Wpisz i kliknij enter

Lucaslavia – Furnace

To już nie dark ambient. To black ambient.

Kiedy młodzi rave’rzy na początku lat 90. za sprawą The KLF i The Orb odkrywali stworzony przez Briana Eno niemal dwie dekady wcześniej ambient, gatunek ten został również wtedy dostrzeżony w zupełnie innym środowisku. Za sprawą Lustmorda zwrócili na niego uwagę twórcy z kręgu industrialu. Penetrowana przez nich estetyka wydawała się wyczerpana: stąd zdecydowali się oni wyruszyć w przeciwną stronę, oddalając się od hałasu w stronę wyciszenia. Wyciszenie to miało jednak śmiertelny ton. Tak narodził się dark ambient.

Zasady rządzące tym gatunkiem stworzył wspomniany Lustmord na płytach „Heresy” i „The Place Where The Black Stars Hang” z początku lat 90. Mroczna i statyczna muzyka spodobała się szczególnie w Skandynawii. To właśnie stamtąd wyłonili się artyści, którzy przyczynili się do gwałtownego rozwoju tej stylistyki: Deutsch Nepal, Brighter Death Now czy Raison d’Etre. W ich nagraniach wściekły noise spotykał się z zimnym ambientem i podniosłą neoklasyką.

Przez ponad dwie dekady scena ambientowa związana z kulturą rave i scena ambientowa związana z industrialem rozwijały się w kompletnej izolacji od siebie. Sytuacja zmieniła się w minionej dekadzie, kiedy za sprawą takich artystów, jak Emptyset, Roly Porter czy The Haxan Cloak, pojawiła się nowa wizja gatunku. Power ambient był właściwie całkowitym przeciwieństwem tego, co wymyślił Brian Eno: nadekspresyjną estetyką, która skupiła na dźwiękowych skrajnościach.

Echa dark ambientu i power ambientu odżywają teraz na płycie projektu Lucaslavia. Stoi za nim Sefan Goldmann – niemiecki artysta, który do tej pory dał się nam poznać z jednej strony z minimalowego techno, a z drugiej – z akademickiej awangardy, wywiedzionej z muzyki współczesnej. Jesienią zeszłego roku za sprawą Ash International zaprezentował on nam jednak płytę „Call And Response”, która objawiła jego fascynację dronowymi brzmieniami. Dalszą jej konsekwencją jest „Furnace”.

Album otwierają w „Mazoron” przetworzone głosy rodem z „Heresy” Lustmorda. Prowadzą one do utworu „Raphalut”, w którym uderzają metalowe riffy gitarowe niczym w nagraniach Liturgy czy The Body. „Calax” to kosmiczny dron świdrujący zbasowanymi warkotami. „Quanath” eksploduje wściekłym noise’m jak na płytach Ramleh. Ta szaleńcza wrzawa milknie w „Piron”, bo to industrial spreparowany ze zdeformowanych dźwięków.

„Margaleth” zaczyna się jak dark ambient, ale z czasem pojawiają się w nim glitchowe defekty, noise’owe spazmy i gitarowe skowyty. Nie inaczej rzecz się ma z „Ignis”. To modelowy wręcz przykład post-industrialnej elektroniki o ambientowym tonie. Bardziej syntetyczny ton ma „Alboreus”, łącząc echa fabrycznych przestrzeni z dalekim pulsem techno i przemysłowymi zgrzytami. W finale Goldmann powraca do ostrego noise’u („Dameth”) i metalowych warkotów w stylu Sunn O))) („Belgalic”).

Krótka to, ale intensywna płyta. Słychać na niej cztery dekady eksperymentów z ekstremalną elektroniką. Niemiecki producent jest muzycznym erudytą, więc tak żongluje dźwiękami, że potrafi na czterdzieści minut przykuć uwagę słuchacza. Nie ma więc tutaj nudy, jak na wielu noise’owych czy ambientowych albumach. Tytuły poszczególnych utworów wymyślone na blackmetalową modłę wskazują, że Goldmann mruga do nas okiem, nie do końca traktując tę odsłonę swej twórczości na serio. Nie pozbawia to jednak w niczym potężnej mocy tej muzyki.

Macro 2023

www.macro-rec.com

www.facebook.com/macrorec







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Polecamy