Nie ma przystępności bez hitowości.
Trzeba powiedzieć, że Yves Tumor potrafi wiele, żeby przykuć uwagę odbiorców. W przypadku swojej piątej płyty zaczął już od długaśnego tytułu „Praise A Lord Who Chews But Which Does Not Consume; (Or Simply, Hot Between Worlds)”, do którego dorzucił ekstrawagancki strój na okładce. Gwoli ścisłości to każda jego płyta jest powodem do porzucenia wszystkiego i znalezienie sobie miejsca w bardzo bliskiej odległości od odtwarzacza.
Sądziłem, że „Heaven To A Tortured Mind” pozostanie najprzystępniejszym dziełem muzyka (z pamiętnym utworem „Karosene!” na pokładzie). Tymczasem najnowszy krążek przebija go pod tym względem i – kto wie – być może jednocześnie czyni najlepszych z dotychczasowych. A to wszystko zaczyna krzyk przechodzący w szybki oddech, któremu pomaga wyraźna linia basu i perkusji. „God Is a Circle” w nieodparcie chwytliwy sposób wprowadza w nastrój płyty, ale i pokazuje, że pomysłów w głowie Tumora nie brakuje, choć on przekonuje, że są w niej „miejsca, do których nie może się udać”.
Nasz bohater naprawdę sprytnie poczyna sobie z przyzwyczajeniami słuchaczy do głównego nurtu popowego. I tak gitara otwierająca „Meteorę Blues” może przywołać z pamięci słynny utwór Oasis, ale już dalsza część utworu zmierza w zupełnie inną stronę. Latami 80. naszpikowany został „Lovely Sewer”, ale ładunek emocjonalny zmienia postać rzeczy. Podobnie niejednoznaczny jest „In Spite of War”, ale to za sprawą tekstu. Melodia pozwala się piosence przykleić do słuchacza, ale ten tekst kryje w sobie kilka zagadek i nawet „zakłamane anioły” mogą nie pomóc.
Nie byłoby przystępności bez hitowości. Mój zbiór ulubieńców otwiera „Heaven Surrounds Us Like a Hood”. Krzepiąca psychodelia wijąca się wraz z gitarą i perkusją zalewa głośniki, ale siłą są przerywniki. Ten z początku utworu i ten z okolicy drugiej minuty. „Operator” jest dość oczywistym wyborem, gdyż po prostu tej energii oprzeć się nie da. Zupełnym hitem jest „Echolalia”. Bębny uniemożliwiające bezruch stóp, zaraźliwy sposób śpiewania i ten magicznie niewygodny tekst.
Sporo wspominam o tekstach, które krążą wokół Boga i miłości, czyli historii starych jak świat, ale na których opowiedzenie Yves Tumor znalazł szalenie oryginalny sposób. Czasami może mówić o sobie („Parody”), a czasami może chce nas pocieszyć („Fear Evil Like Fire”). Nic do końca jednoznaczne nie pozostaje. Tym bardziej zachwyca finał z hukiem. „Ebony Eye” to otwarcie bram niebios poczynione za pomocą solidnego kopniaka. Wirujące syntezatory, sypiący się na głowę brokat, czyli akt jednoznacznej radości.
Mistrzowskie są tu piosenki, wyjątkowo przebojowa muzyka, ale nie wyczerpuje to tematu. Mam wrażenie, że Yves Tumor jakoś nas tu grupowo ściska. Mówi sporo o człowieku (lub o swojej wizji), jego potrzebach, jego namiętnościach, ale nie usuwa przecież niepokoju, niepewności czy ograniczeń i bólu. Cyklicznie się to powtarza, ale tym razem w wyjątkowo wyszukanych okolicznościach.
Warp | 2023
Bandcamp: https://yves-tumor.bandcamp.com/album/praise-a-lord-who-chews-but-which-does-not-consume-or-simply-hot-between-worlds
FB: https://www.facebook.com/yvestumor
FB Warp: https://www.facebook.com/warprecords
LGBTowa wydmuszka ztuningowana czarną skórą. Nic z tego się nie ostanie za kilka lat. Coś tam niby że twórczość niezależna…ale chyba raczej udawane gówno.