Wpisz i kliknij enter

Olga Wojciechowska / Multicast Dynamics / Normal Bias / Joachim Spieth

Zima 2019/2020, której w istocie nie było, kończy się globalnym strachem co do pandemii i powszechną izolacją społeczną. Nikt nie wie co się dalej wydarzy, choć bez wątpienia będzie to czas weryfikacji wielu założeń i poglądów, które przez ostatnie lata zdominowały życie społeczne, jak i osobistej refleksji. Oby przyniosły coś dobrego i oby nie okazało się, że na opanowanie dzisiejszych problemów jest za późno. Czekając na to, co przyniesie jutro, zachęcam Was do przysłuchania się trzem około ambientowym płytom, które ukazały się w ostatnich miesiącach oraz jednej, której publikacja planowana jest na kwiecień. Każda z nich przyda się teraz jak i w najbliższym czasie. Być może w ogóle muzyka w swojej istocie, tak jak każda inna sztuka i obcowanie z nią (nimi) będzie teraz na wagę złota, by nie zwariować w niepewności. Zapraszam, oderwijcie się od bieżącej codzienności mając jednak na uwadze, że będzie trzeba do niej wrócić. Dzięki poniżej opisanym płytom powrót do niej może jednak zyskać zupełnie nowy wymiar.

Olga Wojciechowska – Infinite Distances

Debiut polskiej producentki i kompozytorki Olgi Wojciechowskiej w amerykańskiej ambientowej wytwórni A Strangely Isolated Place, jakim jest album „Infinite Distances”, to sprawa, którą trzeba odnotować. O ile bowiem Olga Wojciechowska jest już dość znana w międzynarodowym świecie ambientu, którą to uwagę zdobyła kolejnymi wydawnictwami pod pseudonimem Strië, jakie publikowała m.in. pod szyldem walijskiej oficyny Serein, czy też pod pseudonimem Iden Reinhart, o tyle „Infinite Distances” stanowi przełom w jej karierze pod własnym imieniem i nazwiskiem, pod którymi Olga wydała dotychczas dwa albumy (wspólną pracę Puz/zle (Sidi Larbi Cherkaoui) złożoną z nagrań jej oraz A Filetta, Fadia Tomb El-Hage, Kazunari Abe (2013 r.) oraz w pełni solowy album „Maps And Mazes” (2015 r.)).

„Infinite Distances” wydaje się przełomowy zarówno patrząc na renomę labelu z Los Angeles, ale przede wszystkim, i to należy podkreślić, piękno i jakość nagrań skomponowanych przez Olgę. Mamy tu bowiem do czynienia z ambientem przepuszczonym przez brzmienia modern classical (All I Have Not Seen”, „Memory Of The Pioneers”, w którym odbijają się pianino, perkusja, dzwonki i ściśle komputerowe efekty), delikatne, ale wyraźnie orkiestrowe kompozycje (utwór tytułowy ze zjawiskową linią smyczków, „Ready To Return”, „Images Imprisoned Within You) czy też minimalistyczne eksperymenty („Bursts Of Static”, „Starless Water”).

Olga Wojciechowska stworzyła na „Infinite Distances” muzyczną przenośnię pomiędzy dniem wczorajszym a dzisiejszym. Album dedykowany pamięci Babci artystki, łączy bowiem te nurty, które ewidentnie odgrywają największy wpływ na jej twórczość: muzykę klasyczną, minimalizm i IDM (Olga współpracowała w przeszłości także z wytwórnią Ninja Tune!), ale też odbija w sobie to, co nowatorskie jak np. brzmienia orkiestrowe i eksperymenty, których Olga Wojciechowska się nie boi i w czym radzi sobie z dużą wprawą. Nie bez znaczenia może być tu fakt, że artystka równolegle z własną pracą zajmuje się wszak także komponowaniem muzyki na zlecenie takich instytucji jak Opery w Oslo czy Royal Opera House w Londynie.

Wreszcie, w muzyce Olgi jest zaszyta olbrzymia dawka ciepłych i wzruszających emocji. Pozwalam sobie potraktować to jako pierwiastek polski, choć rzeczą oczywistą jest, że piękna muzyka, tak jak na „Infinite Distances”, to sprawa uniwersalna, zależna jedynie od wrażliwości odbiorcy. W aktualnej sytuacji tytuł płyty dodatkowo to potwierdza.

4 listopada 2019 | A Strangely Isolated Place

***

Multicast Dynamics – Ancient Circuits

Holenderski producent Samuel van Dijk na elektronicznej scenie aktywny jest od ponad 10 lat. W 2009 r. ukazała się jego pierwsza EP-ka, która została wydana pod pseudonimem Mohlao. Nieznacznie później zaczął też tworzyć jako VC-118A i Multicast Dynamics. Właśnie pod tym ostatnim pseudonimem ukazał się jego najnowszy album zatytułowany „Ancient Circuits”, który został wydany nakładem londyńskiej Astral Industries, o której regularnie wspominam na łamach NM (wcześniejsze recenzje). Napisałam album, choć zdecydowanie lepiej pasuje tu określenie konceptu.

Na „Ancient Circuits” składają się bowiem cztery części, z których każda stanowi idealnie 25-minutową kompozycję. W każdej też odbija się zapowiedź z okładki, która zwiastuje dryfowanie między tribalową pierwotnością, a cyberpunkową, czy nawet kosmiczną „nowoczesnością”. Z jednej strony to połączenie zaskakujące, z drugiej oryginalne. Stąd właśnie posłużenie się określeniem muzycznego konceptu. Mamy tu do czynienia z wysoką formą sztuki muzyki, w której wyobraźnia słuchacza odgrywa nawet nie tyle istotną rolę, co raczej współtworzy to zjawisko. Od niej bowiem zależy jak daleko wyrwą was z rzeczywistości dźwięki tej płyty. Nie wiem, czy jest tego granica, bo odbieram „Ancient Circuits” jako doświadczenie totalne, które bywa urzekająco spokojne, ciepłe i rozczulające będąc równocześnie w wielu fragmentach niepokojącym, złowieszczym i budzącym strach (np. druga część Części Drugiej).

W tym znaczeniu album to przeżycie „wstrząsające”. Czy tak brzmi – parafrazując – ambient w czasach popkultury (a dziś: i zarazy)? Nie ma pojęcia. Wiem za to, że album Multicast Dynamics to niezwykły soundtrack do odrealnionej sceny, w której w jakimś dzikim nieznanym lesie Rick Deckard i Geralt z Rivii wspólnie czytają „Solaris” Stanisława Lema. Niemożliwe do wyobrażenia? To polecam wrzucić dobre słuchawki, wygodnie opaść w fotelu, włączyć „Ancient Circuits” i zamknąć oczy, a potem pozwolić podryfować własnej wyobraźni z muzyką Multicast Dynamics tam, gdzie ww. odczyt ma miejsce na żywo i gdzie wszelkie doświadczenie choć wydaje się nierealne, to podskórnie jest jednak dziwnie bliskie. 10/10 i znów ukłony dla Astral Industries, która kolejny raz dowodzi, że jest jedną z najoryginalniejszych ambientowych wytwórni wszech czasów. Tak, dokładnie jak przeczytaliście: wszech czasów.

17 lutego 2020 | Astral Industries

***

Normal Bias – LP2

Cztery lata przyszło nam czekać na nowy album polskiego duetu Normal Bias tworzonego przez Tomasza Karczewskiego aka 77 i Piotra Krupińskiego aka Yac. Ewidentnie nie był to jednak czas przeczekany. Otóż na swoim drugim albumie zatytułowanym po prostu „LP2” duet daje – opinia subiektywna – jeszcze większy niż na LP1 popis sporego wyczucia, jeśli chodzi o umiejętność budowania wciągających i intrygujących kompozycji osadzonych w dub techno, a oscylujących przy tym przede wszystkim w brzmieniach glitchowych, oraz basowych i ambiencie. Właściwie ciężko powiedzieć, że tej płyty się słucha. Tak naprawdę płynie się z każdym kolejnym utworem, w których prym wiodą urzekające basy („the goldrocker”, „rozbrat zostaje” czy beats’owy „zur hutte”).

Album ma przy tym wyrazistą energię, przechodząc co i raz do bardziej ożywczych konstrukcji („six tones under”, „42.195”). Świetne jest jednak w tej płycie to, że z powodzeniem można sobie wyobrazić jej odsłuch zarówno w świetle upalonego słońca na Jamajce, jak i w ramach dubowego seta gdzieś obok nagrań Deadbeata, Jana Jelinka czy Franka Bretschneidera, czy wreszcie podczas samotnej jazdy nocą autostradami Europy, z której muzycznej historii dub techno i glitch Normal Bias czerpią inspirację. Stylistyka clicks & cuts łączy urok melancholii przy jednoczesnym utrzymaniu rytmiki, a polski duet ewidentnie czuje te niuanse, po raz drugi racząc słuchaczy oryginalną płytą, pretendującą do jednego z najciekawszych polskich albumów 2020. W tym kontekście tytuł otwierającego album utworu „fourties are getting restless” traktuję jak pokerową zapowiedź, a do duetu Normal Bias kieruję właściwie tylko jedną prośbę: Panowie, LP3 nagrajcie dłuższą!

21 lutego 2020 | U Know Me Records

***

Joachim Spieth – Tides

Premiera trzeciego studyjnego albumu niemieckiego producenta Joachima Spietha, który wyda on w kwietniu w ramach własnego labelu Affin, planowana była na luty, ale na skutek opóźnień w tłoczeniu wersji winylowej płyty przesunięta została na początek kwietnia br. Stąd album na końcu przedmiotowego tekstu, choć muzycznie warto pomyśleć o zestawieniu go obok „Ancient Circuits”. Joachim Spieth eksploruje wszak przecięcie tajemniczego dark ambientu i techno, czego sporo jest także na płycie Multicast Dynamics.

O ile poprzedni album niemieckiego producenta, zatytułowany „Irradiance”, był bardziej wyrazisty w zakresie przecięcia obu stylistyk, o tyle na „Tides” granice te są bardziej dyskretne, momentami zupełnie się zacierając. Spieth operuje głównie rozciągniętymi mrocznymi i głębokimi padami. Sprawia to, że odsłuch płyty staje się daleką, a przy tym spokojną hipnozą. Jednocześnie ma ona swoje bardziej energetyczne momenty, jakim jest utwór „Ultradian”. Pozostałe nagrania z „Tides” to utwory bez bitu. Ich charakter sączy się ze wspomnianych padów, które w tym przypadku stają się osią kompozycji, ukazując dalekie rejony hipnotycznego ambient-techno. To zaś sprawia, że „Tides” najbliżej jest do tego co Joachim Spieth tworzył nagrywając dla kultowej serii kolońskiego Kompaktu – „Pop Ambient”, w szczególności pierwszych z jego prac w tej serii, jak i ostatniej, przygotowanej na jubileuszową Pop Ambient 2020, o której pisał na naszych łamach Paweł Gzyl (link do recenzji).

To wszystko sprawia, że „Tides” jest bardziej jednorodna niż poprzedzająca ją i stylistycznie podobna „Irradiance”, choć nie sposób uznać, by stanowiło to o jakimś minusie nowego albumu Spietha. Jednolitsza muzycznie „Tides” pozwala na bardziej spójny i zarazem skupiony odbiór, stanowiąc swoisty live-act Artysty. Kiedy bowiem zanurzymy się w odsłuchu tej płyty, staje się ona daleką mistyczną podróżą. Jest to podróż samotna i o zmroku, ale właśnie to jest w niej najpiękniejsze. Ukazuje też wyjątkowość odbioru muzyki jako takiego, który w swojej kwintesencji jest jednostkowym przeżyciem. Wszyscy Ci, którzy takie samotne wojaże lubią najbardziej, powinni być zachwyceni. Joachim Spieth zaś po raz kolejny udowadnia, że jest świetnym mentalnym przewodnikiem po takich rejonach elektroniki. Polecam bez cienia wątpliwości i dyskretnie uśmiecham się w kierunku ekipy festiwalu Up To Date. Bo choć zostało jeszcze sporo czasu i aktualnie „na tapecie” są inne sprawy, trzeba co i raz zająć myśli czymś przyjemniejszym. A słuchając „Tides” można śmiało przyznać, że Joachim Spieth będzie umiał wykorzystać scenę Centralnego Salonu Ambientu w Białymstoku. Fingers crossed.

8 kwietnia 2020 | Affin

***







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
1 Komentarz
Inline Feedbacks
View all comments
Minimetro
Minimetro
4 lat temu

Płytę Olgi Wojciechowskiej odnotowałem już na tych łamach jako jeden z 20 albumów ubiegłego roku. Cieszy, że doceniona także przez redakcję.

Polecamy