Wpisz i kliknij enter

Daniel Avery – Drone Logic

Jak wypada debiutancki album uwielbianego w Anglii didżeja z Fabric?

O ile w Berlinie najważniejszym klubem, wyznaczającym modę na elektronicznej scenie, jest Berghain, tak w Londynie podobną rolę pełni od pewnego czasu Fabric. Jednym z jego rezydentów jest Daniel Avery, który zasłynął energetycznymi setami, koncentrującymi się na rewelacyjnych, ale mało znanych nagraniach z przeszłości.

Zaczynał jako inżynier dźwięku w studiu Andy’ego Weatharalla – Shoreditch. Podglądając weterana brytyjskiej sceny tanecznej, szybko nauczył się na czym polega tworzenie wysokiej jakości klubowych miksów. Dowodem na to okazała się stworzona przezeń kompilacja z serii publikowanej przez Fabric. O młodym didżeju i producencie zrobiło się za jej sprawą głośno – a efektem tego były propozycje zremiksowania nagrań takich tuzów, jak Primal Scream czy The Horrors. Avery postanowił jednak zrobić krok dalej – i zrealizował materiał na debiutancki album.

Angielski artysta przyznaje, że postawił sobie podczas pracy nad „Drone Logic” dwa cele. Po pierwsze – aby przygotowany przezeń zestaw nagrań układał się w spójną całość, podobnie jak było w przypadku jego ulubionych płyt z przeszłości, firmowanych przez Underworld, The Chemical Brothers czy Four Tet. Po drugie – starał się cały czas myśleć w kategoriach didżeja – i skonstruować całość tak, jakby była ona jego setem zagranym w klubie Fabric. Czy udało mu się wprowadzić te założenia w życie?

Pierwsza część płyty stanowi wyraźny hołd dla angielskiego breakbeatu z lat 90. w stylu dawnych dokonań zarówno The Chemical Brothers, jak i jego mentora – Andrew Weatheralla. „Water Jump” i „Free Floating” to siarczyste granie, eksplodujące karkołomnymi połamańcami, które uzupełniają przetworzone wokalizy i shoegaze’we fale gitarowego zgiełku. I trzeba przyznać, że takie granie nadal ma swoją potężną moc – choć pewnie bywalcy Bergahin nie podzielali by tego entuzjazmu.

Bardziej spodobałaby im się środkowa część zestawu. Tym razem Avery sięga bowiem po stonowany tech-house w minimalowej oprawie. Z jednej strony jest tu miejsce na buczące basy w stylu rave, a z drugiej – na acidowe loopy i futurystyczne efekty. Tytułowy „Drone Logic” przywołuje świdrującym motywem wspomnienie słynnego „Rez” z repertuaru Underworld, ale „These Nights Never End” przenosi nas już do Chicago. „Need Electric” ma najbardziej niemieckie brzmienie, lokując się najbliżej zredukowanego techno, natomiast „All I Need” przypomina, że dubowa obróbka dźwięku zawsze była bliska brytyjskim producentom muzyki tanecznej.

Finał wypada najbardziej eklektycznie. Avery zaczyna do oszczędnego deep techno zrealizowanego w europejskiej manierze – bo „Simulrec” urzeka łagodnym połączeniem klubowej rytmiki i nostalgicznej melodyki. „New Energry (Live Through It”) układa się w pomysłowy hołd angielskiego twórcy dla niemieckiego kraut-rocka – łącząc futurystyczny klimat z nagrań Gary’ego Numana z motorycznym rytmem podsłuchanym u Kraftwerk. A na finał melodyjny neo-trance – czyli „Knowing We’ll Be Here”, zestawiający rozwibrowane klawisze z przesterowanym loopem w konwencji wypracowanej przez Paula Kalkbrennera.

Trzeba przyznać, że Avery potrafi budować dramaturgię płyty – poszczególne utwory są ułożone w logiczną całość i  tworzą odpowiednie  napięcie. Nawiązania do elektronicznej klasyki są tutaj może momentami zbyt dosłowne, ale zostają rozwinięte w konstruktywny sposób. Angielski producent ma również lekką rękę do melodii – dzięki czemu jego nagrania trafią do szerszego grona odbiorców. Wszystko to jednak ma za bardzo wykalkulowany charakter. Brakuje tej płycie jakiejś żywiołowości, która sprawiałaby, że jeden czy drugi utwór czymś nas zaskoczy. Ta przewidywalność ma jednak niezaprzeczalny atut komercyjny – wszak wszyscy lubimy najbardziej to, co już znamy.

Phantasy 2013

www.phantasysound.co.uk

www.facebook.com/phantasy.sound

www.danielavery.co.uk

www.facebook.com/danielmarkavery







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
2 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
tosca
tosca
10 lat temu

Nieeee, tego typu płyty niestety udają się niewielu dj-om, remixerom, artystom (kolejność celowa).
Chyba „Airdrawndagger” Sashy nadal świeci najjaśniej.

O tej płycie zapomnimy, kiedy tylko skończymy jej słuchać. Chociaż ja jeszcze jakiś czas myślałem o tym, jak można coś tak bezdusznego wydać…

jędrek
jędrek
10 lat temu

wolę jednak chemical brothers z czasów tej okładki z podróżującą parą

Polecamy