Rapowa zaduma.
Można by zakładać, że taka płyta jak „Aethiopes” powinna przed jej twórcą otworzyć bramy do sławy globalnej, ale muszą przy tym wystąpić co najmniej dwa czynniki. Pierwszy: artysta musi tego chcieć, a coś mi mówi, że Billy Woods niespecjalnie tego pożąda ciągle ukrywając swą twarz przed obiektywami. Drugi: publiczność musi tego chcieć, a z nią (w skali masowej) rzecz wygląda tak jak w wersie z nowego utworu „Babylon On Bus”: „People don’t want the truth, they want me to tell ’em grandma went to heaven”.
Dodatkowo Woods jest niezmordowanym dostarczycielem dyskomfortu, a każda jego płyta wymaga skupienia uwagi. W przypadku „Maps” powraca do współpracy z Kennym Segalem (pamiętna płyta „Hiding Places”). Jego niestabilna muzyka sprzyja rapowej zadumie fundowanej przez mistrza ceremonii w tekstach, których fundamentem są podróże muzyka do różnych europejskich (i nie tylko) klubów. Nieprzypadkowo na pierwszy singiel został wyznaczony „FaceTime” (z gościnnym udziałem Sama Herringa) dający pojęcie o reszcie materiału, a jednocześnie pokazujący, że jazzujące podkłady nie straciły nic ze swego uroku.
Bywa ten urok zużyty jak w „NYC Tapwater” albo nasycony („Agriculture”). Może też być krótkotrwały i zamknięty w ponurym zapętleniu („Bad Dreams Are Only Dreams”). Jakkolwiek chwalić Segala, na co ten zasługuje bez dwóch zdań, to jednak wymięte wersy Woodsa są największym magnesem, co zresztą producent dobrze wie ładnie uwypuklając kolejne linijki tekstu. W tej kategorii wyróżnia się „Soundcheck” (Quelle Chris jako gość) gdzie płyniemy na miękkim bicie, a tekst naszpikowany jest szczegółami z życia w trasie.
W „Year Zero” sprawy przybierają inny obrót, a to za sprawą Danny`ego Browna, który zjawia się z całym swoim szaleństwem w głosie. Zupełną odskocznią jest również „Baby Steps” i to nie tylko z uwagi na stałego współpracownika Elucida, ale przede wszystkim w tle słychać Shabakę Hutchingsa na flecie. Jest tam również Benjamin Booker. Zresztą lista gości jest pokaźna. Kto wie czy to nie jest najbardziej osobisty krążek rapera, a może nawet najbardziej przystępny (w ramach jego twórczości). Do takich wniosków skłaniają mnie takie momenty jak „Waiting Around”, „The Layover” czy „Houdini”.
„Maps” nie jest dziełem jednowymiarowym. To znakomita płyta wybitnego twórcy (można przymiotniki na odwrót zastosować). Gdyby postawić jakieś punkty graniczne albumu to z jednej strony mielibyśmy wyjątkowo lekki, pozornie nonszalancki i zawierający odniesienie do Niny Simone „Soft Landing”. Po drugiej stronie stanąłby „Hangman” emanujący grobową powagą, a lirycznie przynoszącym myśl jak brzmiałby Nick Cave, gdyby był raperem.
Billy Woods nie nagrywa płyt zwykłych. Ma wyjątkowy talent do wycinania z nieskończonego chaosu codzienności detali i wrzucania ich do tekstu. Podobnie czynią towarzyszący mu producenci. Słuchając „Maps” mam wrażenie, że niemożliwe jest, aby nagrał płytę złą. Z drugiej strony wszystkie określenia świadczące o doskonałości dzieł muzycznych zostały wyeksploatowane do cna. Z niektórych sam korzystałem przy okazji pisania o jego płytach. Dlatego na koniec rzucę sobie cytatem: „It’s hard to live when before you was dead”.
Backwoodz Studioz | 2023
Bandcamp: https://billywoods.bandcamp.com/album/maps
FB BW: https://www.facebook.com/williambodega
FB KS: https://www.facebook.com/kennysegalmusic
FB Bachwoodz: https://www.facebook.com/backwoodzstudioz
Billy Woods, artysta jak mało który wciąga mnie ostatnio bardzo głęboko w swoją twórczość. Płyta absolutnie genialna i tylko szkoda że nośniki tak drogie i trudno dostępne…
Dystrybucja w Polsce mogłaby być lepsza. Popieram. Natomiast na ten album wykosztowałem się, bo na poprzednie się spóźniłem, a ceny na portalach są wygórowane.