Wpisz i kliknij enter

Diabelskie ziele i trąba anioła

Portret Nicolása Jaara.

A przecież wszystko zostało już poukładane. Figury na szachownicy poustawiane, miejsca na podium rozdane. Pozostało utyskiwać na współczesność roniąc łzy nad brakiem definiujących nowoczesność dźwięków. Wystarczyło wymienić Buriala i Aphex Twina jako największych olimpijczyków muzyki elektronicznej i dostać łatkę znawcy czy nawet konesera. Co bardziej znudzeni współczesnością, chętnie zaglądali w przeszłość wyciągając, trzeba przyznać wielce fascynujące, przykłady głównie artystek niezbyt często wzmiankowanych w oficjalnej historii muzyki elektronicznej (m.in. Pauline Oliveros). W takim klimacie można było niewystarczająco doceniać albumu „Space Is Only Noise” z 2011 r., który dał początek karierze bardzo błyskotliwego twórcy przemawiającego autorskim głosem.

Raczej Cohen i Satie niż parkiet

Nicolás Jaar urodził się 10 stycznia 1990 roku jako syn Evelyne Maynard i Alfredo Jaara. Pomimo tego, że narodziny miały miejsce w Nowym Jorku to znaczącą część początku swojego życia spędził w Chile, gdzie pojechał z rodzicami w wieku lat dwóch. Okres nastoletni spędzał z powrotem na amerykańskiej ziemi. Być może tkwienie w rozkroku między oboma krajami wywołało w nim efekt  „niebieskiej fali”, jak sam go nazwał. Powyższe określenie dotyczyło płynącej melancholii, której bliżej było do dokonań Leonarda Cohena czy Erika Satie niż do tanecznego parkietu. Zresztą dokonania tego drugiego w 2004 r. rozpaliły w młodym człowieku żarliwe uczucie do muzyki.

Wystarczy dosłownie chwila w towarzystwie muzyki francuskiego kompozytora, aby odczuć wolno sączącą się magię fortepianu, którego w twórczości Nico nie brakuje. Drugim zapalnikiem był album „Thè au Harem d’Archiméde” Ricardo Villalobosa. I znów, te długie, powykręcane, przelewające się instrumenty perkusyjne znalazły swoje miejsce w twórczości młodego muzyka. Wszystko zostało ze sobą zmieszane, połączone z delikatnym ryzykiem i osadzone w wolnym tempie czego najlepszym przykładem niech będzie utwór „A Time for Us”. Inspiracje domknął jeszcze etiopski jazz i można było oczekiwać nieoczekiwanego.

Właśnie tak się stało. W styczniu 2011 r. światło dzienne ujrzał w pełni debiutancki krążek Nicolása Jaara zatytułowany „Space Is Only Noise”. Przypomnę, że w tym czasie portale internetowe w rodzaju Pitchfork czy Resident Advisor wiodły prym, jeśli chodzi o dziennikarstwo muzyczne nastawione na wykrywanie nowych zjawisk. Nowa Muzyka również była w sieci, a Paweł Gzyl tak wówczas pisał: „Brzmi to zaskakująco – niczym muzyka z filmów Quentina Tarantino czy Roberta Rodrigueza zremiksowana przez Lee Scratch Perry`ego z udziałem Alva Noto”. Nowatorstwo, pomysłowość i minimalizm zostały docenione nie tylko przez naszego recenzenta, ale również redakcję Resident Advisor, która wybrała płytę jako najlepszą w 2011 roku.

Zmiana skóry

Po takiej płycie muzyk skupił się na występach na żywo, szlifowaniu umiejętności producenckich, remixach, czyli starał się coraz lepiej czuć się w swoim fachu. Zamiast szybkiego zdyskontowania nabytej po debiucie popularności, postanowił się ukryć i wraz z gitarzystą Davem Harringtonem, z którym zresztą występował na żywo, założył zespół Darkside. Kolejna płyta i kolejne zaskoczenie. Wcale nie mieliśmy do czynienia z oczywistym następcą wyśmienitej poprzedniczki lub próbą kontynuacji, ale z całkiem nową propozycją. Zupełnie jakby Nico, wzorem najlepszych, poczuł, że czas na zrzucenie skóry, w której poczuł się już bardzo pewnie i komfortowo, co mogło być przeszkodą dla dalszego rozwoju.

Pojawiło się z jego strony więcej śpiewu oraz wycieczki w stronę chociażby bluesa. Elektroniczni puryści pewnie byli zbici z tropu, ale nie Maciej Kaczmarski z Nowej Muzyki: „Psychic to dzieło transgresyjne, oryginalne i po prostu kapitalne”. Wyraźne nurty krautrockowe oraz silne nawiązania do eksperymentów King Crimson zaprowadziły album „Psychic” na amerykańską listę Billboard, a rok później… do rozwiązania zespołu. Wąż znów potrzebował zmiany. Jeszcze w 2014 roku, zaraz po powrocie z trasy koncertowej, zabrał się za komponowanie nowych utworów, które znalazły swoje ujście w wydanym w 2015 roku albumie „Pomegranates” zaprezentowanym za pomocą serwisu YouTube. Warto zwrócić uwagę, że wraz z nową płytą powstało wydawnictwo Other People założone przez samego Jaara, w którym mógł publikować co chciał i kiedy chciał.

Nowo uzyskana swoboda zaznaczyła się wyraźne właśnie na płycie „Pomegranates”, która zawierała ambientowo-noise`we utwory. Nieregularne, poszarpane kawałki mogły stanowić próbki ze studia nagraniowego, ale w zamierzeniu samego twórcy miała to być alternatywna ścieżka dźwiękowa do filmu „Kwiat granatu” w reżyserii Siergieja Parajanowa. Nie wszyscy są skłonni traktować go jako pełnoprawny album studyjny, ale nie sposób nie docenić pojawiających się, zniewalających melodii w twórczości kompozytora. Również w 2015 roku film „Imigranci” Jacques’a Audiarda otrzymał Złotą Palmę w Cannes, do którego muzykę napisał właśnie Nicolás Jaar.

Czas zaangażowania

Muzeum Pamięci i Praw Człowieka w Chile postanowiło zaprosić do siebie muzyka z chilijskimi korzeniami. Miejsce to upamiętnia ofiary reżimu Pinocheta. Podziałało również silnie refleksyjnie na samego twórcę, który zaczął myśleć nad rolą polityki w świecie. Zastanawiał się nad oddziaływaniem wpływu polityków pokroju Margaret Tatcher czy Ronalda Reagana na następne pokolenia. Ważnym wydarzeniem był również zamach terrorystyczny w Bostonie w 2013 roku. Jak mówił w „Guardianie”: „Jedynym pytaniem, które mnie ekscytowało w tamtej chwili, było: czy muzyka elektroniczna może być albo powinna być polityczna? Czy możemy protestować poprzez muzykę instrumentalną? I jakbyś to zrobił?”.

Odpuszczając sobie spójność muzyczno-wizerunkową w 2016 roku wypuścił album „Sirens”. Znów uciekł od pójścia na łatwiznę, przekroczył konwencję i zdał się na własny instynkt. Przede wszystkim nowa płyta zdradzała dojrzałe podejście do muzyki, co łączyło się z mniejszymi przeskokami stylistycznymi, ale za to twórca postawił znak równości między rozpiętymi partiami instrumentalnej muzyki a wokalem, również w języku hiszpańskim. I choć naprawdę sporo się tu dzieje, to album nie miał wcale jednoznacznego odbioru.

Chwalony za pomysły, a przede wszystkim za dynamikę niektórych utworów Jaar, nie znalazł pełnej akceptacji w oczach Bartka Chacińskiego: „Gdy innym brakuje fantazji, jemu przydałby się ktoś, kto by trzymał fantazję w ryzach. Ta przypadłość, trochę przez skojarzenia wynikające z pochodzenia Jaara, kojarzy mi się w sztuce z Alejandro Jodorowskym. Może jego filmy mógłby Jaar oprawiać muzycznie?”. W każdym razie tu znów pojawia się nowy trop w jego muzyce – prostota, a nawet chwytliwość.

Zatańczmy

Nazbyt oczywiste skojarzenie, ale na tyle uporczywe, że muszę się go pozbyć przez spisanie go. A więc: Nicolás Jaar niczym David Bowie nabył zdolność zmiany osobowości i muzycznego wizerunku z płyty na płytę (zagadka: proszę posłuchać utworu „Penny” A.A.L. i znaleźć powiązanie między oboma Panami). Czasami są to zmiany radykalne wręcz. Jak ta z 2018 roku kiedy okazało się, że na przestrzeni lat 2012-2017 Jaar komponował „na boku” utwory o charakterze, słusznie nazwanym przez Anię Pietrzak, „radosnym”. Żeby jakoś pomóc zagubionym słuchaczom, swoje nowe wcielenie nazwał bardzo trafnie Against All Logic.

I tak album „2012-2017” odstawił do kąta „niebieską melancholię” i zaprosił odbiorców do tańca. Muzyka iskrzyła przebojowością oraz samplami z Jorge Santany. Jako sceneria do tej muzyki bardziej pasowałaby plaża niż zakurzona biblioteka. Po takiej niespodziance trudno było wyrokować dokąd zaprowadzi nas twórca. Tymczasem w 2020 r. pojawiła się kolejna płyta Against All Logic. Tym razem Jaar wypuścił zbiór utworów z lat 2017 – 2019. Zestaw był jakby bardziej dopracowany i  błyskotliwy. Przede wszystkim stanowił bezsporny dowód kunsztu. Niejako przy okazji ukazał nam jak mogłaby wyglądać rzeczywistość, w której to Nicolás Jaar dzierżyłby stery muzyki rozrywkowej. Przede wszystkim chodzi mi o utwór „Fantasy” z wstawkami z Beyoncé.

Nieprzypadkowo FKA twigs zaprosiła go do współpracy przy swoim wybitnym albumie „Magdalene”, a jego wkład był bardzo odczuwalny. Więc jak, działając na tylu różnorodnych frontach, znalazł czas, a przede wszystkim inspiracje, do stworzenia silnie ascetycznego dzieła jakim jest album „Cenizas”? Jak mówił dziennikarzowi Resident Advisor pracował w izolacji (jeszcze przed pandemią) i koncentrował się na pisaniu muzyki. Porzucając mięso, tytoń, alkohol i kofeiną skupiał się na odczuwaniu. „Projekt Against All Logic pozwolił mi stworzyć „Cenizas”. Pozbywasz się gniewu, a potem możesz płakać. A potem, po żałobie możesz robić to, co robi „Telas” (nadchodzący nowy album Jaara, trzeci w 2020 r. – przyp. red.), co po wysłuchaniu zrozumiesz. To proces” – mówił.

Diabelskie ziele i trąba anioła

Wielowymiarowa postać, jaką na przestrzeni lat stał się Nicolás Jaar, pozwala pisać o nim jako o wybitnym twórcy wywodzącym się z kręgu muzyki elektronicznej. Jest jednym z tych szczęśliwców, którzy ciężką pracą i nieokiełznaną fantazją wypracowali odrębny język i potrafią zaskakiwać publiczność, recenzentów czy znawców. Jednocześnie stara się usuwać w cień swój wizerunek, aby nie przysłaniał samej muzyki. Choć pytany, jasno opowiada się przeciwko wykluczeniom, rasizmowi czy nagonce na mniejszości seksualne. Co znamienne dla dzisiejszej postawy artystycznej, nie serwuje nam gotowych rozwiązań, pozytywnych scenariuszy na przyszłość czy łatwego pocieszenia.

W swej już bogatej dyskografii przerabia siebie za każdym razem. I za każdym razem nie boi się ryzyka. Nie jest to najpopularniejsza droga wśród twórców, nie tylko muzyki elektronicznej. Dziś najłatwiej marudzić o kondycji współczesnej muzyki czy braku oryginalności twórców, ale to jedynie od naszej determinacji i chęci otwarcia na nowe zależy czy świat Jaara przemówi do nas. Niewykluczone, że przed nami są ciekawsze rzeczy, niż to co już znamy i czego doświadczyliśmy. Nie wolno zapominać, że mamy do czynienia z kimś kogo na równi charakteryzują epitety: diabelskie ziele i trąba anioła.

Przy pisaniu artykułu posiłkowałem się tekstami z:
Resident Advisor
New York Times
The Fader
The Guardian







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Polecamy