Skoncentrowana powódź.
Być może już wcześniej trafiliście na muzykę duetu Egopusher, założonego przez Tobiasa Preisiga (skrzypce, syntezatory) i Alessandro Giannelliego (perkusja, syntezatory). Panowie opublikowali w 2017 roku debiutancki longplay „Blood Red” (tutaj o nim pisałem). Tobias współtworzy także inny duet pod nazwą Levitation ze Stefanem Rusconim (grającym na organach kościelnych). Preisig ma na koncie również współpracę z Colinem Stetsonem, The Cinematic Orchestra, Dieterem Meieriem czy Janem Bangiem.
Preisig postanowił wyjść poza swoje projekty i nagrać debiutancki longplay pt. „Diver”, ale za nim do tego doszło, proces wewnętrznego dojrzewania u artysty powoli rozkwitał w zakamarkach wyobraźni. Materiał powstawał w ciągu trzech lat, gdzie spora część tematów uformowała się podczas improwizowanych koncertów solowych. Dopiero latem tego roku Tobias zamienił swoją berlińską salę prób w tymczasowe studio nagrań. Sesje nietrwały długo, a proces rejestrowania kompozycji zajął tylko trzy tygodnie. Pieczę nad produkcją objął – znany już czytelnikom Nowej Muzyki – Jan Wagner. Pamiętamy jego doskonały album z ubiegłego roku pt. „Nummern”.
Artysta wyjaśnia, że swobodny przebieg sesji w studiu miał na celu uchwycenie emocjonalnej szczerości, a także rozłożenie aranżacji na czynniki pierwsze, a co za tym idzie – danie miejsca słuchaczowi na własne przeżycia. Cały czas chodzi tu w głównej mierze o muzykę współczesną na skrzypce, ale taką, nad którą unosi się woń ambientowych dronów, syntezatorów Mooga czy innych efektów chociażby w postaci minimalnego beatu, dodatkowych partii fortepianu czy linii skrzypiec. Nie jest to muzyka odhumanizowana, wręcz przeciwnie – stworzona w otoczeniu intensywnych emocji. – Oderwałem się całkowicie od codziennego otoczenia i spędzałem cały dzień oraz noc w studiu. To nie było wcale wyczerpujące doświadczenie. To wszystko płynęło i dawało energię. Wydaje się, że Jan Wagner w jakiś sposób otworzył przede mną właściwe drzwi, dzięki czemu mogłem wypuścić z siebie tę wypartą muzykę. Czułem to jako bardzo potężną i skoncentrowaną muzyczną powódź – wyjaśnia Tobias.
Otwierający „Néon” reprezentatywnie kreśli nastrój w jakim pobędziemy przez najbliższe czterdzieści minut, bo mniej więcej tyle trwa „Diver”. Nazwałbym to powolnym zanurzaniem się w dość mroczny („Receptor”), ale fascynujący pejzaż dźwiękowy. To jak lewitowanie nad osamotnioną prerią pędzących myśli.
Skrzypce w rękach Preisiga mają sporo z wrażliwości tradycyjnych norweskich skrzypiec hardingfele. Sądzę, że szwajcarski muzyk świetnie wypadłby w towarzystwie Erlend Apneseth Trio i na odwrót. Przepiękny tytułowy „Diver” może nasunąć skojarzenia z muzyką Stefana Wesołowskiego, który konsekwentnie łączy brzmienie skrzypiec z mroczną, wręcz apokaliptyczną elektroniką. A z drugiej strony można odwołać się do tego, co prezentuje na swoich solowych płytach Amerykanin William Ryan Fritch. Twórczość Tobiasa mieni się rozmaitymi obrazami, w tym ewidentnie filmowymi – spora część kompozycji (np. „Flooding”) przedostaje się pod nasze powieki, aby tam przemienić się w osobny byt z pogranicza snu, życia i śmierci. Katharsis. Podobnie jak przewodni temat w „Surface” mógłby udźwiękowić kadry filmów Andrieja Zwiagincewa, Nuri Bilge Ceylana albo Pedro Almodovara. Odnośnie tego ostatniego reżysera, mam przed oczami obrazy z filmu „Skóra, w której żyję”. Cofając się jeszcze o kilka dekad wstecz, to w moim odczuciu współbrzmienie skrzypiec w „Surface” idealnie odmalowuje dramatyczne (ale, nie patetyczne) napięcie rysujące się na smutnej twarzy Barry’ego Lyndona w obrazie Stanleya Kubricka.
„Approval” z kolei jest jak światło przebijające się przez gęstwinę ciemnych drgań, a miniatura „Isolation” posiada namacalną, niemalże bliźniaczą tożsamość muzyczną, jaką odnajdziemy u artystów nagrywających dla islandzkiej Bedroom Community – wystarczy wymienić Valgeira Sigurðssona czy Nico Muhly’ego. „Collective” to narastający, przejmujący i odrywający nas od Ziemi dron – pełen wewnętrznych napięć – wiedzie nas ku końcowi…ale nie spycha w przepaść banału. Minimalizm w pełnym świetle.
– Znalezienie własnego dźwięku to niekończący się proces. Staram się pozbyć wszystkiego, co nie należy do mnie i mojego instrumentu. W końcu nauczyłem się tworzyć napięcie, odejmując zamiast przytłaczać ilością detali. Właśnie dlatego zredukowałem moje słownictwo muzyczne i zacząłem koncentrować się na opowiadaniu własnej historii – mówi Tobias.
„Diver” kryje w sobie wyjątkową energię. Przejście przez muzykę Tobiasa Preisiga ma coś z rytuału ablucji, ale oczywiście takiego swoistego. „Diver” ucieleśnia proces uwalniania muzycznych wizji skrępowanych przez obawy, lęki i może brak wiary. Należy tylko się cieszyć, że jesteśmy świadkami oderwania kawałka niezwykle wrażliwej duszy i dania jej nam, słuchaczom. Od teraz to może być historia każdego z nas. Tylko (o)czy Wasze, serca i umysły chcą się oderwać?
01.11.2019 | Quiet Love Records
Strona Tobiasa Preisiga »
Profil na Facebooku »
Strona Quiet Love Records »
Profil na Facebooku »