Wpisz i kliknij enter

Billy Woods x Messiah Musik – Church

Kuszący obfitością bufet.

Mógłby zrobić sobie jakąś przerwę. Poleżeć, popatrzeć w sufit lub ewentualnie bezpowrotnie trwonić cenny czas. Ale tego nie robi. Otóż on postanowił uraczyć nas drugą płytą w tym roku. Płytą, która podobnie jak „Aethiopes” zostawia konkurencję w tyle. A mowa oczywiście o amerykańskim raperze Billym Woodsie, który w niepodrabialnym stylu wjeżdża ze swoim nowym, dość nagle i zaskakująco wydanym albumem „Church”. I teraz, można porównywać oba albumy, co uważam za bezcelowe, a można potraktować drugi krążek jako przedłużenie poprzedniego. Zresztą to i tak jest królestwo opowieści i nietuzinkowej muzyki.

Tym razem za produkcję odpowiada Messiah Musik, z którym Woods pracował w Armand Hammer. Po raz kolejny nie mogę wyjść z podziwu dla umiejętności rapera, który porusza się po tak trudnych podkładach muzycznych i w każdym wypada bez pudła. Znów zaczynamy bez zbędnych wstępów. Hauntologiczny „Paraquat” zabiera nas w podróż do przeszłości w trujących oparach parakwatu i wiary w Boga. W połowie utwór zmienia się kompletnie przenosząc nas w południowe rejony USA. „Fever Grass” wije się i gnie w jazzowej otoczce. I nie jest to takie sobie granie w tle, ale solidnie i awangardowo zbudowany podkład.

Nie będę ukrywał, że robi na mnie wrażenie erudycja Woodsa. Weźmy znakomity „Fuschia & Green” (Elucid gościnnie), gdzie pojawia się taki wers: „Me and my girlfriend ride to the bloody end like the Ceaușescus”. Utwór „Cossack Wedding” przynosi odpowiedź na pytanie jak brzmiałby Radiohead, gdyby nagrywał hip-hop. I to właśnie w tym utworze znajdujemy również nawiązanie do twórczości Davida Fostera Wallace`a, a z nazwiska wymieniony zostaje Aleksandr Sołżenicyn. Ten fascynujący utwór trwa tylko dwie i pół minuty, a zostaje brutalnie przerwany przez „Schism”, w którym pojawia się ta obłędna fraza fortepianu.

Nim minie trzydzieści sześć minut całości będziemy jeszcze słuchać utworu „Frankie”, który mógłby zostać nagrany przez Toma Waitsa, wyjątkowo przyjemnego „Pollo Rico”, klasycznie perkusyjnego (choć tu też słyszę Radiohead ery „Amnesiac”) „All Jokes Aside” oraz całkowicie wspaniałego „Magdalene”. Ten album to jeden wielki kuszący obfitością bufet. Jeszcze słowo o samym mistrzu ceremonii, a właściwie jego władczym, acz spokojnym stylu mówienia do słuchaczy. „Church” wypada mniej eksperymentalnie od „Aethiopes”, ale trzyma podobny poziom i wagę artystyczną. Trudno wskazać słabe punktu, a zazwyczaj towarzyszący Woddsowi mrok bywa tu miejscami rozświetlany. Nie do opanowania za jednym podejściem.

Backwoodz Studioz | 2022
Bandcamp
FB
FB Backwoodz Studioz







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Polecamy