do współpracy?

Bardzo byśmy chcieli nawiązać współpracę z ziomeczkami z Popiołu Kurhanów, z Michałem z By The Spirits, czy z Brunem Janiszewskim znanym z Suffering Astrid, który wydaje ostatnio naprawdę świetny rzeczy i zasługuje na większy rozgłos. Ale to nie wszyscy, z którymi wyobrażamy sobie współpracę w przyszłości…

Dlaczego zdecydowałeś się na wydanie singla poza Opus Elefantum?

Krzysiek z Trzech Szóstek od zawsze był naszym dobrym ziomblem. Sam lajkowałem jego fanpejdż, gdy miał jeszcze trzydzieści lajków (chyba było to w dniu założenia, bądź dzień po). Krzysztof od zawsze nas wspierał – zarówno Vysoké Čelo, jak i Opus Elefantum. Kiedy Trzy Szóstki z blogu o profilu typowo publicystycznym weszło na drogę netlebela, chcieliśmy do tej inicjatywy dołożyć naszą własną cegiełkę. I tak oto singiel „Duch Trzeci” wyszedł sumptem netlebelu Trzy Szóstki.

Co powiedziałbyś naszym czytelnikom, którzy dopiero sięgną po „Duchy Rogowca”?

Zarekomendowałbym przeczytanie kilku stron „Gawęd” Wójcickiego i degustację szklanicy bimbru. A jeżeli nie chcecie tego robić, to po prostu polecam posłuchanie tej płyty. A czy mógłbym wan coś jeszcze powiedzieć? Może po prostu – trzymajcie się ciepło!







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
1 Komentarz
Inline Feedbacks
View all comments
trackback

[…] takich klimatów. Główną inspiracją był dla mnie Gas, o czym wspominałem parokrotnie podczas wywiadu z Emilią Stachowską. Największe feelsy dawał mi „Oktember”. Ten kawałek to dla mnie kwintesencja tajemnicy i […]

Polecamy