Wpisz i kliknij enter

Levitation Orchestra – Inexpressible Infinity

Podpalacze wzniecają eutymię.

Człowiek czasem się plącze w tych wszystkich albumach. Co przesłuchał, a czego nie? Co już opisał, a co opisać miał dopiero zamiar? Pomimo wszelkich starań w okresie kończącym rok, nie jestem w stanie zapanować nad tym chaosem, więc posługuję się narzędziem zwanym „intuicją”. Właśnie intuicja każe mi rzucić rozgrzebane teksty i skupić się na debiucie brytyjskiej grupy Levitation Orchestra. Powodów jest sporo. Pierwszy: jest jazz. Drugi: jazz z Wielkiej Brytanii, który jest w rozkwicie. Trzeci: wydawcą jest Astigmatic z Polski. Czwarty: skład jest trzynastoosobowy. Piąty: sugestywna okładka. Szósty: chaos też jest, a co dwa chaosy to nie jeden. Siódmy: kłaniają się lata 70. Ósmy: żar i pewność siebie wręcz wylewają się wiadrami. Mógłbym tak długo.

Liderem zespołu jest Axel Kaner-Lidstrom, brytyjski trębacz, którego mieliśmy już okazję usłyszeć w tym roku w Cykadzie. „Inexpressible Infinity” jest jednak czymś z zupełnie innej beczki. Brzmienie i rozmach robią wrażenie. Tak duża liczba instrumentalistów musiała pomieścić swoje ego, możliwości i popisy w zaledwie 39 minutach. Jednak skompresowanie wszystkich dźwięków miało jak największy sens. A było co upychać, ponieważ mamy w składzie skrzypaczkę (Saskia Horton), saksofonistkę (Deji Ijishakin) i saksofonistę (James Akers), harfistkę (Maria Zofia Osuchowska z Polski!), wokalistki (Sophie Plummer i Zakia Sewell), studentkę na klawiszach (Roella Oloro), flecistę (Lluis Domenech Plana), wiolonczelistę (Tom Oldfield), gitarzystę (Paris Charles Raine), kontrabasistę (Hamish Nockles-Moore) i perkusistę (Harry Ling).

Kryć się z entuzjazmem nie ma już sensu. Zresztą wszystko staje się jasne już podczas wokalnego początku otwierającego „Oddyssey”. Owe wokalizy jako żywo przypominają Novi Singers, do których słabość mam absolutną. Potem zaczyna się już lot w wersji fusion. Proszę posłuchać jaką pracę wykonują dęciaki i jak „rozmawiają” z wokalistkami właśnie. Podział czasu na każdego z członków grupy został rozłożony w miarę po równo, co wpływa na spore zagęszczenie treści. Niczym podpalacze Levitation Orchestra umyślnie wzniecają eutymię. Zarażają nią wręcz w „Mystical Yang”, który przybrudzony został paroma wstawkami na saksofonie, podbity w jednym miejscu przez flet oraz wyposażony w klawiszową końcówkę.

„Clairevoyance” należy do naszej rodaczki. Łagodne tony harfy w połączeniu z wokalami przeradzają się niemal w intymną pieśń ze średniowiecza. Spiritual jazz jak się patrzy. Na albumie są również dwie, krótkie (po minucie z hakiem) wstawki rozbudzające apetyt, a jednocześnie niezaspokajające go. Pamiętajmy jednak, że mamy do czynienia z grupą współczesną, która świetnie czuje jazz i potrafi nim wyważyć drzwi. Jazzowi ultrasi powinni być zadowoleni słuchając zamykającego „Twin Serpents”, sprytnie podzielonego na pół. W sumie nie mam już za wiele do dodania od siebie. Może jeszcze tylko to, że w poczynaniach Levitation Orchestra widać sens idei współpracy opartej na kolektywie. Choć w sferze muzycznej nie mam nic przeciwko charyzmatycznym (czasami autorytarnym) liderom, to jednak dobrze wiedzieć, że odejście od takiego modelu zarządzania przynosi dobre owoce.

Astigmatic Records | 2019
Bandcamp
FB
FB Astigmatic







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Polecamy